Lorek: Magic zaczarował Cardiff

Żużel
Lorek: Magic zaczarował Cardiff
fot. PAP

Każdy z finalistów Grand Prix Wielkiej Brytanii liznął uwodzicielskiej ligi na Wyspach. Wyświechtany slogan mówiący o tym, że mistrz świata musi zakosztować mglistego Albionu, po raz kolejny znalazł swoje potwierdzenie w Cardiff. Maciej Janowski spędził pięć sezonów w Anglii, przeto nie dziwota, że znakomicie czytał tor na Principality Stadium.

Nadir i zenit

 

Dwóch dozgonnych przyjaciół znalazło się na przeciwległych biegunach. Urzędujący mistrz świata, Kalifornijczyk Greg Hancock wycofał się z zawodów, bo tym jak nieszczęśliwie upadł na schodach swojej szwedzkiej hacjendy. Ból barku okazał się silniejszy od determinacji Amerykanina. Greg próbował mocować się z kontuzją, wziął udział w piątkowym treningu, ba, wystartował w pierwszym wyścigu w Cardiff, ale wypadający bark nie sprzyjał rywalizacji na pełny gwizdek. Hancock to wielki mistrz i stary wyjadacz, który rozumie, że lepiej wycofać się i nie pogłębiać urazu, tym bardziej, że po Cardiff najlepsi żużlowcy świata podejmą jeszcze sześć prób. Za trzy tygodnie uczestnicy GP obiorą kurs na Malillę, a Szwecja to drugi dom Grega. Sponsorzy życzyliby sobie, aby obrońca tytułu mistrza świata zawitał w szwedzkie knieje i uraczył ich znakomitą jazdą. Greg to wspaniały ambasador żużla i dobry człowiek, więc dokona cudów, byleby 12 sierpnia pojawić się w parku maszyn w Malilli. Cierpiał w Cardiff, bo na Wyspach wychował się, toczył pełne namiętności pojedynki przy Dudley Wood Road, był gwiazdą Cradley Heath, choć do pogaństwa mu daleko. W 1995 roku Greg wygrał inauguracyjną rundę Wielkiej Brytanii przy Waterden Road na londyńskim stadionie Hackney. Dziś nie ma już śladu po tym stadionie we wschodniej części Londynu, ale wspomnienia z triumfu w strugach deszczu są żywe. Greg gościł na festiwalu fanów obłąkańczej i melancholijnej prędkości w Goodwood. Wszak na Wyspach ma wielu przyjaciół i fanów. Eddie Bull szykował jego szafy w Tamworth kiedy razem z Billym Hamillem podbijali żużlowy świat. Jednak, gdy zdrowie nie domaga, nie wolno igrać z losem, tylko warto w spokoju, bez nadmiernego pośpiechu, wykurować się, bo trójka synów chciałaby nacieszyć się sprawnym i aktywnym tatą. Ambasador ekologicznego podejścia do motoryzacji, specjalny gość na galach FIM, doskonale rozumie powagę sytuacji. Przeważnie pośpiech nie jest właściwym doradcą. Przekonał się o tym młody zawodnik z Mołdawii, Igor Cuharciuc, który w dniu GP Wielkiej Brytanii, uczestniczył w Mistrzostwach Europy w motocrossie w czeskim Loket. Blisko uzdrowiska Karlovy Vary, piękna skała Goethe, cudne okolice, znakomity tor, znana arena MŚ w motocrossie, nieszczęśliwy upadek, niewyleczona kontuzja i śmierć młodego człowieka. Pomimo błyskawicznej akcji personelu medycznego, nie udało się uratować młodego zawodnika. Greg ma wielu przyjaciół w kręgach motocrossu i supercrossu i wie jak smakuje życie… Nie ukrywał, że był wstrząśnięty zgonem młodego entuzjasty sportów motorowych…

 

Na motocrossie i na shopach lubi pofruwać Maciej Janowski, przyjaciel Grega. Razem bawili się w portugalskim Estoril kiedy wrocławianin odbierał złoty krążek za mistrzostwo świata juniorów, a Greg kolekcjonował swój drugi tytuł króla dorosłego speedwaya. 2011 rok, ale przyjaźń datuje się znacznie wcześniej, gdy młody Magic jeździł busem z Wrocławia do Częstochowy i uczył się speedwaya od Grega Hancocka i Rafała Haja. Później nastąpił angaż na Wyspach Brytyjskich. King’s Lynn Stars, Swindon Robins i Poole Pirates. Pobudki o bladym świcie, gonitwa na samolot, a w międzyczasie oglądanie gwiazd freestyle motocrossu na ekranie komputera, aby wprowadzić umysł i duszę we właściwy nastrój. Trzykrotne mistrzostwo na Wyspach wśród Piratów, godziny rozmów z Darcym Wardem, Neilem Middleditchem i Chrisem Holderem. Poznawanie Wysp od kuchni. Rozumienie specyficznego klimatu, gdzie miłość do sportu pomaga młodym ludziom piąć się w górę. Bez wrzasku, bez schorowanych ambicji promotorów. Wymagać, ale z klasą. Rzadka umiejętność nad Wisłą i Odrą, ale zacnie opanowana przez Wyspiarzy. Na takich małych agrafkach jak owal wpisany w Principality Stadium, lata wyrzeczeń i pobudek przy śpiewie koguta okazują się bezcenne. Magic idealnie czytał tor, dokonywał zmian w ustawieniu sprzętu, trochę zatańczył w oparach hazardu w obliczu finałowego wyścigu, ale mile przemierzone wokół Saddlebow Road, Abbey Stadium i Wimborne Road są na wagę złota. Maciej jest pierwszym Polakiem, który wygrał GP Wielkiej Brytanii. Po raz pierwszy w karierze zwyciężył w dwóch kolejnych turniejach cyklu GP. Maestria. A tak niewiele brakowało, aby Macieja zabrakło w tegorocznym cyklu. Nosem wykazał się Torben Olsen, szeryf żużlowego departamentu w IMG, który mimo niepowodzenia Maćka w Melbourne, dostrzegł w nim potencjał i przyznał wrocławianinowi stałą dziką kartę w sezonie 2017. Widać, że Torben potrafi spoglądać za horyzont. Jako brzdąc wstawał o brzasku z tatą Ole i wędrował obserwować przyrodę. Myśliwym nie został, ale kocha naturę w podobnym stopniu jak sir David Attenborough, twórca pierwszego przekazu kolorowej telewizji na kortach Wimbledonu w 1967 roku…

 

Szalejący Pająk

 

Duńczyk Peter Kildemand, niedoszły kierowca bolidu F1, bardzo chciał startować w tym sezonie w Anglii. Bezduszne przepisy polskich mędrców pozbawiły go angażu w Swindon. Kildemand zaskarbił sobie sympatię Brytyjczyków przed laty, gdy jako nieznany nikomu żółtodziób przybył do Workington. Wisiał na motocyklu jak Kelly Moran, żeglował w stylu komety, wyprzedzał rywali niczym tyczki. Skoro urzędnicy stanęli na przeszkodzie, aby Człowiek Pająk, tj. Peter Kildemand mógł regularnie ścigać się w Anglii, przeto Duńczyk postanowił wynagrodzić kibicom wszelakie braki i popisał się fenomenalnymi akcjami. Wyścig jedenasty był kwintesencją żużla na brytyjskich, owianych legendami torach. Patryk Dudek, Martin Vaculik i Peter Kildemand zbliżali się do siebie niczym żyletka do zarostu, przytulali się hakami, niemalże dotykali łokciami, ale jechali z klasą. Konwulsje i palpitacje serca nawiedziły fanów zgromadzonych w Cardiff. Takiego speedwaya, trybuny mogące pomieścić 62500 widzów, jeszcze nie oglądały. Iversen czuł się niczym statysta w tym gronie, a Człowiek Pająk na ostatnich metrach wyciągnął się niczym struna i „strzelił” na kresce Patryka Dudka. Martin Vaculik wychodził ze skóry, był przez moment na prowadzeniu, rywale czuli zapach langosza zmieszanego z metanolem, ale znaleźli receptę na Słowaka. Poezja żużla…

 

Równie boskie ściganie zafundowali kibicom fachowcy od ślizgu w czwartym wyścigu. Matej Zagar, któremu pasuje wyspiarski wymiar speedwaya (choć w tym roku nie jeździ w Belle Vue Aces), pokazał kunszt technika walcząc z Iversenem, Doylem i Sajfutdinowem. Blisko, w kontakcie, prawie całując bandę, ale z szacunkiem dla przeciwnika. Kto wysupłał funty na bilet do Cardiff, nie żałował.

 

Doyley, choć zaparkował nieprzyjemnie w siódmym wyścigu, gdy walczył z Maciejem Janowskim i Bartoszem Zmarzlikiem, pokazał, że determinacja prowadzi zawodnika na szczyt. Jason jest zabójczo regularny. W każdym turnieju GP, Australijczyk awansuje do ścisłego finału. Z bólem nogi, z pomocą Marka Webbera, który w Horsens niósł kule rodakowi i wspierał dobrym słowem. I z fanami Swindon Robins, których Doyley kocha z wzajemnością. Do ostatniego przystanku w Melbourne droga daleka, ale nie wolno rezygnować z marzeń, nieprawdaż kangurze z Nowej Południowej Walii?

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie