Powała-Niedźwiecki: Emocje przekuwamy w koncentrację

Inne

Po ostatnim meczu z Holandią, brat napisał mu, że grał jak Richie McCaw. Stanisław Powała-Niedźwiecki ciężko pracuje na swoją pozycję w kadrze, łącząc grę w Ogniwie Sopot i reprezentacji z obowiązkami zawodowymi. Sam przyznaje, że porównanie jest przesadzone, ale jeśli chodzi o zaangażowanie w grę, nasz rwacz z pewnością nie ustępuje słynnemu Nowozelandczykowi.

Robert Małolepszy: Szwajcarzy prawdopodobnie przeciwstawią nam silniejszy młyn niż Holendrzy. Czy podczas zgrupowania, w obrębie tej formacji, przygotowywaliście się głównie pod kątem stałych fragmentów gry, czy również pod kątem gry otwartej?

 

Stanisław Powała-Niedźwiedzki: Głównie skupiliśmy na stałych fragmentach, ponieważ to był nasz najpoważniejszy problem w meczu z Holandią. Zwłaszcza w młynie zwartym. Musimy się poprawić, bo wiemy, że w tym elemencie Szwajcarzy będą groźniejsi niż nasz ostatni rywal. Dobrze radzą sobie także w pchaniu maula autowego, więc szlifujemy jak najszybsze "zawalanie" i tym samym powstrzymywanie przeciwnika. Wiemy, co zepsuliśmy z Holandią i jesteśmy na siebie wkurzeni. Byliśmy nastawieni na to, że w młynach spokojnie sobie z nimi poradzimy. Tymczasem rywale wykorzystali rozwiązanie taktyczne, które sprawiło, że pokrzyżowali nam plany. Jesteśmy więc źli i chcemy poprawić się w sobotę.

 

Rozumiem, że to rodzaj sportowej, motywującej złości?

 

Zdecydowanie. Jesteśmy po prostu świadomi błędów, które chcemy naprawić. Dla każdej formacji młyna to wstyd, kiedy przeciwnik dominuje i pcha, więc teraz celem jest zostawić po sobie lepsze wrażenie niż w poprzednim meczu.

 

Zgrupowanie powoli dobiega końca. Czy w szeregach reprezentacji odczuwasz już napięcie? Rosnące emocje?

 

Na pewno, ale objawia się to tylko w coraz większej koncentracji zawodników. Jesteśmy skupieni na treningach, a każdą zagrywkę chcemy wykonać jak najlepiej. Nie chcę zapeszać, ale mogę zdradzić, że podczas zajęć na boisku wszystko bardzo dobrze funkcjonowało. Były zgrupowania, kiedy było gorzej, a tu wszystko ładnie się zazębiało. Tym bardziej nie możemy pozwolić sobie na rozluźnienie, bo warunki meczowe mogą wszystko zmienić. Emocje rosną, ale wciąż są skrywane i przekuwane w koncentrację. Eksplozja będzie w sobotę wieczorem.

 

Przed meczem z Holandią mieliście szaloną wręcz liczbę sesji na boisku. Teraz trenujecie równie ciężko?

 

Intensywność jest mniejsza. Ze względu na święta zaczęliśmy zgrupowanie dzień później, we wtorek. Obciążenia też są mniejsze, ponieważ jesteśmy już w meczowym cyklu. Wszyscy graliśmy w sobotę w kolejce ligowej. Poza tym jesteśmy tuż po meczu z Holandią, więc nie zdążyliśmy wyjść z rytmu i nie musimy nadrabiać. Jest mniej jednostek, ale widać zmianę jakościową w naszej grze.

 

Przy okazji meczu pojawiło się kilka akcentów rodzinnych, bo w składzie są chociażby bracia Dawid i Mateusz Plichta. Ty też jesteś z bardzo rugbowej rodziny. Czy sport i mecze są głównym tematem, kiedy spotykacie się z tatą i bratem?

 

Kiedy spotykają się rugbiści, to temat ich rozmowy jest oczywisty. Możemy o naszej dyscyplinie debatować w nieskończoność, a żony nie mogą już tego słuchać. Teraz mój brat jest w Anglii, więc nie mamy tak częstego, bezpośredniego kontaktu, ale kiedy tylko może, ogląda nasze mecze w Internecie. Jeśli nie ma takiej możliwości, to śledzi wynik lub dzwoni do taty zapytać o rezultat. Potem przesyła gratulacje na Messngerze czy WhatsAppie. Ostatnio napisał, że grałem jak Richie McCaw (śmiech). Oczywiście trochę przesadził, ale trzeba brać przykład z najlepszych. Grałem z siódemką na plecach, więc sam numer ustawia inaczej myślenie. Ojciec z kolei jeździ na wszystkie mecze. Był w Łodzi, teraz przyjedzie do Warszawy. Po ostatnim gwizdku zawsze schodzi do mnie na murawę i przybijamy piątkę. Potem przychodzi czas na bardziej szczegółową rozmowę - co było dobrze, a co źle. Taka analiza trenerska.

 

Wiem, że tata nigdy nie zmuszał Cię do rugby, ale dorastanie w klimacie tej dyscypliny chyba naturalnie sprawia, że synowie idą w ślady ojców?

 

To prawda, nigdy nie byłem zmuszany. Tata prowadził treningi, a brat grał w młodzieżowych drużynach, więc jako dzieciak nie chciałem siedzieć sam w domu. Chodziłem z nimi i bawiłem się piłką przy linii bocznej. To było dla mnie naturalne środowisko od piątego roku życia i tak zostało, bo pierwszy turniej rozegrałem, mając osiem lat. Nie miałem w zasadzie epizodów związanych z innymi dyscyplinami. Jako nastolatek, kiedy byłem już w 100% wkręcony na rugby, wystartowałem co prawda w zawodach pływackich, ale tylko dlatego, że wysłano mnie tam ze szkoły. Zaznaczyłem jednak, że jestem rugbistą, więc nie mogą ze mną wiązać żadnych planów zawodniczych. Umiejętności z treningów przydały mi się też w dwóch meczach koszykówki, które rozegrałem w drużynie z tatą. Dziwiłem się tylko, że sędzia gwizdał faul przeciwnika, kiedy to ja robiłem wyblok pod koszem (śmiech).

 

Mówisz o przydatnych elementach rugby. Ta dyscyplina, jako sport zespołowy, uczy pracy w grupie, orientacji na wspólny cel. Niesie ze sobą wiele wartości. Czy jest coś, co możesz przełożyć z rugby na swoją pracę zawodową? Bo jest to dość niecodzienne jak na rugbistę zajęcie.

 

Można to nazwać ewenementem, bo nie ma chyba wśród czynnych rugbistów drugiego polonisty. Moja praca jest specyficzna. Korekta tekstów polega na wyłapywaniu błędów, więc nie można się tym zajmować późną nocą, kiedy człowiek jest zmęczony. Doświadczenia z rugby pomagają na pewno zachować samodyscyplinę i trzymać się planu. Nie mogę pozwolić sobie na zaległości. Można tu zrobić analogię do treningu: jeśli opuszczę jakąś jednostkę treningową, to nie zrobię kolejnego kroku do przodu. Trzeba też przyznać, że rugby trochę przeszkadza. Choćby teraz, kiedy jestem na kadrze, bardzo ciężko jest znaleźć czas na obowiązki. Koledzy mogą potwierdzić, że w wolnych chwilach zawsze coś czytam, ale nie pracuję w pełnym wymiarze, bo muszę się regenerować. Staram się jednak łączyć te obowiązki z grą, bo kadra jest dla mnie bardzo ważna. Negocjuję więc z kontrahentami przedłużenie terminu.

 

Kiedy słyszą, że ich korektor reprezentuje Polskę, to chyba są wyrozumiali? Znają Twoją rugbową pasję?

 

Niektórzy wiedzą i wtedy zawsze gratulują powołania czy wygranego meczu. Na ogół są w ciężkim szoku, bo zupełnie nie spodziewają się takiego połączenia. Co tu dużo mówić, korektorzy to na ogół kobiety i mole książkowe, a nie rugbiści. Kiedy na targach książki spotkałem się z wydawnictwem, z którym współpracuję, nie mogli uwierzyć, że "taki wielki chłop" czyta książki.

Robert Małolepszy, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Przetrwaj i wygraj - odcinek 2

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie