Pindera: Festiwal mistrzów
27 letni Jermell Charlo, brat bliźniak Jermalla, byłego mistrza IBF w wadze junior średniej, bronił w sobotnią noc na Brooklynie pasa WBC w tej kategorii. Jego rywalem był niepokonany, podobnie jak on, Erickson Lubin z Florydy.
Nie brakowało głosów przed tym pojedynkiem, że mańkut z Orlando odbierze pas Jermellowi, nie ukrywam, że też stawiałem na Lubina, ale walka na którą czekano z tak wielkim zainteresowaniem skończyła się już w pierwszej rundzie. Charlo zaatakował, Lubin próbował ratować się niskim unikiem i w tym momencie został trafiony mocnym prawym. Padł jak rażony, sędzia zaczął liczyć, ale szybko przerwał. Lubin wprawdzie się podniósł, ale nie wiedział czy jest na Florydzie, czy w Nowym Jorku. Jedno jest pewne, nie jest już niepokonany i na kolejną szansę walki o tytuł będzie musiał trochę poczekać. Ma dopiero 22 lata, więc nie musi się śpieszyć, ale sądzę że już myśli o rewanżu.
A Charlo, który kolejny pojedynek zakończył efektownym nokautem, zapewne zechce teraz walki z Erislandy Larą, mistrzem WBA Super, który w Barclays Center pokonał zdecydowanie na punkty Terrella Gaushę. Kubańczyk z amerykańskim paszportem nie jest królem nokautu, ale papiery w bokserskim fachu ma naprawdę mistrzowskie.
Myślę, że jeśli uda się doprowadzić do jego walki z Jermellem Charlo, będzie to wielkie widowisko, choć Lara to nie jest mistrz efektownego boksu. A czempion WBC potrafi radzić sobie z mańkutami, Lubin to już czwarty pięściarz walczący z odwrotnej pozycji, pokonany przez Jermella Charlo.
Trzecim, który obronił w Barclays Center na Brooklynie mistrzowski tytuł jest Jarrett Hurd, czempion IBF. Austin Trout, który był jego rywalem spisywał się bardzo dobrze, jakby nie było to znakomity pięściarz, były mistrz świata, który kilka lat temu pokonał Miguela Cotto i stoczył równą walkę z Saulem Alvarezem, ale tym razem przeszkodziła mu kontuzja oka. Jego walka z Hurdem została przerwana po dziesiątej rundzie, ale obaj mogą być z siebie dumni, bo stworzyli jedno z najlepszych bokserskich widowisk w tym roku. Na kartach punktowych po dziesięciu rundach Jarrett Hurd prowadził u wszystkich sędziów.
Pisząc o "Festiwalu mistrzów" trzeba też wspomnieć o "Świętym Jerzym" Grovesie, który kilka godzin wcześniej rozprawił się w Londynie z Jamie Coxem. Do momentu zadania nokautującego ciosu ćwierćfinałowa walka rozgrywana w ramach turnieju WBSS (Word Boxing Super Series) w wadze superśredniej była emocjonująca i miała w miarę wyrównany przebieg. Ale to Groves jest mistrzem świata (WBA Super), a nie Cox. W starciu dwóch Anglików lepszy okazał się urzędujący czempion, który znokautował rywala w czwartej rundzie kontrującym ciosem na wątrobę. Co ciekawe cios ten zadał nie lewą, ale prawą ręką, co nie zdarza się często. Warto dokładnie obejrzeć to uderzenie, bo to prawdziwy majstersztyk.
A tak swoją drogą mańkuci nie mieli w sobotę łatwego życia, bez względu na kontynent na którym walczyli. Wspomniany Jamie Cox (mańkut) został znokautowany w Londynie, a Erickson Lubin (też mańkut) w Nowym Jorku. Przed czasem przegrał też kolejny mańkut, Austin Trout, pokonany przez Jarretta Hurda. Jedynie Erislandy Lara pokazał, że mańkuci potrafią wygrywać i wypunktował w Barclays Center Terrella Gaushę. No, ale nie każdy mańkut jest takim mistrzem jak urodzony w Guantanamo kubański uciekinier. Inna sprawa, że tym razem był głównym aktorem wyjątkowo nudnego widowiska, bo tak publiczność na Brooklynie oceniła ten pojedynek. I tłumnie w czasie jego trwania opuszczała Barclays Center.
Komentarze