Zmarł nestor francuskiego futbolu. Pochodził z Polski
Jean Swiatek, nestor reprezentantów Francji , zmarł w Bordeaux, w nocy z wtorku na środę, w wieku 95 lat. Z trójkolorową koszulką wystąpił pięciokrotnie. Po raz pierwszy zagrał przeciwko Belgii (3:1) 24 grudnia 1944, a zakończył wyjazdowym meczem, również z Belgią (1:4) 4 czerwca 1950 roku.
Międzynarodową reputację zdobył w remisowym (2:2) meczu z Anglią rozegranym 26 maja 1946 roku na Wembley. W tym meczu miał kryć legendarnego Stanley Matthewsa i zrobił to w sposób rewelacyjny. Słynny Anglik wiele sobie w tym meczu nie pograł. Jego gra zrobiła ogromne wrażenie na mediach angielskich, które nazajutrz nadały Swiatkowi przydomek King Konga.
Był twardym, silnym środkowym obrońcą (1,83 m – 80 kg), napastnicy aż drżeli przed jego siłą i nieustępliwością. Mógłby zaliczyć więcej występów, gdyby nie Robrt Jonquet, partner Kopy w Stade de Reims. A wtedy Reims rządziło na francuskich boiskach.
Jan Swiatek urodził się w Polsce, w Dusznikach Zdroju 11 grudnia 1921 roku. Jako czterolatek wyemigrował z rodzicami do węglowej Lotaryngii, dużego skupiska Polaków. Tu rozpoczął swoją piłkarską przygodę w klubie Blenod. Jednak ta świetnie zapowiadająca się kariera została przerwana w okresie wojennym. W 1942 roku został wysłany na przymusową pracę do Niemiec. Rok później udało mu się uciec do południowo-zachodniej Francji. Przypomnijmy, że wtedy Francja była podzielona na dwie części, północną okupowali naziści.
W tym samym roku został zaangażowany przez Girondins Bordeaux, z którymi podpisał zawodowy kontrakt w 1944 roku. Temu klubowi pozostał wierny przez 17 lat swojej kariery; do 1953 roku rozegrał 201 meczów.
Jako kapitan poprowadził Żyrondystów do tytułu mistrza Francji w 1950 roku. W tym samym sezonie Bordeaux grało w popularnym po wojnie Pucharze Łacińskim. Niestety, w finale Żyrondyści musieli uznać wyższość portugalskiej Benfiki (3:3 i 1:2).
Jan Swiatek znał kilka słów po polsku. Często nucił pierwszą zwrotkę Mazurka Dąbrowskiego. Kraj dziadków po raz pierwszy odwiedził w 2006 roku, ponad 80 lat po jego opuszczeniu. Przyjechał na zaproszenie organizatorów charytatywnego meczu oldboyów Polska-Francja rozegranego na stadionie Legii Warszawa.
Trudno opisać jego emocje, kiedy wylądował na lotnisku Fryderyka Chopina na Okęciu. To było niesamowicie wzruszające przeżycie, które słynny King Kong wspominał aż do śmierci.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze