World Games: Gra bez sędziow, czyli latające dyski

Inne

Ultimate, czyli latające dyski, to jedyna dyscyplina w programie światowych igrzysk we Wrocławiu, która nie potrzebuje sędziów. Rywalizację na boisku prowadzą sami uczestnicy meczu. - Wzięło się to z ducha gry – podkreślił menedżer polskiej kadry Maciej Antoniak.

- Na World Games dyscyplina ta nazywa się latające dyski lub po prostu ultimate. Nie jest jednak ważne, jak się mówi, ważne, aby mówić, bo to promocja tej niezwykle widowiskowej gry – powiedział.

Start biało-czerwonych nie zakończył się udanie. Ostatni mecz ze Stanami Zjednoczonymi z powodu burzy najpierw został przesunięty, a następnie odwołany. Po obfitych opadach deszczu trawiaste boisko było mocno namoknięte, łatwo było o kontuzje, zaś samo spotkanie nie miało już wpływu na układ miejsc w grupie po rundzie zasadniczej.

Pojedynek z utytułowaną drużyną USA miał być niejako nagrodą dla Polaków, którzy tak naprawdę dopiero zaczynają wkraczać na arenę międzynarodową.

- Pierwsze przebłyski tej gry u nas podobno miały miejsce około 20 lat temu, ale tak na poważnie to ja bym mówił o 10-11 latach wstecz, kiedy organizowano turnieje i był więcej niż jeden klub. Intensywny rozwój nastąpił natomiast z pięć, sześć lat temu. Mistrzostwa Polski były wyznacznikiem, że idziemy w dobrym kierunku – wspomniał menedżer kadry.

Obecnie działa kilkadziesiąt klubów. Zdaniem Antoniaka, w każdym większym mieście nie ma problemu, aby znaleźć drużynę, z którą można potrenować i spróbować swoich sił.

- Wystarczy internet i kilka chwil, aby wyszukać informacje o lokalizacji i godzinach treningów. Najważniejsze są chęci. Warunki fizyczne nie są aż tak istotne, bo w zależności od postury dobrana zostanie odpowiednia pozycja na boisku. Osoby wysokie, skoczne, ale też niskie, szybkie, dynamiczne znajdą dla siebie miejsce. Najpierw trzeba spróbować – podkreślił.

Podstawowym sprzętem do gry jest plastikowy dysk, który znany jest jako frisbee. Nazwa ta jest jednak zastrzeżonym znakiem towarowym i dlatego sport ten na świecie określa się jako ultimate, a w Polsce latające dyski.

Najlepiej na turniejach międzynarodowych radzą sobie reprezentanci Stanów Zjednoczonych, gdzie już pięć lat temu było zarejestrowanych około pięć milionów zawodników. W siłę rosną też inne kraje, czego najlepszym przykładem jest Kolumbia. Gospodarz World Games 2013 stworzył drużynę, która dzisiaj jest na tyle silna, że we Wrocławiu pokonała w fazie grupowej Amerykanów.

Zasady ultimate są bardzo dokładnie określone. Zespoły składają się z siedmiu zawodników, a celem gry jest złapanie dysku w strefie punktowej przeciwnika. Nie wolno jednak z nim biegać. Po złapaniu należy się zatrzymać i nie odrywając przynajmniej jednej nogi od podłoża, rzucić do kolegi z zespołu. Jeżeli np. dysk upadnie czy zostanie przechwycony poza linią boiska, inicjatywę przejmuje ekipa, która była w obronie. Gra jest bezkontaktowa, ale za to bardzo dynamiczna i widowiskowa.

- Dysk nie może dotknąć podłoża i dlatego walka trwa do upadłego. Zawodnicy lecą czasami horyzontalnie tuż nad trawą, albo wybijają się bardzo wysoko, aby złapać dysk. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć, a najlepiej spróbować samemu – dodał Antoniak.

To, co wyróżnia latające dyski z całej rzeszy innych sportów jest brak sędziów. Decyzje na boisku podejmują sami zawodnicy. Wzięło się to z ducha gry - spirit of the games.

- Pozytywne nastawienie i komunikacja na boisku z przeciwnikiem to podstawa. Przepisy są tak dopracowane, że grający są w stanie bez problemu sami sędziować i wiedzą, jaką decyzję podjąć w danej sytuacji. W żadnym innym sporcie nie ma takiej możliwości. Zdarzają się sytuacje, że zawodnik zgłasza, iż był faulowany, ale po rozmowie z przeciwnikiem, wycofuje zarzut. Kiedy rywalizujący nie osiągają porozumienia, wtedy gra jest cofana i dysk trafia do osoby, która nam podawała – wyjaśnił menedżer polskiej kadry.

Na igrzyskach we Wrocławiu spotkania rozgrywane były w kategorii mieszanej - drużyny składały się z siedmiu kobiet oraz siedmiu mężczyzn; po każdym punkcie na boisku zmieniała się siódemka i wychodziła kolejna. Mecze trwały 80 minut, chyba że wcześniej któryś z zespołów zdobywał 13 punktów.

Wrocławski turniej latających dysków został zorganizowany na, nomen omen, Polach Marsowych. Atmosfera spotkań była wyjątkowa, a najlepiej bawili się Kolumbijczycy, którzy rozgrzewali się w rytmach muzyki, oraz Polacy wspierani głośnym dopingiem kibiców prowadzonym przez... menedżera kadry.

- Nie udało nam się wygrać żadnego meczu, ale i tak możemy mówić o sukcesie. Mecze obserwowało bardzo dużo kibiców, cały czas w różnych mediach mówiło się o ultimate. Potrzebujemy podwoić, potroić liczbę zawodników, aby tak jak Kolumbia za jakiś czas wyjść podczas jakiegoś turnieju międzynarodowego i ograć gwiazdy youtuba ze Stanów Zjednoczonych – podsumował Antoniak.

Z uwagi na burzę, jaka przeszła nad Wrocławiem, odwołany został mecz Polska - USA. Pozostałe spotkania - według planu. W pojedynku o brązowy medal Kanada pokonała Australię 13:11. O godz. 17 rozpoczął się finał: Kolumbia - USA.

CM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie