Iwańczyk: Cztery wesela i pogrzeb

Piłka ręczna
Iwańczyk: Cztery wesela i pogrzeb
fot. Cyfrasport

Były trzy medale mistrzostw świata, cudowne Euro w Polsce i piękne plany na przyszłość. Nie zostało z tego nic poza złowrogą atmosferą, niedomówieniami, podzielonym środowiskiem i brakiem pomysłu na przyszłość. Co dalej z polską piłką ręczną?

Polskich szczypiornistów zabraknie w mistrzostwach Europy po raz pierwszy od 18 lat. Nie wnikając w szczegóły należy uznać to niepowodzenie za klęskę, zważywszy na aspiracje i możliwości, jakie miała i dostała polska piłka ręczna. Zdaje się jednak, że problem jest dużo głębszy i poważniejszy, a publiczna awantura wokół trenera Tałanta Dujszebajewa poczucie chaosu i katastrofy tylko potęguje.

 

Nie trzeba być szczypiorniackim ekspertem, by zorientować, że jest wyjątkowo źle. Trudno przypomnieć sobie, by tak kończyła się przygoda z reprezentacją jakiegokolwiek selekcjonera w jakimkolwiek innym sporcie. Nawet zwalniany za wozem transmisyjnym przez Grzegorza Latę z ówczesnego PZPN Leo Beenhakker nie kumulował wokół siebie takiej niechęci jak charyzmatyczny, ale kontrowersyjny Kirgiz. Nie wiemy, czy słusznie, ale o trenerze, który wraz z zespołem był o krok od medalu igrzysk olimpijskich, czytamy dziś, że jest tyranem, nieudacznikiem, jego oponenci – mówił Marek Panas w rozmowie ze Sportowefakty.WP.pl – otwierają szampana i mówią, że odejście trenera to najlepsze, co mogło przytrafić się polskiej piłce ręcznej.

 

Pomijając, że Dujszebajew wzbudzał ambiwalentne odczucia już od momentu, kiedy ogłoszono go jako kandydata na trenera Polaków, to właściwie cały okres jego rządów naznaczony był niespójnością interesów. Interesów – podkreślmy – reprezentacji, która z natury rzeczy jest dobrem powszechnym i bezdyskusyjnym. Jest sprawą powszechnie znaną, że to szkoleniowiec nie przebierający w środkach, a jego wynikający z historii i kultury styl może budzić zdziwienie. Jednak jak w żadnym innym znanym przypadku środowisko podzieliło się wyjątkowo: na tych, którym metoda „wzięcia za twarz” odpowiada, choć ci wprawdzie są nieliczni, i na tych, którzy takiego stylu nie akceptują. Co wprawniejsi kibice również zaprezentowali podejście dwubiegunowe, niczym na polskiej scenie politycznej: w Kielcach Dujszebajewa uwielbiano, w Płocku nienawidzono.

 

Po „frajerskim” – jak nazwano w prasie – remisie z Białorusią, który niemal ostatecznie przesądził o niepowodzeniu w eliminacjach Euro, sprawa rozwiązała się sama, bo Dujszebajew podał się do dymisji. Zdaje się, że zdania zmieniać nie zamierza, choć namawia go do tego prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Andrzej Kraśnicki. Nie ma/nie będzie Dujszebajewa, ale polska piłka ręczna z problemem pozostała. Nawet nie tym doraźnym, jakim jest brak Polaków w mistrzostwach, ale długofalowym i brzemiennym w skutkach. Nie tylko nie ma trenera, ale i atmosfery, drużyny, następców ustępujących gwiazd. Pozostał jedynie niesmak, że ktoś popsuł dobrze zapowiadający się mechanizm. Kto, nie wiem, zbyt daleko nam do środowiskowych spraw ręczniaków, ale kibice w Polsce, nawet ci spoza szczypiorniaka, zadają sobie pytanie, co dalej?

 

Mieliśmy trzy medale mistrzostw świata, cudowne Euro w Polsce i piękne plany na przyszłość. Nie zostało z tego nic poza złowrogą atmosferą, niedomówieniami, podzielonym środowiskiem i brakiem pomysłu na przyszłość. Słowem: tragedia, której winien jest ktoś jeszcze poza palonym właśnie na stosie Dujszebajewem.

 

Intuicyjnie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakich argumentów użyją ci, którzy za taki stan rzeczy odpowiadają. Można podejrzewać, że prezes Kraśnicki będzie mówił o pokoleniowej wyrwie, słabnącej koniunkturze, etc. Warto więc w tym miejscu przypomnieć, że siatkówka startowała dokładnie z tego samego miejsca. Ledwie kilka tygodni po przełomowym mundialowym triumfie drużyny Raula Lozano w jego ślady poszedł Bogdan Wenta i jego zespół. Jeszcze przez chwile szczypiorniści byli powtarzalni jak ich koledzy spod siatki, obie dyscypliny dostały tyle samo kibicowskiej miłości oraz zainteresowania podmiotów państwowych, z których wypływa sponsorska kasa, oba sporty wreszcie dostały możliwość organizacji nad Wisłą kluczowych dlań imprez – mistrzostw świata i Europy. W ręcznej jednak skupiono się na konsumpcji fruktów, w siatkówce, choć i tu można mieć zastrzeżenia, zadbano o to, by znaleźć następców Piotra Gruszki czy Sebastiana Świderskiego. Choćby poprzez pielęgnowanie Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale, powołanie do życia Siatkarskich Ośrodków Szkolnych, z których tylko siłą statystyki muszą i wychodzą przyszli reprezentanci. Dziś siatkarze mają złoto mundialu, a w zbliżających się mistrzostwach Europy będą jak zwykle faworytami do medalu.

 

Jeśli więc czytam z wypowiedzi byłych reprezentantów, że karierę Dujszebajewa, choć nie dokończył powierzonej do kolejnych igrzysk misji, i tak należy uznać za udaną, bo zdołał namówić do powrotu gwiazdy pokroju Jureckiego, Lijewskiego czy Bieleckiego, to zastanawia mnie, co w piłce ręcznej robiono przez ostatnie lata. O tym, że jednym z podstawowych praw natury jest proces starzenia się, wie nawet rozpoczynające edukację dziecko. W ZPR w Polsce uznano widocznie, że piłkarze ręczni tej regule nie podlegają i wspomniani wyżej, a także Szmal, Tkaczyk, Jurasik czy Siódmiak będą grać do końca świata. Proszę wybaczyć, ale z takim podejściem nawet Kirgiz nie pomoże. Choćbyście Panowie sprowadzili najlepszego szkoleniowca na tej planecie, to i tak przed tym pogrzebem ręcznej, którego jesteśmy świadkami, nic nas nie uchroni. Bo że do niego doprowadziliście, chyba nie macie wątpliwości, prawda?

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie