Repo: Lubię polegać na swoich indywidualnych umiejętnościach

E-sport

Chwilę po zakończonym finale ESL Mistrzostw Polski przed naszą kamerą wystąpił Karol 'repo' Cybulski, zawodnik Izako Boars, który wraz z drużyną na turnieju zajął 3-4. miejsce.

Szymon Groenke: Przez fazę grupową przeszliście gładko. Udało się. Niestety, wczoraj PRIDE okazało się zbyt silne. Jakie nastroje panują w zespole?

 

Karol ‘repo’ Cybulski: W drużynie czujemy się pewnie, zwłaszcza po tym meczu. Pokazaliśmy, szczególnie na Mirage, że potrafimy grać na drużynę, która trenuje już pół roku. Po zmianach kamila i mnie trochę chłopaki grali, jeździli, mieli za sobą oficjalne mecze. My tak naprawdę jesteśmy zespołem od miesiąca, nawet nie całego, jeśli miałbym być szczery.

 

No ale nie uważamy, żeby ten turniej był wielką porażką. Następnym razem na pewno będziemy lepiej przygotowani. Po prostu  nie mieliśmy tyle czasu, żeby grać na takie formacje jak PRIDE i Team Kinguin.

 

No właśnie. Wspomniałeś o Mirage. W pewnym momencie wydawało się, że już po wszystkim. Wtedy nagle powróciliście i zabrakło naprawdę niewiele.

 

Cały mecz i to, że go przegraliśmy, biorę na klatę, na swoją odpowiedzialność, bo jest to wyłącznie moja wina. Dzień wcześniej w ogóle nie spałem. Miałem problemy życiowe, o których nie chcę mówić. Na pojedynek przyszedłem niewyspany, byłem zmęczony. Nie miałem własnej inicjatywy, zwłaszcza w CT. Ja mam rolę dosyć agresywną w drużynie, czyli zespół mi ufa. A tego zaufania, niestety, nie mogłem wykorzystać. Nie byłem w stanie skupić się na grze. Miałem w głowie inne rzeczy niż CS-a. Ale po stronie terrorystów myślałem cały czas, logicznie próbowałem dostosować się do sytuacji, adaptować się do nich. Mimo że nie wychodziło mi strzelanie, mimo że tak naprawdę przeszkadzałem drużynie, to jeśli chodzi o prowadzenie, uważam, że było całkiem dobrze.

 

Grałeś wczoraj na MINISE’a. W ostatnim wywiadzie wspomniałeś, że to jeden  z najsprytniejszych graczy na świecie, porównując go m.in. do Snaxa. Czy wykorzystał ten spryt w meczach przeciwko wam i Team Kinguin?

 

MINISE zawsze wykorzystuje takie swoje place’y. On po prostu jest sprytny, bo jest z kuźni Snaxa. Jeśli na polskiej scenie jest popularne, zwłaszcza w tych czołowych drużynach, mówienie o tym, że np. MICHU jest z kuźni tego, ten jest z kuźni tego, to powiedzmy, że MINISE jest z kuźni Snaxa i tak naprawdę dużo się od niego nauczył. Strasznie stylem przypomina mi JW, a ja się tym jaram. To outplayowanie przeciwników przez smoke’a. MINISE robi to co mecz i to w niekonwencjonalny sposób, czyli nie zobaczymy tego w każdym spotkaniu, ale np. raz na dziesięć czy raz na dwadzieścia meczów. Po prostu adaptuje się do sytuacji i próbuje coś wymyśleć. Strasznie pochwalam jego postawę jako gracza i uważam, że jest dobry – po prostu.

 

Dziś była taka sytuacja, że MINISE miał okazję zabić przeciwnika z noża, ale tego nie zrobił. Adam Gil powiedział, że po prostu ten pojedynek był dla niego tak ważny, że nawet o tym nie pomyślał. Było widać u niego ten stres, tę chęć pokonania byłego zespołu?

 

Jak się odchodzi, czy zostaje się wyrzuconym, to największym sukcesem jest wtedy pokonanie tego właśnie zespołu i pokazanie, że: - dobra, wyrzuciliście mnie, ale to był wasz błąd i ja wam to teraz pokażę i będę pokazywał w każdym meczu. I tak właśnie MINISE będzie podchodził do pojedynkow z Kinguin. Myślę, że są na dobrej drodze, coraz lepiej grają jako PRIDE. Mimo że ta równowaga jeśli chodzi o wynik – raz przegrywają, raz wygrywają… Jeszcze nie są stabilni. Ale jeśli popracują trochę nad stroną CT, mogą dorównać „Pingwinom”, albo nawet ich przewyższyć.

 

A ty czułeś coś takiego we wczorajszym meczu? Sytuacja jest dość podobna.

 

Coś takiego czułem tylko, jak wyrzucili mnie z AGG. W PRIDE to nie było wyrzucenie. Sytuacja polegała na czymś innym. Nie chodziło o to, że jestem za słaby, czy kamil jest za słaby. Po prostu nie było chemii w drużynie, chcieliśmy zmian i tak wyszło. Nie mam PRIDE nic do udowodnienia. Ja, jak wchodzę na turniej, nie myślę „muszę wygrać z tymi, muszę wygrać tamtymi”. Ja po prostu chcę wygrać dla drużyny, bo drużyna jest  najważniejsza.

 

W rozmowie z października ubiegłego roku wspomniałeś o tym, że cieszysz się, gdy presja spoczywa na twoich barkach. Rozmawialiśmy wtedy o nieprzychylnych komentarzach w sieci. Gdy przeszedłeś do Izako Boars, sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie musisz już użerać się z hejterami. Teraz macie tak duże grono oddanych fanów, że po porażkach musicie odczuwać wsparcie. Czy wolisz grać pod presją, czy w takiej sytuacji odnajdujesz się lepiej?

 

Jak presja jest na drużynie, wolę ją brać na siebie. Bo wiem, że mogę sobie z tym mentalnie poradzić. Czy komfortowo się gra? Mamy fajny fanbase. Mi się serio podobają te komentarze ludzi, że nas wspierają i śledzą.

 

W Izako Boars dostałem szansę. Od dawien dawna musiałem grać pasywnie. Tylko w ESC grałem agresywnie i ten styl mi wychodził. I zauważyłem, że jak w Izako Boars zacząłem grać agresywnie – czyli jako prowadzący, który jest także entry fraggerem, co jest niecodzienne – to gra zaczęła się lepiej układać i w mojej głowie jest o wiele luźniej, gdy mogę polegać na swojej indywidualności.

Szymon Groenke, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie