Milik: Nie będę rozczarowany brakiem gry w pierwszym składzie
Arkadiusz Milik zdaje sobie sprawę, że może zabraknąć dla niego miejsca w wyjściowym składzie na mecz z Czarnogórą. - Czuję się dobrze i jestem gotowy do gry. Nie będę jednak rozczarowany, jeśli nie wyjdę w pierwszym składzie. Mam świadomość, że po świetnym meczu w Bukareszcie selekcjoner może nie chcieć wiele zmieniać - przyznał napastnik.
Marcin Feddek: Arek nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę i z Tobą rozmawiam, bo po Twojej kontuzji mógłbym się założyć, że na zgrupowaniu reprezentacji spotkamy się najwcześniej w czerwcu. Jednak medycyna czyni cuda, albo może Twój organizm jest na tyle wytrenowany, że udało Ci się wrócić w ekspresowym tempie.
Arkadiusz Milik: Szczerze, to bardzo się cieszę, że wszystko poszło po mojej myśli, a także po myśli kibiców. Wiadomo, że na rehabilitację i powrót do formy również potrzeba trochę czasu, a do tego nie wracam po naciągnięciu mięśnia, czy po jakiejś innej drobnej kontuzji. Skończył się dla mnie okres leczenia, lecz cały czas trwa okres odbudowy i zdaję sobie z tego sprawę. Czuję się świetnie i jestem gotowy do gry, ale są nadal pewne detale, nad którymi muszę pracować.
Sam wiem jak trudno jest wrócić do pełnej sprawności fizycznej po urazie kolana, jednak gdy patrzyłem na filmiki z Twojego Instagrama, to już po dwóch dniach od zabiegu stałeś na kontuzjowanej nodze i kopałeś piłkę. To było dla mnie zaskakujące.
Cóż mogę powiedzieć. Takie mają podejście i tak leczą we Włoszech, że szybko stawiają zawodnika na nogi. Wiem, że w Polsce często przez pierwszy miesiąc lekarze zalecają chodzenie o kulach. Nie komentuje tego, bo każdy ma prawo do stosowania swojej metody. Ja akurat cieszę się z tego, że leczyłem się we Włoszech, bo błyskawicznie wróciłem do zdrowia i jestem przygotowany do dalszej gry.
Gdy oglądałem Twoje pierwsze mecze po powrociem, to miałem wrażenie, że po przyjęciu piłki szukałeś podania do jednego z kolegów, a następnie wychodziłeś na pozycję. Nie zauważyłem, żebyś holował futbolówkę i angażował się w jakiekolwiek pojedynki. Boisz się trochę o zdrowie?
Nie, zupełnie nie. Na trzecim, czy czwartym treningu miała miejsce taka sytuacja, że przyjąłem sobie piłkę, a następnie zastawiłem się lewą nogą i dostałem kopnięcie pod kolano w identyczne miejsce jak wtedy, gdy zostałem kontuzjowany. Dzięki temu od razu zrozumiałem, że wszystko jest w porządku i nie mogę się niczego bać, tylko iść do przodu. Z treningu na trening czułem się coraz lepiej i byłem bardziej pewny siebie. Jeśli masz na myśli mecz Pucharu Włoch, to taki mamy styl i tak gramy, a ja jako napastnik nie angażuję się w holowanie futbolówki. Grając z Juventusem, mając trzech obrońców na plecach, ciężko jest przyjąć, obrócić się i uderzyć na bramkę. Nie ma na to miejsca i dlatego trzeba grać na jeden, lub dwa kontakty.
Jakbyś z perspektywy czasu spojrzał na to co się stało w meczu z Danią. To była sytuacja, którą mogłeś odpuścić, ponieważ powalczyłeś w bocznej strefie, gdzie nic nie mogło się raczej wydarzyć. Wyciągnąłeś z tego jakąś lekcję, czy zawsze będzie tak zachowywał się na boisku?
Wiesz ile razy zadawałem sobie pytanie: po co wsadzałem tam tę nogę? (śmiech) Takie sytuacje się po prostu zdarzają. Jest ich milion w trakcie całej kariery, a czasem okaże się, że jedna będzie pechowa. Myślę, że faktycznie popełniłem błąd, ale górę wzięła wtedy moja ambicja.
Czeka nas bardzo ciężki mecz. W 2012 roku byłem na wyjazdowym spotkaniu z Czarnogórą, w eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii (2:2) i pamiętam, że dwóch kibiców goniło mnie wtedy po trybunie z rozbitymi butelkami... Na miejscu Adama Nawałki kusiłoby mnie, aby wystawić Cię razem z Robertem Lewandowskim w ataku, ale jak sam mówisz są jeszcze rzeczy, które wymagają poprawy...
Czuję się dobrze i jestem gotowy do gry. Nie będę jednak rozczarowany, jeśli nie wyjdę w pierwszym składzie. Zdaję sobie sprawę, że są pewne etapy w rehabilitacji, które muszę przejść, a poza tym trzeba szanować wynik jaki chłopaki wywalczyli w Rumunii. Jestem z drużyną i jestem gotowy do grania, ale czy wejdę na pięć, czy trzydzieści minut, to już decyzja trenera. Ja ją zaakceptuję i mam świadomość, że po świetnym meczu w Bukareszcie selekcjoner może nie chcieć wiele zmieniać.
Tak naprawdę w reprezentacji opuściłeś tylko jedno spotkanie...
Zgadza się, jednak w Neapolu było ich prawie dwadzieścia... Akurat przez ten okres reprezentacji nie było i gdy koledzy opowiadali mi teraz jakieś żarty, to z reguły znałem je już ze swojego poprzedniego zgrupowania... (śmiech)