DPŚ na żużlu. Pawlicki: Presja zawsze na nas ciąży

Żużel
DPŚ na żużlu. Pawlicki: Presja zawsze na nas ciąży
fot. PAP

Żużlowiec reprezentacji Polski Piotr Pawlicki w Lesznie będzie razem z kolegami bronić tytułu drużynowego mistrza świata. Zdaje on sobie sprawę, jak duże są oczekiwania kibiców. - Jesteśmy przyzwyczajeni do presji, jaka zawsze na nas ciąży - powiedział.

W sobotę na leszczyńskim stadionie im. Alfreda Smoczyka rozegrany zostanie wielki finał Drużynowego Pucharu Świata. Biało-czerwoni bronią tytułu wywalczonego przed rokiem w Manchesterze i jako gospodarz imprezy nie muszą walczyć o prawo startu w nim. Podopieczni Marka Cieślaka są typowani na głównego kandydata do zdobycia kolejnego złotego medalu. Ich rywalami będą Szwedzi, Anglicy oraz zwycięzca piątkowego barażu, w którym wystąpi Amerykanie, Australijczycy, Rosjanie i Łotysze.

- Emocje zawsze są, czujemy, że zbliża się najważniejsza impreza drużynowa w światowym żużlu. Pojadą najmocniejsze drużyny z całego świata, ale nie patrzymy na rywali, ale przede wszystkim na siebie. Dlatego rozstrzygnięcia w półfinałach nie miały dla nas żadnego znaczenia. Ja nikomu nie kibicowałem, byłem neutralny - powiedział w środę Pawlicki podczas spotkania w siedzibie głównego sponsora reprezentacji firmy kurierskiej GLS.

Żużlowiec Fogo Unii zdaje sobie sprawę, jak wielkie są oczekiwania kibiców wobec występu w finale DPŚ. Każdy inny medal niż złoty będzie uważany za wynik rozczarowujący.

- Jesteśmy przyzwyczajeni do tej całej otoczki, do presji, która na nas zawsze ciąży. Ale wszyscy jeździmy w Grand Prix i ona nam często towarzyszy. Dlatego te emocje odkładamy na bok - zaznaczył.

Menedżer reprezentacji Cieślak dodał, że Polacy od wielu lat zawsze są stawiani w roli głównego faworyta w rywalizacji drużynowej. Bez względu, gdzie jest rozgrywany finał.

- Presja jest zawsze i wszędzie, rok temu w Anglii było podobnie. Wróciliśmy ze złotem, to mówiono, że nie było z kim przegrać. Gdybyśmy nie zdobyli medalu, to by nas sponiewierano. W sporcie to rzecz normalna. Przypomnę, że dwa razy w Lesznie przy pełnych trybunach zdobywaliśmy złote medale, choć emocje były do końca. Dlatego nie boję się o moich zawodników, oni w lidze też jeżdżą pod olbrzymią presją, nie wiem nawet, czy nie większą niż w reprezentacji - przyznał Cieślak.

Dla Pawlickiego występ w finale jest też wyjątkowy, bowiem o medal powalczy na "swoim" torze. Jak jednak zaznaczył, niekoniecznie on musi być dla niego atutem.

- Akurat w tym sezonie nie mam dobrych wspomnień ze startów w Lesznie, poza ostatnim meczem z Włókniarzem, w którym zdobyłem komplet punktów. Na poniedziałkowym treningu w Lesznie to chłopacy mi pomagali, bowiem moje silniki dopiero co wróciły z serwisu i nie spisywały się najlepiej. Zostały ponownie odesłane i lada dzień znów je będę miał. Natomiast w trakcie zawodów wszyscy sobie nawzajem będziemy pomagać - podkreślił.

22-letni zawodnik na razie jest nieco rozczarowany ze swoich występów w pierwszej części sezonu. W ekstralidze ze średnią punktową 1,72 zajmuje odległe, 28. miejsce. W klasyfikacji generalnej Grand Prix zgromadził 39 punktów i jest dziewiąty.

- Nie jestem zadowolony z tego sezonu, tym bardziej, że bardzo konkretnie przepracowałem okres zimowy. Oczekiwałem od siebie więcej, ale taki jest sport i nie zawsze jest kolorowo. Nie chciałbym zwalać wszystkie na sprzęt, ale wydaje mi się, że to jest główny powód, który cały czas mnie dręczy - podsumował.

Finał DPŚ rozegrany zostanie na stadionie im. Alfreda Smoczyka w sobotę o godz. 19. Jak poinformowali organizatorzy, w sprzedaży zostało już tylko 800 biletów. Znacznie więcej wejściówek dostępnych jest na turniej barażowy, który odbędzie się w piątek, także o godz. 19.

KB, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie