Polski alpinista: Mackiewiczowi należy się szacunek za jego pasję
Leszek Cichy podkreślił, że każdemu człowiekowi należy się szacunek za jego pasję, za silną wolę dążenia do obranego celu. - Tomasz Mackiewicz obrał sobie akurat bardzo niebezpieczną górę. Żałować jedynie wypada, że ukochana przez niego Nanga Parbat go zabrała - powiedział.
38-letnia Elisabeth Revol i starszy od niej o pięć lat Mackiewicz w grudniu doszli do bazy. Działali w stylu alpejskim, sportowym, bez żadnego wsparcia ze strony tragarzy i bez tlenu w butlach.
20 stycznia rozpoczęli wspinaczkę na wierzchołek "Nagiej Góry" (8126 m), ale ostatecznie zeszli do obozu drugiego na 5900 m. 22 stycznia z nadesłanego przez Francuzkę SMS wynikało, że są w obozie trzecim (6750 m), planują wyjście wyżej i atak szczytowy 25 stycznia. Tego dnia byli na wysokości około 8000 m i - według niektórych źródeł, także Revol - stanęli na wierzchołku.
"To jest wielce prawdopodobne. Śledziłem w internecie poczynania Tomka i Elisabeth. Atak szczytowy rozpoczęli w dobrych warunkach, przy niezbyt silnym wietrze, w granicach 30-40 km/godz. Po kilku godzinach pogoda się pogorszyła, przyszła nagle wielka chmura i zakryła kopułę szczytową. Schodząc chyba zabłądzili i wieczorem utknęli na wysokości ok. 7400 m" - wspomniał Cichy, który przypuszcza, że Mackiewicz, aby lepiej widzieć, zdjął gogle, a na tej wysokości promieniowanie UV jednak przebija się i dlatego dostał ostrego zapalenia spojówek.
Pierwszy zdobywca zimą Mount Everestu (8848 m) w 1980 roku wraz z Krzysztofem Wielickim przyznał, że Mackiewicza znał bardzo dobrze.
"Był specyficzną osobą, po wielu przejściach, która przez trzy lata była uzależniona od heroiny, podobnie jak bohater filmu "Najlepszy" Jerzy Górski od innych narkotyków. On wyszedł z tego dzięki aktywności sportowej, natomiast Mackiewicz ruszył w Himalaje.
- Obrał sobie akurat bardzo niebezpieczną górę, zwaną "zabójczą górą". W minionych latach miał sześć heroicznych prób zdobycia szczytu, i to zimą. Dla niektórych osób może to być trudne do zrozumienia, ale Nanga Parbat stała się jego pomysłem na życie. I to należy uszanować. Jedni nie wyjdą z domu i wolą siedzieć przed telewizorem w ciepłych kapciach, a inni stawiają sobie cele z najwyższych półek, narażając nawet swoje życie" - powiedział Cichy.
Dodał, że zapoznał się z wieloma opiniami, komentarzami na temat Mackiewicza.
"Jedne są bardzo pozytywne, inne krytyczne. Jedni wsparli wyprawę Tomka finansowo, inni uważają, że takie środki lepiej przeznaczyć na chore dzieci. A ja uważam, że świat bez takich +szaleńców+ byłby uboższy. Żeglarze na okrążaliby globu, Aleksander Doba nie wiosłowałby kajakiem przez Atlantyk, Małgorzata Wojtaczka i Marek Kamiński nie szliby do biegunów itd, itd. To są przedsięwzięcia ogromnie ryzykowne, ekstremalne, na pograniczu życia i śmierci. I takie pasje mają różni ludzie. Nie musimy ich podziwiać, ale szanujmy ich za to, a nie opluwajmy, zaś komentarze zostawmy dla siebie" - podkreślił.
Mackiewicz urodził się 13 stycznia 1975 roku, wychował się w Działoszynie (woj. łódzkie), a w wieku 18 lat przeniósł się do Częstochowy.
"Stamtąd uciekałem w świat. W latach 90. włóczyłem się stopem po Europie i robiłem, co się dało. Po kilku latach tułaczki zamieszkałem na Mazurach, gdzie spędziłem cztery kolejne, błądząc po lasach i żeglując, gdzie tylko się dało. Tam też zbudowałem własny jachcik. Przez jakiś czas mieszkałem w Irlandii, gdzie rozwinęła się we mnie pasja do wspinania, która trwa do dziś. W 2008 roku przeszliśmy z Markiem Klonowskim Jukon i kawał Alaski. Od czterech lat próbuję wejść na Nanga Parbat, zimą" - napisał o sobie na potrzeby akcji crowdfundingowej.
Jego wspinaczkowa partnerka to doświadczona alpinistka, która od 19 roku życia fascynuje się górami. To zamiłowanie zaszczepili w niej rodzice. Jest pierwszą kobietą, która wspięła się po kolei na trzy ośmiotysięczniki: Broad Peak (8051 m), Gaszerbrum I (8080 m) i Gaszerbrum II (8035 m), solo i bez wspomagania tlenem z butli. Dokonała tego w 2008 roku, a na ostatnie dwa szczyty weszła w rekordowym odstępie 52 godzin, bez wracania do obozu.
W kwietniu 2009 roku na Annapurnie (8091 m) straciła czeskiego partnera Martina Minarika, który zginął podczas schodzenia ze szczytu, przy bardzo niekorzystnych warunkach pogodowych. Skrajnie wyczerpana i odmrożona, tak jak teraz na Nanga Parbat, Revol została przetransportowana do szpitala w Katmandu. Ciała Minarika nie odnaleziono.
Po tym dramacie Francuzka zrezygnowała ze swojej pasji aż do 2013 roku. Za kolejny cel obrała zdobycie Nanga Parbat zimą, mając za partnera Mackiewicza. Najbliżej szczytu byli w styczniu 2015 roku, kiedy to dotarli na wysokość 7800 m, zatrzymani przez fatalną pogodę.
"Świat ośmiotysięczników jest ogromny i różnorodny. Dla każdego pozostaje miejscem, w którym można kierować się pięknymi emocjami, wyznaczyć swoją trasę, mieć rozterki, doświadczyć wielkiej radości, rozczarowania..." – napisała w maju ubiegłego roku, po zdobyciu piątego co do wysokości szczytu Ziemi - Makalu (8445 m).
Małgorzata Sulikowska, siostra Mackiewicza, powiedziała na antenie TVN24: "Serce mi pękło, kiedy dowiedziałam się, że nie idą po Tomka... Proszę wszystkich, przestańcie oceniać. To są warunki ekstremalne, nie mieli aklimatyzacji na 7000 m. Odpuśćmy. Podziękujmy im za to, co zrobili".
Wypowiedziała się również żona, Anna Solska. "Ja wiem, że wszyscy zrobili wszystko, żeby mu pomóc. Jestem głęboko wdzięczna wszystkim, całemu zespołowi pod K2 - Adamowi, Denisowi i pozostałym wspinaczom, osobom, które były zaangażowane w pomoc. Ta energia, jaką Tomek generuje wśród ludzi, i jego charyzma, to jest fenomenalne, to jest nie z tego świata. On wyzwala takie pokłady solidarności, dobra i miłości, że to się nie mieści w głowie... Cała akcja zespołu spod K2 też była nieprawdopodobna. Mogę powtarzać setki i tysiące razy, że bardzo dziękuję wszystkim, moja wdzięczność nie ma dna" - mówiła na antenie wzruszona żona.
Komentarze