Pindera: Na wielkie grzmoty trzeba poczekać

Sporty walki

„Wojny o Meksyk” nie było. Saul Alvarez łatwo wygrał w Las Vegas z Julio Cesarem Chavezem Jr i potwierdził, że 16 września zmierzy się z Giennadijem Gołowkinem.

Oczekiwania były inne. 26 letni Alvarez był wprawdzie faworytem w starciu z Chavezem Jr, nie sądzono jednak, że przyjdzie mu to aż tak łatwo. Syn legendy meksykańskiego boksu tak naprawdę nie podjął walki. Sędziowie tym razem nie mieli trudnego zadania każdy z nich wypunktował wszystkie rundy dla Alvareza. Statystyki potwierdzają dominację „Canelo”. Młodszy z Meksykanów wyprowadził 604 ciosy, trafiając 228, co dało mu skuteczność 37,7 procent. 31 letni Chavez Jr odpowiednio: 302 – 71 – 23,5 proc.

- Byłem osłabiony zbijaniem wagi, nie miałem siły zadać ich więcej – tłumaczył po walce, która bardziej przypominała sparing niż zażartą bokserską wojnę.

Walkę rozegrano w umownym limicie 164,5 funtów, obaj wnieśli na wagę 164 funty, ale w dniu walki nie stanęli na niej raz jeszcze. Lepsze warunki fizyczne starszego z Meksykanów, byłego mistrza świata wagi średniej (WBC) nie miały większego znaczenia. Alvarez był zdecydowanie szybszy, mobilniejszy, jego lewy prosty pracował bez porównania lepiej (83-15). Mocnych ciosów też zadał zdecydowanie więcej (145-56). „Canelo” nie siadał w przerwał między rundami, a na pytanie Maxa Kellermana, czy to jakiś eksperyment powiedział, że robił to co podczas przygotowań.

Chavez Jr z kolei narzekał na taktykę ustaloną przez Nacho Beristaina. – Kazał więcej atakować, bić dużo ciosów, a to nie jest mój styl. Zresztą byłem zbyt słaby fizycznie, by to robić – mętnie szukał przyczyn swojej porażki.

A prawda jest chyba inna. Alvarez złamał go psychicznie, pokazał, że jest lepszym bokserem, że ma więcej atutów. Był szybszy, lepiej czuł dystans, a  gdy stawał przy linach i chował się za podwójną gardą, Chavez Jr nie był w stanie go trafić. Co więcej, kontrataki „Canelo” sprawiały mu wiele problemów. Były mistrz kategorii junior średniej i średniej (WBC), oraz ostatnio junior średniej WBO, bił w różnych płaszczyznach, trafiał jak chciał kombinacjami.

Gwizdy i buczenie 20 tysięcznej publiczności w T-Mobile Arena w Las Vegas mówią wszystko o jej nastrojach. W wielkie meksykańskie święto, „Cinco de Mayo” oczekiwanej wojny o Meksyk nie było, ten pojedynek w niczym nie przypominał tych najsłynniejszych bitew z historii. Chavez Jr sprawiał wrażenie, że wyszedł tylko po wynoszącą 3 mln dolarów gwarantowaną wypłatę. Alvarez miał zagwarantowane 5 mln.
Cieszy jedynie, że za cztery miesiące, 16 września w Święto Niepodległości, powinno być znacznie ciekawiej, gdy Alvarez zmierzy się z królem wagi średniej, Giennadijem Gołowkinem.

„Triple G” obserwował walkę „Canelo” z Chavezem Jr siedząc przy ringu razem z trenerem Abelem Sanchezem i promotorem Tomem Loefflerem. Później, już w ringu potwierdził, że jest gotowy na wojnę z Alvarezem.

- Negocjacje były łatwe, szybko doszliśmy do porozumienia – mówi Oscar De La Hoya, promotor Alvareza. – Zresztą  od początku twierdziłem, że do tej walki dojdzie w 2017 roku.

35-letni Kazach, jak zwykle miły, sympatyczny, w swoim stylu zapowiedział „Big Drama Show”, a komplementując Alvareza za jego zwycięski pojedynek z Chavezem Jr dodał tylko, że we wrześniu walka będzie wyglądać zupełnie inaczej.
 
Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość i trochę poczekać, ale warto, bo to będzie wieki hit. Gołowkin, to nie Chavez Jr, Alvarez i jego promotor Oscar De la Hoya mają tego świadomość, ale klamka zapadła. To może być dla „Canelo” przepustka do wieczności, ale też droga do piekła. Poczekamy, zobaczymy.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie