Pindera: Stoch znów mocny. To widać
Drugie miejsce Kamila Stocha w jedynym jak dotąd treningowym skoku w Oberstdorfie, gdzie rozpoczęły się mistrzostwa świata w lotach narciarskich, to sygnał, że wraca do swojej mistrzowskiej dyspozycji. Sygnał niejedyny.
Jeśli Kamil się uśmiecha i spokojnie odpowiada na pytania, to znak, że jest dobrze. Co bardziej niecierpliwi byli zaniepokojeni, że podczas pierwszych tegorocznych lotów w Bad Mitterndorf zajął dopiero 21. miejsce, jakby zapominając, że wielki mistrz nie jest robotem i ma prawo do chwili słabości. A raczej odpoczynku po tym wszystkim, czego dokonał w Turnieju Czterech Skoczni.
Najważniejsze, że lider Pucharu Świata znów cieszy się z tego co robi. I mówi o tym z uśmiechem, pewny swojej wartości. Stoch nie ma wprawdzie w swojej kolekcji nawet jednego medalu MŚ w lotach, ale to nie oznacza, że nie potrafi latać na mamutach. Wystarczy przypomnieć należący do niego rekord Polski – 251,5 metra ustanowiony rok temu w Planicy. Rekord świata Stefana Krafta jest tylko półtora metra lepszy.
Kamil Stoch niczego nie obiecuje, nie składa żadnych deklaracji, ale mowa ciała dwukrotnego złotego medalisty igrzysk olimpijskich w Soczi mówi wiele. Jest gotowy, by walczyć w Oberstdorfie o najwyższe cele.
Na razie wieje i leje, dokończono tylko jedną serię treningową, a kwalifikacje przełożono na następny dzień. Stoch zajął drugie miejsce przegrywając tylko z Norwegiem Danielem Andre Tande, ale co najważniejsze pokazał w tym skoku pazur mistrza.
On lubi tu latać, dobrze się czuje na tym przebudowanym obiekcie, co powinno zaowocować kolejnymi, dalekimi lotami. Aby stanąć na podium mistrzostw świata na mamuciej skoczni trzeba oddać cztery dobre skoki. Tylko czy wiatr na to pozwoli, czy będzie to możliwe?
Na walce o indywidualne medale mistrzostwa świata w lotach się nie kończą. W niedzielę odbędzie się konkurs drużynowy. Skład naszego zespołu poznamy dopiero po zakończeniu rywalizacji indywidualnej, w której nie weźmie udziału Maciej Kot, czwarty zawodnik ubiegłorocznego Turnieju Czterech Skoczni i piąty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Kot był też mocnym punktem drużyny, która w minionym sezonie wywalczyła w Lahti pierwszy w historii polskich skoków tytuł mistrzów świata. Ostatnio nie jest jednak w najwyższej formie, ale to co najważniejsze, czyli igrzyska w Pjongczang, dopiero przed nim.
Stefan Horngacher, austriacki trener polskich skoczków, który po jednym treningowym skoku w Oberstdorfie musiał wskazać czterech zawodników, którzy wezmą udział w kwalifikacjach do indywidualnej rywalizacji, oprócz Stocha wybrał Stefana Hulę, Piotra Żyłę i Dawida Kubackiego. Przyznał przy tym, że decyzja była trudna, ale nie była uwarunkowana jedynie miejscem w treningowej serii. Horngacher brał też pod uwagę poprzednie występy.
Maciej Kot przyjął decyzję trenera po męsku. - Przegrałem w uczciwej rywalizacji, na tym polega sport – powiedział polskim dziennikarzom, którzy przyjechali do Oberstdorfu. Zresztą kilka godzin wcześniej, gdy spotkaliśmy się z naszymi zawodnikami w hotelu Sonnenbichl, gdzie mieszkają, mówił, że liczy się z taką sytuacją. Tak jest zawsze, gdy trener ma kłopoty bogactwa i więcej dobrych skoczków niż miejsc w zespole. Ale to chyba lepiej niż gdyby martwił się kogo do tej drużyny wstawić.
Widać, że Maciej to mądry i utalentowany chłopak, jestem przekonany, że wcześniej niż później będzie tam, gdzie jego miejsce. On z całą pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Komentarze