Pindera o Linares - Crolla II: Rewanże dobrze się ogląda

Sporty walki

Czy Jorge Linares znów pokona Anthony’ego Crollę na jego terenie, czy rewanż będzie równie pasjonujący jak ich pierwsza walka ? Odpowiedź poznamy oczywiście w Manchesterze.

31-letni Linares (41-3, 27 KO), Wenezuelczyk mieszkający w Japonii to jeden z najlepszych techników we współczesnym boksie. Aktualny mistrz WBA wagi lekkiej walczy efektownie wykorzystując szybkość i swoje wielkie umiejętności. Ale rok młodszy Crolla (31-5-3, 13 KO) to twardziel, który nigdy nie odpuszcza. I w żadnym wypadku nie można skazywać go w tym pojedynku na porażkę, tym bardziej, że będzie miał za sobą wspaniałą publiczność. A w wyrównanych walkach takie wsparcie może wiele pomóc. Czy będzie to pomoc, która da Anglikowi zwycięstwo i pas mistrza świata ? Zobaczymy, mimo wszystko nie byłbym jednak tego taki pewny. Bardziej cenię umiejętności Linaresa i chociażby dlatego stawiam na jego wygraną, choć mam świadomość, że jego szczęka nie należy do najtwardszych w tym biznesie, a skłonność do rozcięć też może odegrać w tej bitwie istotną rolę.

 

Ich pierwszy pojedynek, 24 września ubiegłego roku, też w Manchesterze, był zacięty i wyrównany, ale przyniósł wygraną Linaresowi  Teraz Wenezuelczyk twierdzi, że zrobi wszystko, by wygrać jeszcze wyraźniej, ale nokautu nie obiecuje.

 

Rewanże dobrze się ogląda, rewanże dobrze się sprzedają. Takie są fakty. W historii zawodowego boksu wiele było takich pojedynków. Bywało, że na rewanżach się nie kończyło i wielcy mistrzowie toczyli kolejne, równie pasjonujące walki.

 

Legendarny Ray "Sugar" Robinson bił się z La Mottą sześć razy, Muhammad Ali z Joe Frazierem czy Riddick Bowe z Holyfieldem trzykrotnie, a Manny Pacquiao z Manuelem Marquezem czterokrotnie. Pamiętamy jak to się skończyło, jak wyglądała ich ostatnia walka w której Pacquiao został znokautowany. Wydawało się, że dojdzie o piątej, ale na razie nic na to  nie wskazuje. „Pacman” i Meksykanin mają chyba inne plany.

 

Miałem okazję komentować wiele rewanżowych wojen na żywo, siedząc przy ringu i faktycznie były pasjonujące. Chociażby ta w Las Vegas, w 1999 roku, pomiędzy Lennoksem Lewisem i Holyfieldem.

 

Wiele emocji dostarczył rewanż Darka Michalczewskiego z  Graziano Rochiggianim. „Tygrys” zmusił rywala, trenowanego wtedy przed Emanuela Stewarda do poddania i uciszył głośną publiczność w Hanowerze.

 

Ale nic nie przebije rewanżowej walki Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe. Z polskiego punktu widzenia był to rewanż wszechczasów. Szkoda, że tak głupio przegrany.

 

Nigdy nie dowiemy się też jak skończyłby się rewanżowy pojedynek Tysona z Holyfieldem, gdyby „Bestia” nie próbowała odgryźć rywalowi ucha.

 

W Manchesterze aż takich emocji nie przewiduję, ale jestem przekonany, że twardego, dobrego boksu nie zabraknie. A zwycięzca prawdopodobnie zmierzy się w niedalekiej przyszłości z Mikey’em Garcią (36-0, 30 KO), moim ulubionym pięściarzem w tej kategorii. Niepokonany czempion organizacji WBC stawia na Linaresa, nie przekreślając oczywiście szans Anglika, ale wolałby chyba zmierzyć się z tym pierwszym. Obaj są przecież mistrzami świata trzech kategorii wagowych, do tego Linares nie przegrał od pięciu lat. Taka walka i ewentualne zwycięstwo z kimś takim jak „Nino de Oro (Złoty chłopak)”  z pewnością umocniłoby pozycję Garcii. Ale najpierw Linares musi wygrać z Crollą, a to nie będzie wcale takie proste. Jest wprawdzie szybszy, ma szybsze ręce i mono bije z obu rąk, ale Crolla też potrafi przyłożyć, szczególnie prawą, więc można tu pisać różne scenariusze.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie