Faszysta o gołębim sercu. 17 lat temu miał miejsce pamiętny gest Fair Play
18 grudnia 2000 roku w trakcie meczu ligowego pomiędzy Evertonem i West Hamem napastnik drużyny gości widząc kontuzjowanego bramkarza leżącego na murawie, wolał przerwać grę niż w łatwy sposób umieścić piłkę w siatce i zapewnić zwycięstwo swojej ekipie. Tym napastnikiem okazał się być Paolo Di Canio, a jego gest po dzień dzisiejszy jest wspominany jako jedno z piękniejszych zachowań Fair Play.
Właśnie mija 17 lat od tamtego wydarzenia. To była 90. minuta meczu Everton-West Ham. Na tablicy świetlnej widniał wynik 1:1. Wówczas do historii futbolu zapisał się Paolo Di Canio. Jego kariera była znakomita. Grał w największych włoskich klubach takich jak Lazio, FC Juventus, Napoli oraz AC Milan. Jego marzeniem było zagrać na Wyspach Brytyjskich. W 1996 roku trafił do Celticu Glasgow, a sezon później do Sheffield Wednesday, gdzie spędził dwa lata. Następnie w 1999 roku trafił do West Hamu i właśnie w barwach tego klubu popisał się pięknym gestem.
To była końcówka meczu. Wynik brzmiał 1:1. West Ham szukał zwycięskiego gola. Okazja do tego nadarzyła się w 90. minucie. Bramkarz Evertonu, Paul Gerrard wybiegł z bramki, aby wybić piłkę. Przy okazji nabawił się bardzo groźnej kontuzji - źle postawił stopę, skręcił nogę i padł na murawę. Akcja była jednak kontynuowana. Trevor Sinclair dośrodkował piłkę z prawego skrzydła, która zmierzała prosto w kierunku Di Canio. Włochowi nie pozostało nic innego jak przyjąć futbolówkę i umieścić ją w siatce rywali, zapewniając triumf swojej drużynie. Ten jednak złapał piłkę w dłonie i zatrzymał grę, aby można było udzielić pomocy cierpiącemu bramkarzowi. Koledzy oraz rywale z boiska nie dowierzali – nie ze względu na dobrotliwość Di Canio, ale na rzadkość widzenia takiego pięknego gestu na boisku piłkarskim. Na Goodison Park rozległy się głośne brawa.
Ten gest Di Canio w pewnym sensie zmazał plamę włoskiemu piłkarzowi sprzed kilku lat, kiedy to reprezentując jeszcze Sheffield Wednesday został zawieszony na jedenaście spotkań za popchnięcie na ziemię arbitra Paula Allocka. Piękne zachowanie na murawie Evertonu zostało nagrodzone wyróżnieniem FIFA Fair Play. Ponadto cały piłkarski świat chwalił sobie zachowanie zawodnika z Półwyspu Apenińskiego, który niejednokrotnie był karany za faszystowskie gesty po strzelanych bramkach.
Co po 17 latach od tamtego meczu mówi sam zainteresowany? - Powiedzmy sobie szczerze. Nie mogłem wtedy zdobyć bramki. Zawsze byłem dobrym człowiekiem. To nie przypadek, że akurat w tym okresie świętujemy siedemnastą rocznicę najpiękniejszego gestu Fair Play. Dlaczego? Ponieważ w okresie świątecznym każdy z nas jest lepszym człowiekiem. Z pana Di Canio wyszedł po prostu miły, uprzejmy i dobrze wychowany jegomość – mówi Włoch, który przyznaje, że nadal ma świeże wspomnienia z tamtych wydarzeń. - Znakomicie to pamiętam, ponieważ nadal otrzymuję wiele wiadomości od kibiców Evertonu, którzy pamiętają mój gest. Niektórzy z nich byli wtedy mali, a teraz są już dorośli. Czasami być zapamiętanym za coś pięknego nie jest czymś złym – stwierdza.
Nie da się ukryć, że Paolo Di Canio w swojej karierze rozegrał wiele kapitalnych meczów i zdobył mnóstwo cudownych bramek, ale chyba przez wszystkich zostanie zapamiętany ze względu na jego okołoboiskowe wydarzenia, tak jak to, które miało miejsce 18 grudnia 2000 roku.
Przejdź na Polsatsport.pl