Pindera: Napięcie powoli rośnie

Sporty walki
Pindera: Napięcie powoli rośnie

Polsat Boxing Night 7 zbliża się wielkimi krokami. Widać to chociażby w lobby hotelu Novotel w Jelitkowie.

To baza uczestników tej prestiżowej imprezy. Tyko Tomasz Adamek, tradycyjnie już, mieszka gdzie indziej. Pozostali bardzo chwalą sobie dawną Marinę. Mieszkałem tu wielokrotnie, ostatnio podczas siatkarskich mistrzostw Europy w 2013 roku, które nie były udane dla Polaków. Pamiętam stare czasy i mistrzostwa Europy juniorów w boksie w 1988 roku, na kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi w Seulu. Już wtedy młodzi polscy pięściarze nie prezentowali się najlepiej. Później wielokrotnie zatrzymywałem się tam, gdy pingpongowa Superliga gościła w Trójmieście. To był ulubiony hotel nieżyjącego Andrzeja Grubby, najlepszego w historii naszego tenisisty stołowego. To właśnie tam świętowaliśmy jego zakończenie kariery na które zjechały największe gwiazdy tej dyscypliny.

Teraz też nie brakuje znanych nazwisk. Zawodnicy zameldowali się wczoraj, by stawić się na konferencji prasowej w Ergo Arenie. Zagraniczni goście zachwyceni Trójmiastem żałują tylko, że nie będą mieć okazji, by bliżej zapoznać się z piękną okolicą, ale Argentyńczycy już mnie posłuchali i wybrali się na spacer do Sopotu.

Damian Ezequiel Bonelli, gdy zapytałem go dlaczego tak późno, mając prawie 35 lat podpisał zawodowy kontrakt odpowiedział, że boks to po prostu kolejna, sportowa przygoda w jego życiu. Od dziecka grał w piłkę nożną, to była jego dyscyplina. Ale gdy okazało się, że potrafi zadawać mocne ciosy, postanowił spróbować. I na razie wygrywa. Przegrał tylko raz, w dalekiej Australii, po równej walce. Na ogół szybko nokautuje rywali. Ale zdaje sobie sprawę, że w starciu z Maciejem Sulęckim nie będzie faworytem. Widział w internecie kilka walk Polaka i  przyznaje, że potrafi boksować. Ale wierzy, że da sobie radę. Jego ulubionym pięściarzem w Argentynie jest Marcos Rene Maidana, ceni też Lucasa Mathysse, który ostatnio zmienił kategorię na wyższą i wygrał w wadze półśredniej.

„El Pollero” stawia w ringu na twarde, bezkompromisowe wymiany ciosów. Takim twardym boksem będzie też starał się złamać w sobotę Sulęckiego. Na razie chłonie wszystko wokół. W Polsce jest pierwszy raz, nie był nigdy w Europie, i jest zachwycony tym co widzi wokół.

Pobyt w naszym kraju chwali sobie również rywal Tomasza Adamka, Australijczyk Solomon Haumono. Urodził się wprawdzie w Nowej Zelandii, ale czuje się człowiekiem z Tonga. Stamtąd pochodzą jego rodzice, tam wciąż mieszka większość jego rodziny. Gdy grał zawodowo w rugby reprezentował Tonga, ale raz zagrał też w barwach Australii, gdzie mieszka z żoną i piątką dzieci.

Mocno zbudowany (prawie 110 kg wagi) przy wzroście 188 cm, wygląda na bardzo silnego mężczyznę. Cichym, spokojnym głosem opowiada mi o życiowych zakrętach, o uzależnieniu od narkotyków, próbach samobójczych. Jego kumpel, Paul Briggs miał podobne problemy. Solomon był przed laty jego sparingpartnerem. Mówi, że oglądał obie walki Briggsa z Tomaszem Adamkiem i do dziś pamięta, jak krwawe były to wojny.

Gdy dowiedział się, że będzie walczył z Polakiem obejrzał też kilka innych jego pojedynków, kiedy wygrywał w wadze junior ciężkiej, widział też przegraną z Witalijem Kliczką.  


Podkreślił, że bardzo ceni Adamka i uważa, że wciąż jest bardzo dobrym pięściarzem.

Gdy pytam go co sądzi o Josephie Parkerze, dziś mistrzu świata organizacji WBO, który znokautował go w ubiegłym roku, podkreśla szybkość Nowozelandczyka. – Był znacznie szybszy ode mnie, ma bardzo szybkie ręce. Tych podbródkowych, którymi mnie rozbił nie widziałem.

Wie, że Adamek też jest szybki, ale wierzy, że sobie z nim poradzi.

Z „Góralem” łączy go niewątpliwie głęboka wiara. Mówił mi, że kiedy było już z nim naprawdę źle i widział wokół siebie tylko demony, Bóg wskazał mu drogę, dał jeszcze jedną szansę.


Teraz prowadzi w Sydney, razem z żoną, ośrodek dla dzieci z problemami. Głosi tam Ewangelię.

Boks odegrał ważną rolę w jego życiu. Poszedł tą drogą, tak jak kiedyś jego ojciec, były mistrz Australii w wadze ciężkiej. On nigdy nie boksował amatorsko. Grał z powodzeniem w rugby, to był jego sport. Ale pewnego dnia założył rękawice i zrozumiał, że to jest to.

Ma 41 lat i nie czuje się stary, ale nie chce mówić o przyszłości. Na razie koncentruje się na walce z Adamkiem, to jest jego główny cel. A na moje pytanie, kto jego zdaniem jest najlepszym pięściarzem w wadze ciężkiej odpowiada, że Anthony Joshua.


Robert Tlatlik, rywal Łukasza Wierzbickiego, urodził się w Chorzowie, ale od dziecka mieszka w Niemczech. Teraz w Essen, tak samo jak jego brat Sebastian, też zawodowy bokser. Robert jest niepokonany i wierzy, że tak będzie również, gdy obudzi się w niedzielę, już po gali organizowanej przez Mateusza Borka.


W Trójmieście nigdy nie był, ale w Polsce bywa. W czasach amatorskich wygrywał w naszym kraju turnieje, walczył ze zmiennym szczęściem z polskimi pięściarzami. On i jego brat są przekonani, że poradzi sobie z Wierzbickim, bo jest od niego lepszym zawodnikiem. A Łukasz, gdy to słyszy, tylko się uśmiecha, podobnie jego brat Wojtek, naprawdę dobry kickbokser w formule K1.


Cały Novotel żyje teraz boksem i nadchodzącą, sobotnią galą „Nowe Rozdanie”. Nastrój oczekiwania, rosnące emocje udzielają się wszystkim. W niedzielę wieczorem o boksie już chyba nikt nie będzie tu rozmawiał.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie