Marek i Max Wazowie. Historia polskich trenerów w Wiedniu

Tenis
Marek i Max Wazowie. Historia polskich trenerów w Wiedniu
fot. Informacja prasowa

30 minut jazdy metrem od Wiener Stadthalle w 22. dzielnicy Wiednia mieści się Sport Center Donau City przy Arbeiterstrandbadstraße 128. Pracuje tutaj Marek Waz i jego syn Max. Są polskimi trenerami tenisa w stolicy Austrii. Spotkaliśmy się z nimi podczas turnieju Erste Bank Open.

Przekraczając bramę Sport Center Donau City znajdziemy się w prawdziwym raju do trenowania. 13 kortów ziemnych oraz kilka w hali (5 dywanowych i 4 ziemne). Ponadto boiska do piłki nożnej, między innymi „święte”, gdzie trenowały drużyny, które grały z austriackimi klubami w europejskich pucharach. Jest również miejsce do treningu siatkówki plażowej, dokładnie 15 boisk ze sztucznym oświetleniem. 135 000 metrów kwadratowych, na których położone jest Sport Center Donau City robi wrażenie, a 3500 drzew powoduje, że jest tu piękne miejsce w okolicach starej odnogi Dunaju.  

Panie Marku, co spowodowało, że przyjechał pan do Wiednia i został tu już na stałe?

 

To był zupełny przypadek. Przyjechałem odwiedzić kolegę w 1988 roku. Wtedy nie znałem języka niemieckiego czy angielskiego. On zabrał mnie na spacer do klubu tenisowego. Porozmawiał z właścicielką obiektu o mnie i tak szczęśliwie się stało, że do dziś pracuje w Wiedniu i tutaj też poznałem moją żonę Ewę. 26 lat temu zostałem zaangażowany do prowadzenia sekcji tenisa z drużynami zawodowymi i amatorskimi w Sport Center Donau City. Obecnie zajmuje się tylko tak zwanym hobby tenisem. Tak nazywamy sport amatorski w Austrii.

 

Pracuje pan jako główny trener w Sport Center Donau City?

 

To jest tak, że w żadnym klubie, mówiąc najprościej, nie ma szefa nad trenerami. Każdy pracuje indywidualnie. W Sport Center Donau City została doceniona moja praca i zostałem zaangażowany do kolejowego klubu. Nazwa pochodzi stąd, że wcześniej SCDC był ośrodkiem wypoczynkowym dla pracowników narodowych kolei austriackich. Zmiana waluty w Austrii i inne problemy spowodowały, że nasz obiekt musiał sam na siebie zarabiać. Gdy gramy w zawodach, wówczas nie posługujemy się nazwą Sport Center Donau City tylko Bundesbahnsportverein (kolejowy klub sportowy).

 

Mówi pan o amatorskim tenisie, a jak przedstawia się zawodowy?

 

Tenis zawodowy jest indywidualny. Nie ma klubu, który się tym zajmuje. Są trenerzy w Austrii, szczególnie w Wiedniu jak Gilbert Schaller czy Martin Spottl, którzy po prostu grupują wokół siebie tenisistów i prowadzą do wyczynu. Wszystko jednak bazuje na sile rodziców i ich możliwościach finansowych.

 

Jak wygląda podejście Austriaków do sportu?

 

Austriacy podchodzą bardzo profesjonalnie do tenisa, do sportu zarówno zawodowego jak i amatorskiego. Trzymają się dyscypliny już od młodych lat życia. Czas wolny, który spędzają dzieciaki po szkole musi być finansowany przez rodziców. Tutaj nie ma czegoś takiego jak popularne SKS-y (szkolne kluby sportowe), na których, jeszcze jak mieszkałem w Polsce, grało się w koszykówkę, piłkę czy siatkówkę.

 

Pana profesjonalizm spowodował, że został pan w Austrii doceniony.

 

Jestem sfiksowany na punkcie profesjonalizmu. Mogę przyjechać na trening na godzinę 8:00 w niedzielę, mimo że kolejne są popołudniu. Niestety nie mam międzynarodowego nazwiska, aby o sobie napisać, że w Sport Center Donau City pracuje tenisista z TOP 10 rankingu. Zaczynałem jako nieznany, z niezłymi umiejętnościami tenisa. Wiedziałem co chcę osiągnąć, ciągle się dokształcałem. W efekcie czego przychodzą do Sport Center Donau City osoby, które trafiają do mnie przez indywidualny przekaz „z ust do ust”, nie z Internetu. Ludzie cenią mój profesjonalizm. W Polsce ukształtował i ukierunkował mnie Andrzej Gliński.

 

Andrzej Gliński był sponsorem wielu polskich tenisistów. Zmarł po ciężkiej chorobie w 2010 roku.

 

Tak. Andrzej Gliński uczynił mnie asystentem na pierwszym turnieju satelitarnym, który organizował w ramach cyklu „Złota Polska Jesień”. To było niezapomniane przeżycie. Potem byłem blisko Witolda Meresa, byłego trenera kadry narodowej. Chętnie ze mną współpracował i dzielił się cennymi spostrzeżeniami. Dużo zawdzięczam również Igorowi Grabowskiemu, trenerowi reprezentacji Polski w łyżwiarstwie szybkim. On opracowywał programy kondycyjne dla mojego syna Maxa, który jest też trenerem w Sport Center Donau City. Oczywiście pamiętam o byłych zawodnikach, potem trenerach w Krakowie, którzy mi przekazali dużą wiedzę, szkolili mnie, grali ze mną, poprawiali uderzenia. Mówię o Zbyszku Gursztaku i Wojtku Wojciechowskim.  

 

Zna pan dobrze również siostry Radwańskie.

 

Znam bardzo dobrze ich tatę Piotra. Jak jeździliśmy częściej do Krakowa to mój syn odbijał piłki z Agnieszką i Ulą.

 

Czy dzisiaj w tenisie można wygrywać tylko siłą uderzeń? Jaka jest pana opinia?

 

Wszystko jest w głowie. Mnie osobiście podoba się inteligentny tenis Agnieszki Radwańskiej. We współczesnym tenisie jest za małą kreatywności, a za dużo atletyczności.

 

Obecnie austriackim tenisistą, który prezentuje tenis światowej klasy jest Dominic Thiem. Szósty zawodnik rankingu ATP.

 

Austriak ma profesjonalnie poukładaną karierę. Oboje rodziców to trenerzy, zapewnili Dominicowi dobry start. Później zaczął go trenować Günther Bresnik, który już wtedy wykazywał się międzynarodowi sukcesami.

 

Były trener między innymi Borisa Beckera.

 

A wcześniej Horsta Skoffa…

 

Legendarny „Horsti” zwycięzca w Wiener Stadhalle w 1988 roku.

 

Horst Skoff lubił żyć. Najwyżej w rankingu był na 18. miejscu. Grał bardzo widowiskowy tenis. Na co dzień był lekkoduchem. Przeciwieństwem chociażby Thomasa Mustera. Krótko można powiedzieć tak: Muster to praca, praca, praca a Skoff praca i życie.

 

Skoff zginął tragicznie w 2008 roku.

 

Tak dużo się o tym  mówiło. Gazety pisały, że zawędrował do domu rozrywki, a potem został znaleziony na ulicy.

 

Wróćmy do Thiema. To jest tenisista, który jako młody zawodnik miał bardzo ciężki trening, ponieważ opiekował się nim Sepp Resnik.

 

Sepp był żołnierzem i triathlonistą. Günther Bresnik zaangażował Resnika, bo uznał że Thiem będzie potrzebował ciężkich treningów, aby przejść do dorosłego tenisa. Myślę, że Sepp Resnik spełnił zadanie. Dał mu pierwszy szlif jak trzeba pracować. Zbudował jego charakter.  

 

Ostatnio ukazał się wywiad z Thomasem Musterem na łamach austriackiej gazety Kurier, gdzie podnosi on kwestie naprawy, przebudowania sportowej infrastruktury w Südstadt pod Wiedniem, gdzie zlokalizowane jest Narodowe Centrum Tenisa. Mówi o decyzjach, które powinien podjąć minister sportu. Jednak na pytanie czy widzi siebie w polityce? Odpowiada, że nie wytrzymałby w niej nawet dwóch dni.

 

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że to co Muster wymagał w sporcie, wymaga też od ludzi, którzy z nim współpracują. On ustawia poprzeczkę bardzo wysoko. Muszą zostać spełnione warunki na przykład finansowe, aby zaangażował się w pracę z kadrą narodową czy w działalność polityczną. Muster żyje w zamkniętym środowisku, na co dzień nie słychać też o tym, aby się udzielał. Prasa nie pisze o nim.

 

Muster, Horst, czy Thiem mają to szczęście grać w domowym turnieju. Tenis w Wiener Stadthalle obecny jest od 1974 roku.

 

Turniej w Stadthalle jest wpisany w program Wiednia. Odbywa się od dziesiątków lat. Każdego roku zawsze w październiku. Austriacy mają to zakodowane, że przed sezonem sportów zimowych trzeba się wybrać na tenis. Przed laty do hali przyciągał Thomas Muster potem Jürgen Melzer, a teraz Dominic Thiem.


Podczas wizyty w Sport Center Donau City spotykamy urodzonego w Wiedniu syna Marka Waza, Maxa. W ich biurze na terenie obiektu można zobaczyć liczne zdjęcia z młodzieńczych lat, gdy grał w tenisa. Dostrzegamy wspólne fotografie z Novakiem Djokovicem, który wygrywał w Wiedniu w 2007 roku. Czy też takie, kiedy był w akademii Nika Pilica w Monachium w 2008 roku. Nie może zabraknąć w galerii zdjęć Francuza Gaela Monfisem, którego bardzo ceni. Kogo jeszcze?

 

- Fabio Fogniniego, ponieważ ma charakter i jak mu się coś nie podoba to mówi wprost. Lubię styl Włocha, który potrafi zagrać wszystko. Też chciałbym tak grać – powiedział Max.

 

W 2010 roku Max uległ wypadkowi samochodowemu. Po nieszczęśliwym zdarzeniu zaczął karierę trenera, ale nigdy nie przestał myśleć o zawodzie profesjonalnego tenisisty. Jeszcze przed wypadkiem grał w jednym z turniejów do lat 14 z Dominiciem Thiemem. Obecnie Austriak jest dwukrotnym półfinalistą Rolanda Garrosa i szóstym tenisistą rankingu ATP. Tu w Wiedniu co roku ciąży na nim ogromna presja.

 

- Na pewno presja na Dominicu w Wiedniu jest duża, ale on na pewno wróci jeszcze do dobrej gry i wygrywania! Ma za sobą turnieje w Azji, za którymi nie przepada ze względu na strefę czasową. Trudno mu się tam zaaklimatyzować – dodaje.

 

W ostatnim roku austriackie gazety bardzo często pisały o Dominicu Thiemie, ale 24-latkowi daleko jeszcze do tego, aby przyciągać dużą ilość sponsorów do siebie.

 

- Dominic nie jest bardzo medialny, ale on rozumie całą politykę z tym związaną. Potrzeba mu czasu.

Michał Krogulec z Wiednia
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie