Pindera o Ward - Kowaliow: Rewanże mają swój smak
Siergiej Kowaliow obiecuje wielkie grzmoty i liczy na słodką zemstę, którą ma mu przynieść wygrana z Andre Wardem. Może się jednak skończyć na pogróżkach, bo w rewanżu Amerykanin już wie czego się spodziewać.
Tym razem, to on będzie bronił trzech pasów (WBA, IBF, WBO) w wadze półciężkiej, które w listopadzie minionego roku zabrał Rosjaninowi. O pierwszej walce napisano tak dużo, że nie ma sensu do niej wracać. Werdykt był kontrowersyjny, ale nie nazwałbym go skandalicznym. Nie tylko dla mnie na zwycięstwo bardziej zasłużył Kowaliow, który w drugiej rundzie miał Warda na deskach, ale z drugiej strony „Krusher” sam przyznał, że od połowy pojedynku nie miał już sił. - Wtedy byłem przetrenowany, drugi raz tego błędu nie popełnię – mówił ostatnio.
34 letni Kowaliow obiecuje zemstę, twierdzi, że tym razem nie zostawi decyzji w rękach sędziów, tylko skończy walkę przed czasem. Nie ukrywa wściekłości i tego, że nie lubi Warda, co więcej, nie uznaje go za mistrza. Uważa, że w pierwszej walce został okradziony i niczego nie zmienia fakt, że miał problemy kondycyjne.
Siergiej Kowaliow (31-1-1, 26 KO), to bardzo dobry pięściarz, mocno i celnie bijący z obu rąk, świetnie boksujący w dystansie, ale coś mi się wydaje, że rok młodszy Ward wie o nim już wszystko. I mało prawdopodobne, żeby popełnił po raz drugi taki błąd, jak w tamtym pojedynku. Wtedy odkrył się w ataku, został skontrowany i wylądował na deskach. Ale do nokautu było daleko.
Andre Ward (31-0, 15 KO), ostatni amerykański mistrz olimpijski w boksie, to swoisty fenomen. Mało kto już pamięta, że ostatniej porażki zaznał blisko dwadzieścia lat temu, 7 lutego 1998 roku w Kansas, w kat. 132 funty (59,87 kg), podczas rozgrywanych tam National Silver Gloves dla chłopców 12-13 letnich. Jego pogromca, John Revish (10-12-2, 8 KO) z Fłorydy, wielkiej kariery nie zrobił, zakończył ją trzy lata temu, ostatnią z jedenastu porażek z rzędu, które zapoczątkowała przegrana z Adrienem Bronerem.
A Ward, sześć lat później był już mistrzem olimpijskim. Złoty medal w kategorii półciężkiej zdobył w Atenach (2004) wygrywając wszystkie walki w wielkim stylu.
W eliminacjach gładko (23:16) pokonał wielkiego faworyta, Rosjanina Jewgienija Makarenkę, mierzącego 196 cm mańkuta, który miał na swym koncie dwa tytuły mistrza świata i Europy, a jeden z tych tytułów wywalczył podczas ME w Permie (2002) w wadze ciężkiej.
Na zawodowym ringu Ward też nie znalazł pogromcy. Długo rządził wagą superśrednią, teraz ma trzy pasy w półciężkiej, ale w rewanżu musi udowodnić, że jest lepszy od Kowaliowa. Na szali jest też pas magazynu The Ring.
Nikt nie wie, jak potoczy się ten pojedynek. Ward uczy się na błędach, potrafi wyciągać wnioski, więc być może wytrąci Rosjaninowi jego atuty już na początku walki. Kondycyjnie zawsze był świetnie przygotowany, a że jak mało kto posiadł też umiejętność wysysania z rywala energii, to nie wykluczam, że tym razem wygra pewnie.
Ale tacy, jak Kowaliow zawsze mają szansę, by odwrócić bieg wydarzeń. Rosjanin jest groźnym puncherem, który potrafi przy tym bardzo dobrze boksować, ale tylko w dystansie. Żeby poradzić sobie z destrukcyjnym stylem Warda musi mądrze gospodarować siłami. Do tego potrzebna jest zimna jak lód głowa i umiejętność odpowiedniego oddychania. Jeśli tego zabraknie, to Kowaliow nie zrealizuje swojego celu, nie odzyska pasów.
Jedno jest pewne, w rewanżu zderzenie tych wielkich bokserskich osobowości, będzie jeszcze bardziej interesujące. Rewanże na ogół mają swój niepowtarzalny smak, lepiej się sprzedają, tyle że zarówno Ward, jak i Kowaliow nie mają magicznej siły przyciągania i trudno liczyć znaczący sukces finansowy. Do ich pierwszej walki organizatorzy sporo dołożyli.
Trochę to smutne, bo walk o tak wielkim potencjale sportowym, mamy przecież niewiele.
Transmisja walki Ward - Kowaliow 2 w nocy z soboty na niedzielę od 2.00 w Polsacie Sport.
Komentarze