Kmita: Polski boks jest w absolutnym kryzysie, na totalnym dnie!

Sporty walki
Kmita: Polski boks jest w absolutnym kryzysie, na totalnym dnie!
fot. Polsat Sport

Środowisko bokserskie w Polsce jest bardzo trudne, ciężko jest się z nim dogadać. Przyczyną tego jest "bieda", bo bokserów, którzy mogą wypełnić halę czy marzyć o walce o międzynarodowe trofeum, mamy pięciu na krzyż. A na poziomie olimpijskim nie mamy pół boksera - mówi o sytuacji w polskim boksie dyrektor ds. Sportu Telewizji Polsat - Marian Kmita.

Maciej Turski: Koncepcja Polsat Boxing Night – „Nowe Rozdanie” była nieco odmienna niż poprzednie gale, gdzie widzieliśmy wiele pojedynków polsko-polskich. Teraz było więcej zagranicznych pięściarzy.

 

Marian Kmita: Ideologia polskich pojedynków, która przyświecała początkowym galom Polsat Boxing Night legła w gruzach dosyć dawno, bo już od PBN Szpilka - Adamek ciężko było zebrać atrakcyjny fight card polsko-polski. Deklarowaliśmy wtedy, że powoli musimy zmienić nastawienie, bo ilość polskich, klasowych bokserów jest zbyt mała, żeby utrzymać galę składająca się z atrakcyjnych walk samych Polaków.

 

W jakim celu powołano Polsat Boxing Night?

 

Najpierw miało to być tylko uroczyste pożegnanie Andrzeja Gołoty w doborowym, krajowym gronie. Kiedy okazało się, że pierwsza edycja PBN była dużym sukcesem - pomyśleliśmy, że to dobry sposób na stymulowanie tego środowiska. Zachęcanie go do pracy i rozwoju. Wydarzenie, które w rytmie półrocznym byłoby okazją do pokazania wszystkich najważniejszych pięściarzy w Polsce zdawało się być złotym środkiem na marazm jaki trawił polski boks od lat. Oczywiście, dość naiwnie sądziliśmy, że cel jest czytelny dla wszystkich zainteresowanych, bo do jego realizacji potrzebna była współpraca całego środowiska. Niestety, dość szybko okazało się, że realizowanie własnych celów, często bardzo egoistycznych jest ważniejsze dla części polskich promotorów. A kiedy Andrzej Wasilewski uznał, że współpraca z Alem Haymonem będzie ważniejsza od budowania boksu w Polsce cała ideologia PBN wyleciała w powietrze.

 

I dlatego teraz wszystko zostało oddane w ręce Mateusza Borka, żeby ratował sytuację?

 

Matusz to bardzo zdolny i inteligentny człowiek, ale cudotwórcą nie jest. Podniesienie naszego boksu z dna, to nie sprawa jednego wydarzenia, lecz lat konsekwentnej akcji naprawczej. Współpracy całego środowiska. Jasnego światopoglądu uczestników projektu i elementarnej lojalności miedzy nimi. A o to zawsze było najtrudniej. Wracając do Mateusza, to na pewno zna się świetnie na boksie. W zeszłym roku marka Polsat Boxing Night została wyczarterowana Andrzejowi Wasilewskiemu na walkę Głowacki - Usyk, więc uznaliśmy, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby teraz swoją szanse otrzymał Mateusz. Tym bardziej, że wcześniej nie raz, i nie dwa zgłaszał chęć do zorganizowania takiej gali. Więc taką szansę otrzymał i uważam, że ją wykorzystał, bo ostatni PBN pod względem sportowym i widowiskowym był bardzo udany. Niestety  potwierdził również nasze obawy, że stosunkowo mały popyt na galę Głowacki - Usyk nie był jednorazowym przypadkiem. I to jest prawdziwy powód do niepokoju, zwłaszcza dla środowiska pięściarzy i ich promotorów, bo za chwilę nie będą mieli z czego żyć.

 

Jak Pan skomentuje dyskusję wywołaną na Twitterze wokół PBN, publiczne przepychanki pomiędzy promotorami?

 

To absolutne kuriozum. Jeżeli Andrzej Wasilewski pisze na Twitterze, że Polsat nie promuje, a niszczy boks, a za chwilę aplikuje do nas o organizacje kolejnej edycji PBN to jest kompletna aberracja. Prezes Solorz przez ostatnie dziesięć lat wpakował kilkadziesiąt milionów złotych w polski boks zawodowy po to, żeby taki Andrzej Wasilewski, Piotr Werner czy Tomasz Babiloński mieli się dobrze i spokojnie prowadzili swój biznes. Więc należy mu się wdzięczność, a nie wypisywanie takich głupot i niedorzeczności. Hipokryzja uprawiana na Twitterze przez Pana Andrzeja, jest co najmniej niesmaczna. Silą rzeczy uwikłał się w to Mateusz, jako człowiek ambitny, dobrze znający fakty i środowisko, często zabiera głos prostując konfabulacje innych. Jest zażenowany, tak jak i ja, prostackim poziomem dyskusji. Cały ten mętlik jest jednak tylko po to, aby kontrolować polski boks, a nie dać mu szanse na rozwój. Dyskusja na Twitterze nie naprawi polskiego pięściarstwa, tylko obnaża prawdziwe intencje promotorów takich jak Andrzej Wasilewski.

 

Co dalej z polskim boksem zawodowym?

Nasze przemyślenia, w sensie Polsatu, są takie, że trzeba wrócić do zupełnych podstaw. W tej chwili zamierzamy dotrzeć z naszymi kamerami „pod strzechy” i zająć się także boksem amatorskim - w cudzysłowie - prowincjonalnym. Rozmawialiśmy o tym długo z nowym zarządem Polskiego Związku Bokserskiego. Niestety, okazał się być słabym partnerem. Wielokrotnie obiecywał nam gruszki na wierzbie, po czym odwrócił się na pięcie i znalazł innego partnera. Ale to nie jest takie ważne. My się od polskiego boksu nie odwracamy. Mamy też nadzieję, że Polsat Boxing Night jest już tak silnym brandem, że nadal będzie wspomagał proces rozwoju polskiego boksu. Z drugiej strony wiemy jak ciężko pogodzić interesy wszystkich promotorów w Polsce, bo są bardzo egoistyczne, i trudno dogadać się z Polskim Związkiem Bokserskim. Występują w nim poważne problemy w komunikacji. Czujemy się w walce o polski boks bardzo osamotnieni. Dlatego spróbujemy zwrócić się do ministerstwa sportu, żeby wraz z wiceministrem Jarosławem Stawiarskim, który jest nie tylko odpowiedzialny za tę dziedzinę, ale też pasjonuje się sportami walki spróbować stworzyć jakiś racjonalny plan na przyszłość.

Czy Polsat znów mocniej się zaangażuje w galę Polsat Boxing Night, czy raczej pozostanie to na barkach Mateusza Borka? I czy forma PBN zostanie niezmieniona?

Cykl pozostaje w niezmienionej formule, ale tak jak powiedziałem - to jest brand, należący do prezesa Zygmunta Solorza. Ten brand może być czarterowany, ale też nie musi. To nigdy nie będzie impreza ani Andrzeja Wasilewskiego, ani Mateusza Borka, ani nikogo innego. To była, jest i będzie impreza Polsatu. Promotor może jedynie dostąpić zaszczytu bycia jej organizatorem. To się nie zmieni i to my będziemy zawsze decydować czy pracujemy przy PBN naszym firmowym zespołem ludzi czy powierzamy komuś organizację. Tak więc nie należy się przywiązywać do żadnego nazwiska jako dyżurnego organizatora PBN.

A czy były poruszane już kwestie ewentualnych kolejnych gal organizowanych przez MB Promotions?

Na razie czekamy na wyniki oglądalności, które będą spływały jeszcze około dwóch tygodni. I dopiero wtedy siądziemy do analizy. Musimy racjonalnie do tego podejść, z pokorą do rzeczywistości. Czy tego chcemy, czy nie popyt na boks w Polsce jest kilkakrotnie mniejszy niż na MMA. Mówię tu szczególnie o galach KSW. Pomiędzy PBN, a KSW jest nokautujący dystans. Coś trzeba z tym zrobić. Będziemy nad tym myśleć. Ale - powiem eufemistycznie - środowisko bokserskie temu nie sprzyja. Z drogi jednak na pewno nie zawrócimy i nadal będziemy polski boks odbudowywali. Za dużo w to już zainwestowaliśmy. Żadna konfiguracja partnerów do kooperacji nie jest wykluczona. My możemy współpracować przy PBN z promotorem ze Stanów, z Anglii, z Polski, z Niemiec. Wszystko jedno. Możemy nawet zorganizować PBN za granicą. Ale musi się to wpisać w jakąś logiczną całość – najpierw  ideologiczną, a zaraz potem - finansową. To są bardzo drogie wydarzenia i nie może być tak, że jedynymi wygranymi są pięściarze i promotorzy.

 

W przypadku Polsat Boxing Night - Nowe Rozdanie głównym problemem jeśli chodzi o promocję było brak głównego main eventu, który towarzyszył zazwyczaj przy wcześniejszych galach PBN? Wiadomo na jakim etapie swojej kariery jest Tomasz Adamek. Ponadto nie miał wybitnego przeciwnika, którego łatwo byłoby wypromować w Polsce.

Oczywiście, że tak. Takie są fakty. W tej chwili takim materiałem dysponujemy. Naprawdę jest bardzo trudno zestawić taki main event, który od razu przyciągałby uwagę. Gdzie są ci bokserzy, z których można ten main event zorganizować? Na rynku międzynarodowym wcale nie jesteśmy tacy mocni. Jest zupełnie odwrotnie. Jesteśmy coraz słabsi. Obnażyła to chociażby walka Głowackiego z Usykiem czy Szpilki z Wilderem. Mówiąc krótko dostajemy baty. Musimy zrobić teraz krok w tył, żeby poukładać pewne kwestie. Dlatego ktoś, kto chce się w to bawić nie może być egoistą. Nie może patrzeć tylko na swój interes. Należy wrócić do podstaw i pochylić się nad szkoleniem młodzieży. Zrobimy pojedynki polsko-polskie, a za chwilę nikt nie będzie chciał o tym słyszeć, ani na to patrzeć. Natomiast w skali międzynarodowej nie będzie mieć to żadnego znaczenia. Właśnie to nam grozi. Ponadto ludzie, którzy kochają sporty walki przesuwają się w stronę MMA. Jest to coś nowoczesnego i dlatego chętnie kupują bilety na takie wydarzenia. Zapotrzebowanie na MMA stale rośnie, a boks jest w odwrocie.

Przy okazji poprzedniej gali Polsat Boxing Night fala hejtu, która została wylana w internecie przez promotorów oraz kibiców, była ogromna. Wszystkim łatwiej opluwało się Telewizję Polsat, która była organizatorem. Wówczas personalnie nie uderzało to w Mateusza Borka. Przy okazji ostatniego PBN promotorzy łatwiej niepochlebne opinie kierowali w stronę MB Promotions. Te gale miały łączyć, ale w ostatnim czasie to środowisko zostało podzielone.

Sprawa z Mateuszem jest o tyle kłopotliwa, że jest on znanym dziennikarzem, a teraz został promotorem i organizatorem ostatniej Polsat Boxing Night. Jednak ja to rozumiem. Chciał się sprawdzić w nowej roli. To było jego, trochę szalone, a trochę chłopięce marzenie. Prezes Solorz dał mu taką szansę. Twierdzę, że ją wykorzystał. Do tego, dla pewnej grupy promotorów, która działa na rynku pojawił się nowy konkurent. W związku z tym, nie jest to mile widziane w środowisku. Andrzej Wasilewski w tych swoich nieszczęsnych tweetach pisał, że marzy o wyłączności, a Polsat „wyrządził mu krzywdę”, że nie związał się z nim na wyłączność. Jednak on wyłączność rozumie dość specyficznie. Jeśli on może zarabiać pieniądze na współpracy z Polsatem to jest dobrze, ale już nie widzi wyłączności Polsatu na jego zawodników. To, co on zrobił z Haymonem, rozbijając nam koncepty poszczególnych gal Polsat Boxing Night, jest tego dowodem. To jest trudne środowisko, ciężko się dogadać. Praprzyczyną tego jest "bieda", bo bokserów, którzy mogą wypełnić halę czy marzyć o walce o międzynarodowe trofeum, mamy pięciu na krzyż. Na poziomie olimpijskim nie mamy pół poważnego pięściarza. I powiedzmy sobie to głośno, bo inaczej nie ruszymy z miejsca: polski boks – i ten zawodowy, i co gorsze – ten amatorsko-olimpijski jest na dnie. Na samym dnie bokserskiego rowu mariańskiego.

Maciej Turski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie