Rogowska: Kobiety mnie nie zaskoczyły, jestem za to dumna z chłopaków
Anna Rogowska zapewnia, że na lekkoatletycznych mistrzostwach świata kobiecy konkurs skoku o tyczce potoczył się zgodnie z jej przewidywaniami. - Dziewczyny mnie nie zaskoczyły. No i dumna jestem z naszych chłopaków - przyznała najlepsza polska tyczkarka.
Wśród pań z najlepszym w tym roku wynikiem na świecie 4,91 m triumfowała Greczynka Ekaterini Stefanidi, drugie miejsce zajęła Amerykanka Sandi Morris – 4,75, a trzecią lokatę ex-aequo wywalczyły Kubanka Yarisley Silva i Wenezuelka Robeilys Peinado – 4,65.
- Stefanidi jest w świetnej formie i w ostatnich najważniejszych imprezach nie schodzi z najwyższego stopnia podium. W Londynie również zaprezentowała się z jak najlepszej strony i wygrała z dużą przewagą. Ta dziewczyna ma mocną głowę i potrafi walczyć - oceniła.
Rogowska przekonuje, że wyniki kobiecego konkursu nie stanowią dla niej zaskoczenia.
- Dla Stefanidi rezerwowałam złoty, a dla Morris srebrny medal. Na trzecim miejscu widziałam natomiast Niemkę Lisę Ryzih, która osiągnęła taki sam wynik jak Silva i Peinado, ale potknęła się na niższej wysokości. Największym zaskoczeniem było natomiast to, że w eliminacjach żadnego udanego skoku nie zaliczyła Amerykanka Jennifer Suhr - stwierdziła.
Brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w 2004 roku z Aten przekonuje, że zdecydowanie więcej niewiadomych było w zmaganiach mężczyzn.
- Faworytem wydawał się być autor najlepszego wyniku w tym roku na świecie Amerykanin Sam Kendricks, który faktycznie wygrał, ale pretendentów do złotego medalu było jeszcze pięciu i zwycięstwo innego zawodnika nie byłoby sensacją. Za niespodziankę uznać natomiast należy udany występ mało znanego Chińczyka Changrui Xue oraz niezaliczenie w finale żadnej wysokości przez Niemca Raphaela Holzdeppe - zauważyła.
Drugi z wynikiem 5,89 był Piotr Lisek, a piąte miejsce zajął Paweł Wojciechowski – 5,75.
- Jestem dumna z naszych chłopaków. Mamy dwóch reprezentantów w czołowej piątce, a to oznacza, że w tej konkurencji jesteśmy światową potęgą. Widać, że obaj trafili z formą na najważniejsze zawody. Piotrek ustanowił swój rekord życiowy na stadionie, pecha miał z kolei Paweł, bo trzy razy bliski był zaliczenia swoich wysokości. Poprzeczka spadła, kiedy był już za nią. Widać jednak, że Wojciechowski celował w medal i dlatego podjął taktyczną grę z podnoszeniem wysokości. Walczył do końca i taką postawę trzeba docenić - powiedziała.
Była tyczkarka SKLA Sopot liczy na kolejne udane starty Biało-Czerwonych.
- Męska tyczka jest tak silna jak nasze młoty. Do zdrowia powinien wrócić także Robert Sobera i jestem przekonana, że w przyszłym roku na mistrzostwach Europy w Berlinie na podium stanie dwóch naszych zawodników - dodała Rogowska, która właśnie w stolicy Niemiec została w 2009 roku mistrzynią świata.
Rekordzistka Polski podkreśliła również, że w Londynie kobiecy konkurs stał na wyższym poziomie niż rywalizacja panów.
- Oczywiście skoki mężczyzn robią większe wrażenie i wynik 5,95 Kendricksa bardziej działa na wyobraźnię niż 4,91 Stefanidi, ale ten drugi rezultat ma większą wartość, bo do osiągnięcia kobiety trzeba dodać 1,15 metra - wyjaśniła.
36-letnia zawodniczka nie ogranicza się tylko do oglądania tyczkarskich zawodów, ale sama wzięła się za szkolenie swojej następczyni.
- Trenuję Justynę Śmietanko, która szykuje się do startu w Tajpej w Letniej Uniwersjadzie. Generalnym sprawdzianem przed tą imprezą będzie dla niej występ 16 sierpnia w Sopocie w 20. Memoriale Janusza Sidły - podsumowała Rogowska.
Komentarze