Jojko i inni. Najsłynniejsze samobóje polskich piłkarzy

Piłka nożna

28 czerwca mija trzydziesta rocznica najsłynniejszego samobójczego gola w historii polskiego futbolu. Janusz Jojko z Ruchu Chorzów wrzucił sobie piłkę do bramki w meczu z Lechią Gdańsk. Z tej okazji przypomnijmy najbardziej pamiętne samobóje polskich piłkarzy.

Samobójcze bramki pozostają w pamięci kibiców z różnych przyczyn. Jedne mają ogromne znaczenie dla losów ważnych meczów, inne są kuriozalne, jeszcze inne niecodziennej urody... Oto trzynaście przykładów pechowych trafień Polaków:

 

13. Arkadiusz Głowacki (2004, Polska – Anglia 1:2)

 

Arkadiusz Głowacki, przez lata opoka defensywy Wisły Kraków, miał sporego pecha w reprezentacji Polski. W pamięci kibiców pozostało też kilka jego trafień do własnej bramki, choćby w meczu z Tottenhamem w Pucharze UEFA w październiku 2008, czy też to w meczu drużyny narodowej z Anglią w eliminacjach MŚ 2006.

 

Starcie z Anglikami nie było, delikatnie mówiąc, popisem Głowackiego. Najpierw, w 36. minucie ograł go w polu karnym Jermaine Defoe i otworzył wynik meczu. Polacy odrobili straty po pięknym golu Macieja Żurawskiego, jednak w 58. minucie nastąpiła część druga koszmaru obrońcy Wisły: przeciął dośrodkowanie Ashleya Colea i wpakował piłkę do własnej  bramki.

 

Ten gol przesądził o porażce Polaków 1:2. Trzynaste miejsce jak najbardziej zasłużone, bo pechowe trafienie Głowackiego to trzynasta bramka samobójcza podarowana rywalom przez reprezentanta Polski.

 

12. Adrian Mrowiec (2009, Arka Gdynia – Wisła Kraków 0:1)

 

Wśród goli samobójczych zdarzają się trafienia wyjątkowej urody. Gol Adriana Mrowca z Arki Gdynia mógłby wprawić w kompleksy niejednego snajpera.

 

Sytuacja miała miejsce w doliczonym czasie gry pierwszej połowy ligowego meczu gdynian z Wisłą Kraków. W pole karne gospodarzy szarżował Patryk Małecki, ale ubiegł go Mrowiec. Oglądając tę sytuację można odnieść wrażenie, że obrońca gdynian odbierając piłkę krzyknął do rywala: "daj, ja to zrobię lepiej!" Chcąc wybić piłkę, Mrowiec popisał się precyzyjnym uderzeniem zewnętrzną częścią stopy, a bramkarz Andrzej Bledzewski nie miał żadnych szans na interwencję... To trafienie przesądziło o porażce Arki, a pechowemu obrońcy wypomniano, że w przeszłości reprezentował barwy Wisły.

 

11. Waldemar Prusik (1985, Czechosłowacja – Polska 3:1)

 

Gol strzelony co prawda w niezbyt ważnej, bo towarzyskiej konfrontacji, ale pomocnik Śląska Wrocław popisał się wyczynem, jakiego w reprezentacji Polski nie dokonał nikt przed nim. W jednym meczu trafił zarówno do tej właściwej, jak i do tej niewłaściwej bramki.

 

Obie sytuacje miały miejsce w odstępie kilkunastu minut drugiej połowy. Prusik najpierw w 47. minucie wyrównał stan meczu na 1:1, popisując się celnym strzałem po podaniu Jana Karasia, a w 61. minucie, tym razem po podaniu Vaclava Danka, niefortunnie skierował piłkę do polskiej bramki.

 

10. Kamil Glik (2016, Polska – Dania 3:2)

 

8 października 2016 roku Polacy podejmowali na Stadionie Narodowym Danię w meczu o punkty eliminacji MŚ 2018. Gospodarze rozpoczęli tę konfrontację znakomicie, i gdy w 47. minucie, po efektownej akcji Robert Lewandowski trafił na 3:0, kompletując hat-tricka, wydawało się, że Duńczycy nie będą już w stanie nawiązać walki. Nadzieje przywrócił im w 49. minucie Kamil Glik, który tak niefortunnie główkował we własnym polu karnym, że zaskoczył Łukasza Fabiańskiego. Mimo tej wpadki, i kolejnej bramki dla gości, zdobytej przez Yussufa Poulsena, Polakom udało się dowieźć do końca korzystny rezultat 3:2, a sam pechowiec nie stracił dobrego humoru:

 

– Bramka rzeczywiście rzadkiej urody. Ostatnio lubię strzelać. No cóż, zdarza się, to nie pierwsza i może nie ostatnia taka bramka w mojej karierze – przyznał po meczu przed kamerami Polsatu Sport.

 

Faktycznie, nie pierwsza. Glik jako jedyny piłkarz w historii reprezentacji Polski zaliczył dwa samobóje. W listopadzie 2012 roku otworzył wynik towarzyskiego starcia z Urugwajem w Gdańsku (1:3), pokonując Przemysława Tytonia. Warto jednak przypomnieć, że Glik w meczach kadry trzykrotnie zdołał skierować piłkę do właściwej bramki.

 

9. Stefan Floreński (1968, Manchester United – Górnik Zabrze 2:0)

 

Piłkarze Górnika Zabrze w tamtej edycji Pucharu Mistrzów mieli pecha do samobójczych trafień. Skutki pechowego gola Alfreda Olka w starciu z Dynamo Kijów udało się jeszcze zneutralizować i to zabrzanie awansowali do kolejnej rundy. Trafienie Stefana Floreńskiego w rywalizacji z Manchesterem United miało już jednak dla piłkarzy Górnika fatalne skutki.

 

W pierwszym, wyjazdowym meczu od początku dominowali piłkarze MU, ale zabrzanie umiejętnie bronili się do 60. minuty. Dopiero wówczas pechowa interwencja Floreńskiego po strzale George Besta otworzyła wynik meczu. Jak często w takich sytuacjach bywa, feralny strzelec rozgrywał dobry mecz. Parę minut później odkupił swe winy, wybijając piłkę z linii bramkowej. W 90. minucie gości dobił Brian Kidd, a w rewanżu Górnik odpowiedział tylko jednym golem, strzelonym przez Włodzimierza Lubańskiego.

 

Trafienie Floreńskiego odegrało więc istotną rolę w drodze piłkarzy MU do pierwszego triumfu w Pucharze Europy. Z drugiej jednak strony, ilu polskich piłkarzy strzeliło gola po asyście samego Besta?

 

8. Jerzy Woźniak (1956, Polska – NRD 0:2)

 

22 lipca 1956 roku miało miejsce uroczyste otwarcie Stadionu Śląskiego. Uświetnił je mecz reprezentacji Polski i NRD. Organizatorzy celowo dobrali takiego rywala: z jednej strony słusznego pod względem politycznym, z drugiej – niezbyt wymagającego jeśli idzie o umiejętności sportowe, gdyż wschodnioniemieccy piłkarze nie należeli jeszcze w owych czasach do czołówki europejskiego futbolu.

 

By dodatkowo uświetnić fetę, ufundowano specjalną nagrodę dla zdobywcy pierwszej bramki na nowym obiekcie. I tu powstał problem: pierwszego gola na śląskim gigancie strzelił w 62. minucie polski obrońca  Jerzy Woźniak, ale... była to bramka samobójcza. Nagrody nie przyznano, a polscy piłkarze kompletnie zawalili uroczystość, przegrywając z niezbyt wymagającym rywalem 0:2. Złe miłego początki... Warto przypomnieć, że w późniejszych latach Stadion Śląski był z reguły szczęśliwym obiektem dla polskich piłkarzy.

 

7. Seweryn Gancarczyk (2009, Polska – Słowacja 0:1)

 

Samobój polskiego obrońcy otworzył Stadion Śląski, inne samobójcze trafienie Polaka go zamknęło. Wynik ostatniego do tej pory meczu reprezentacji Polski w Chorzowie rozstrzygnęło trafienie Seweryna Gancarczyka. Już w 3. minucie spotkania, po dośrodkowaniu Stanislava Sestaka, piłkarz Lecha Poznań interweniował bardzo niefortunnie i mocnym uderzeniem z pięciu metrów nie dał szans Jerzemu Dudkowi.

 

Polacy niechętnie wracają pamięcią do tamtego, rozegranego w śnieżnej scenerii meczu. Z powodu bojkotu kibiców, na trybunach śląskiego giganta zasiadło zaledwie nieco ponad cztery tysiące kibiców. Polacy kończyli zupełnie nieudane eliminacje, w których wyprzedzili w grupie tylko reprezentację San Marino. Co innego Słowacy. Fatalny kiks Gancarczyka ma dla nich znaczenie historyczne, gdyż przypieczętował pierwszy awans ich reprezentacji do finałów mundialu.

 

6. Jerzy Wyrobek (1974, Polska U–23 – NRD U–23 2:2)

 

Poprzednikiem Euro U–21 były rozgrywki reprezentacji do lat 23. Największy sukces w nich wywalczyli Polacy pod wodzą trenera Andrzeja Strejlaua w 1974 roku. Biało-czerwoni doszli wówczas do półfinału, po drodze ogrywając Danię (2:0, 4:1) i RFN (3:2 – na wyjeździe w Essen, 0:0) w fazie grupowej oraz Bułgarię (2:1, 0:0) w ćwierćfinale. Mogli zagrać nawet w finale, gdyby nie samobójcza bramka...

 

Po remisie 0:0 w pierwszym meczu w Zwickau, Polacy stanęli przed sporą szansą w rewanżu w Łodzi. Polacy prowadzili 2:1 po dwóch bramkach Marka Kusto, ale wynik meczu na 2:2 ustalił feralny strzał głową w wykonaniu dobrze grającego w tym spotkaniu Jerzego Wyrobka, który w trudnej sytuacji próbował wybić piłkę na rzut rożny.

 

5. Paweł Janas (1983, Polska – Finlandia 1:1)

 

Polacy byli zdecydowanymi faworytami w rozegranym na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia starciu z Finami w eliminacjach Euro 84. Mecz rozpoczął się zgodnie z planem, bo po faulu na Zbigniewie Bońku, już w 2. minucie rzut karny zamienił na bramkę Włodzimierz Smolarek. Gospodarze długo nie cieszyli się z prowadzenia. Już w 5. minucie, po zagraniu Miko Lipponena, piłka powędrowała na głowę Pawła Janasa. Obrońca uderzył ją tak nieszczęśliwie, że przelobował Józefa Młynarczyka.

 

Do końca meczu wynik 1:1 nie uległ już zmianie, a że był to ostatni mecz reprezentacji rozegrany na stołecznym gigancie, mówiło się, że gol Janasa zamknął Stadion Dziesięciolecia. Później, na lata to miejsce opanowali handlarze, i dopiero na początku obecnej dekady, przy okazji organizacji Euro 2012 powstał tu Stadion Narodowy.

 

Trafienie Janasa nie było ostatnim samobójem Polaków w eliminacjach Euro 1984. W spotkaniu ze Związkiem Radzieckim w Chorzowie (1:1) wyrównująca bramka dla gości padła po pechowej interwencji Romana Wójcickiego.

 

4. Józef Wandzik (1995, Rumunia – Polska 2:1)

 

29 marca 1995 roku w Bukareszcie Polacy walczyli o punkty eliminacji Euro 96. Rumuni byli liderami grupy, biało-czerwoni musieli odrabiać straty po falstarcie - przegranym na inaugurację meczu z Izraelem. Początek spotkania był dla gości obiecujący, a w 41. minucie uśmiechnęło się do nich szczęście. Bogdan Stelea sfaulował szarżującego w polu karnym Andrzeja Juskowiaka, a po chwili sam poszkodowany skutecznie wykonał jedenastkę. Polacy nie cieszyli się długo z prowadzenia. Jeszcze przed przerwą Rumuni wyprowadzili szybką kontrę, Hagi wyłożył piłkę Raducioiu, a ten uprzedził Tomasza Wałdocha i strzałem w długi róg pokonał polskiego bramkarza.

 

Dziesięć minut po przerwie nastąpił koszmar – dobrze spisującego się do tego momentu – Józefa Wandzika. Po rzucie rożnym, sprytnie wykonanym przez Hagiego, główkował Daniel Prodan, a popychany przez Raducioiu Wandzik wepchnął piłkę do własnej bramki. Był to pierwszy w historii reprezentacji samobójczy gol strzelony przez polskiego bramkarza! W 73. minucie Polaków dobiła jeszcze czerwona kartka dla Waldemara Jaskulskiego i mecz w Bukareszcie zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:1.

 

3. Mariusz Jop (2010, Cracovia – Wisła Kraków 1:1)

 

Gol, który odebrał Wiśle Kraków mistrzostwo Polski w 2010 roku. To była przedostatnia kolejka ekstraklasy, a w walce o tytuł liczyły się dwie drużyny: Wisła oraz Lech Poznań.

 

Wisła o punkt wyprzedzała rywala, do 90. minuty prowadziła w derbach Krakowa, a w ostatniej kolejce miała zaplanowane spotkanie u siebie ze zdegradowaną już Odrą Wodzisław. Starcie z Odrą uświetniłaby pewnie mistrzowska feta, gdyby nie feralny strzał Mariusza Jopa w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Piłkę z rzutu wolnego dośrodkowywał Alexandr Suvorov, a Jop tak nieszczęśliwie odbił ją głową, że zupełnie zaskoczył Marcina Juszczyka.

 

W tym samym czasie piłkarze Kolejorza wygrali w Chorzowie z Ruchem 2:1, przeskoczyli rywali w tabeli, a w ostatniej kolejce nie wypuścili tytułu z rąk, ogrywając na własnym stadionie Zagłębie Lubin. Feta, zamiast w Krakowie, została zorganizowana w Poznaniu...

 

2. Michał Żewłakow (2009, Irlandia Północna – Polska 3:2)

 

Zdarzają się samobójcze trafienia, które bardziej obciążają konto bramkarza, niż pechowego strzelca. Można do nich zaliczyć bramkę Michała Żewłakowa, strzeloną w starciu z Irlandią Północną w eliminacjach MŚ 2010.

 

Feralna sytuacja miała miejsce w 61. minucie spotkania, przy stanie 2:1 dla gospodarzy. Żewłakow podał do bramkarza, piłka skozłowała na nierównej murawie, a Boruc nie trafił w nią. Futbolówka wpadła do siatki... Polacy byli już w stanie odpowiedzieć tylko trafieniem Marka Saganowskiego w doliczonym czasie gry i przegrali 2:3, mocno ograniczając swe szanse na awans.

 

1. Janusz Jojko (1987, Ruch Chorzów – Lechia Gdańsk 1:2)

 

To jedna z niewielu bramek w historii polskiej ekstraklasy, którą pokazywały telewizje całego świata. Sytuacja obrosła legendą i miała ogromny wpływ na dalszą karierę jej głównego bohatera – Janusza Jojko oraz na historyczny spadek Ruchu Chorzów do II ligi.

 

W końcówce sezonu 1986/87 zasłużony klub pogrążył się w strefie spadkowej i po zakończeniu rundy wiosennej ekstraklasy musiał rywalizować o pozostanie w niej w barażowych starciach z Lechią Gdańsk. Atmosfera w Chorzowie była bardzo napięta. Podczas jednego z treningów przed pierwszym meczem trener chorzowian Jacek Machciński doznał zapaści, a życie uratował mu Jojko, reanimując go metodą "usta - usta".

 

Pierwsze spotkanie barażowe rozegrano w Chorzowie. W... 13. minucie meczu Mirosław Pękala z Lechii oddał strzał na chorzowską bramkę, ale Jojko bez kłopotów wyłapał piłkę i nieporadnie próbował rzucić ją do któregoś z graczy Ruchu. Zrobił zamach, ale piłka wypadła mu z ręki i wtoczyła się do bramki gospodarzy...

 

Ten gol podłamał piłkarzy Ruchu, którzy przegrali to spotkanie 1:2, a w rewanżu również ulegli rywalom 1:2 i po raz pierwszy w historii spadli z ekstraklasy. Niebiescy po roku wrócili do elity i w roli beniaminka sięgnęli w 1989 roku po mistrzostwo Polski. Jojko w barwach klubu z Chorzowa już nie zagrał, wkrótce po feralnej wpadce przeniósł się do GKS Katowice.

 

W załączonym materiale wideo samobójczy gol Kamila Glika w meczu z Danią (3:2).

Robert Murawski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie