Szok w Brisbane. Sędziowie jak... kibice

Sporty walki

Prawie cztery lata temu, Floyd Mayweather Junior dał w Las Vegas lekcję boksu Canelo Alvarezowi. Tak nam się wszystkim wydawało, patrząc w MGM Grand Arena jak ciosy do tej pory niepokonanego Canelo mijają Floyda o dwadzieścia centymetrów. Nam tak, ale jeden z sędziów... dał remis 114-114. Rok 2017, przeskakujemy z Las Vegas do australijskiego Brisbane.

Nie ma statystyki (ciosy trafione, silne ciosy trafione) w której Manny Pacquaio nie był wyraźnie lepszy od rywala, ale jeden z sędziów daje Jeffowi Hornowi zwycięstwo... sześcioma rundami. dwóch innych pieczętuje werdyktami 115-113 jednogłośne zwycięstwo Australiczyka. Sędziowie punktują jak kibice? Idzie nowe?

Rywal za milion

Jeff Horn był przed ogłoszeniem walki z Manny Pacquiao znany może dziesięciu dziennikarzom spoza rodzimej Australii. Bob Arum, promotor Pacquiao z Top Rank musiał dwukrotnie ogłaszać w USA, kto będzie rywalem legendy, bo za pierwszym razem wszyscy myśleli, że to żart. Pacmanowi nie robiło różnicy z kim wyjdzie na ring, bo miał zagwarantowane 10 milionów dolarów (plus wpływy z telewizji na Filipinach), rywal też był szczęśliwy - dostawał milion czyli ponad dziesięć razy więcej niż za jakąkolwiek walkę w dotychczasowej karierze. Miało być szybko i efektownie, akurat na rozpoczęcie współpracy z ESPN.


Efektownie było, bo już w pierwszych trzech minutach Horn pokazał, że dla niego milion dolarów jest mniej ważny, niż pokazanie australijskiego, twardego charakteru 55 tysiącom na stadionie w Brisbane i milionom przed telewizorami. Po następnych trzech rundach wiadomo było, że z 38-letniego Pacquiao zostało tylko nazwisko, dawna sława. Kiedyś, jeszcze 3-4 lata temu, pieściarz zadający dużo otwartych, często niecelnych, łatwych to skontrowania ciosów, idący na Pacmana w prostej linii, byłby szybką ofiarą nokautu. Nie w lipcu 2017 roku, gdzie ciosy Filipińczyka już nie „ważą” tyle, co kiedyś. Nikt nie zorientował się w tym szybciej niż Jeff Horn, a Pacquaio musiał bić częściej i więcej niż wymyślił sobie trenując z Freddie Roachem.   


Statystyki: ważne/nieważne?

„Nie myl agresji ze skutecznością. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego” – to podstawowa zasada każdego ceniącego się sędziego. Inaczej: chęć zadania celnego ciosu, to nie to samo, co jego trafienie. Horn zakończył walkę wyprowadzając przeciętnie mniej niż OSIEM celnych ciosów na rundę, został trafiony 90 więcej ciosami (182-91 dla Pacquaio), 50 więcej ciosami silnymi (123-73 dla Pacquiao), a o ciosach prostych nawet nie ma co wspominać – tylko 10 procent celnych Horna (19) przeciwko 59 Pacquiao.


Jak więc możliwe, by sędziowie – jednogłośnie – przyznali zwycięstwo Jeffowi Hornowi, w tym jeden z nich nawet sześcioma rundami? Ta ostatnia punktacja, 117-111 dla Horna, to oczywiście kompromitacja. 115-113 dla Australijczyka to dla mnie nie tyle ciemne machinacje, z banknotami zmieniającymi właścicieli, ale sędziowie punktowi, którzy zapomnieli jaka jest ich rola. Stali się kibicami 29-latka, który miał tylko ładnie przegrać. Horn bił się lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, atakował (mało skutecznie, ale ładnie to wyglądało) przez większość walki wielkiego Pacquiao, więc dostał prezent. To ludzkie, emocjonalne... ale niekoniecznie zgodne z tym, co jest wpisane w zawód sędziego.


„Wielki Pacquiao”, to też już przeszłość. Jeśli tak potrafi walczyć z Manny pięściarz nie mający na koncie żadnego znaczącego zwycięstwa, pierwsza trójka jego kategorii wagowej Pacmana ośmiesza. Będzie rewanż, Pacman pewnie wygra, a później, pewnie na początku roku szef Top Rank skończy jego karierę walką z Terence Crawfordem. W sumie wszystko się będzie zgadzać bo to boks.

Przemek Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie