Emocje dopiero w końcówce. Anglia zremisowała z Brazylią
Reprezentacja Anglii zremisowała z Brazylią w towarzyskiej potyczce na Wembley. Znacznie więcej okazji stworzyli goście, ale nie byli wystarczająco skuteczni.
Kiedy Anglia spotyka się z Brazylią, to z reguły oznacza to bramki. Ostatni, a zarazem pierwszy, bezbramkowy remis w meczu tych drużyn padł w 1958 roku! Obie drużyny znajdują się w niezłej formie, dawno nie przegrały, więc można było spodziewać się ciekawego widowiska, zwłaszcza że przede wszystkim "Canarinhos" wystąpili w bardzo mocnym składzie. Z kolei Gareth Southgate postawił na kilku zmienników.
I to dało się odczuć, gdyż to przyjezdni dyktowali warunki, a Anglicy skupili się głównie na obronie. Do tego w trzydziestej piątej minucie z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Ruben Loftus-Cheek, czyli najlepszy zawodnik ostatniej towarzyskiej potyczki przeciwko Niemcom. Gospodarze mieli jednak szczęście, że Neymar i Coutinho pudłowali, a Gabriel Jesus wpadł w pułapkę ofsajdową.
Mimo przewagi Brazylii Joe Hart musiał się wysilić dopiero po przerwie, kiedy sparował strzał Coutinho. Ogólnie jednak obie reprezentacje - a już szczególnie Anglia - miały spore problemy w ostatnich momentach akcji, jakby były myślami przy weekendowych meczach ligowych. Ożywienie na murawie pojawiło się wtedy, gdy na boisku pojawił się Fernandinho, który w tym sezonie znajduje się w świetnej formie. Szybko zaliczył ważny odbiór, a po chwili był bliski strzelenia gola.
W końcówce zrobiło się niebezpiecznie pod bramkami i Harta, i Alissona, lecz tego dnia kibice na Wembley goli nie oglądali, choć rezerwowy Dominic Solanke mógł ich uszczęśliwić, gdyby tylko zachował więcej zimnej krwi...
Anglia - Brazylia 0:0
Anglia: Hart - Gomez, Stones, Maguire - Walker, Loftus-Cheek (35 Lingard), Dier, Livermore (90 Rose), Bertrand (80 Young) - Rashford (75 Abraham), Vardy (75 Solanke).
Brazylia: Alisson - Alves, Marquinhos, Miranda, Marcelo - Paulinho, Casemiro, Augusto (68 Fernandinho) - Coutinho (68 Willian), Gabriel Jesus (76 Firmino), Neymar.
Żółte kartki: Livermore - Alves.
Komentarze