Reprezentant Polski pojechał na igrzyska dzięki... Facebookowi

Zimowe
Reprezentant Polski pojechał na igrzyska dzięki... Facebookowi
fot. PAP

Arnold Zdebiak, który wystartuje w Pjongczangu w bobslejowych czwórkach, jest pierwszym reprezentantem gdańskiego klubu na zimowe igrzyska olimpijskie po 30 latach przerwy. Do tej dyscypliny zawodnik AZS AWFiS trafił w czerwcu ubiegłego roku dzięki Facebookowi.

W 1988 roku w Calgary w konkurencji par tanecznych rywalizowali Honorata Górna i Andrzej Dostatni - duet Stoczniowca Gdańsk uplasował się w Kanadzie na 17. pozycji. Po 30 latach w zimowych igrzyskach weźmie udział kolejny przedstawiciel gdańskiego klubu – w bobslejowych czwórkach wystartuje Arnold Zdebiak.

„Po zakończeniu studiów zamierzałem także zakończyć przygodę ze sportem. Byłem lekkoatletą, specjalizowałem się w sprintach i w czerwcu ubiegłego roku przeczytałem w mediach społecznościowych ogłoszenie Polskiego Związku Bobslei i Skeletonu o naborze. Postanowiłem wziąć udział w testach na stadionie, na które składały się biegi na 30 metrów ze startu z miejsca i ze startu lotnego oraz skok z miejsca. To była spontaniczna, ale świetna decyzja, bo dzięki temu mogę spełnić marzenie każdego sportowca, jakim jest reprezentowanie swojego kraju na igrzyskach” – powiedział Zdebiak.

Początki nie były jednak łatwe. Każdy ślizg, a trwa on około minuty, zawodnik musiał „odpokutować” w łóżku. „Taki zjazd związany jest nie tylko z wielkim wysiłkiem fizycznym, ale także psychicznym. Trenowaliśmy głównie na Łotwie na torze w miejscowości Sigulda i od razu po przyjściu do pokoju spałem jak beton przez kilka godzin. Inaczej nie byłem w stanie funkcjonować” – wyjaśnił.

Niespełna 25-letni rozpychający dodaje, że podczas jazdy bobsleiści mają także problemy z oddychaniem.

„Ten sport, ze względu na osiągane prędkości, a ja jechałem najszybciej 149 km na godzinę, jest bardzo niebezpieczny i wyzwala mnóstwo adrenaliny. Mamy jednak problemy z zaczerpnięciem powietrza nie z uwagi na szybkość, tylko ze względu na przeciążenia. Wartości, którym my podlegamy można porównać do tych, których doświadczają kierowcy Formuły 1 na zakrętach albo piloci samolotów myśliwskich” – skomentował.

W Korei Południowej Polacy rywalizowali już w dwójkach – pilot Mateusz Luty i rozpychający Krzysztof Tylkowski zajęli 24. miejsce w gronie 30 ekip. Teraz Lutemu towarzyszyć będzie Zdebiak oraz Łukasz Miedzik i Grzegorz Kossakowski. Zmagania 30 załóg odbędą się w sobotę i niedzielę o 1.30 w nocy.

„Dla nas sukcesem było już zakwalifikowanie się na igrzyska, ale do Korei nie pojechaliśmy na wycieczkę. Chcemy zakwalifikować się do finałowego czwartego wyścigu, w którym weźmie udział 20 ekip. Z czołowymi załogami, czyli Niemcami, Kanadyjczykami i Łotyszami, nie mamy szans nawiązać walki, ale jesteśmy w stanie konkurować z pozostałymi. Do najlepszych stracimy 30-40 setnych w każdym ślizgu, jednak od miejsca 10. w dół różnice są minimalne” – przyznał.

Zdebiak przekonuje, że kluczowe znaczenie może mieć start. To bowiem najtrudniejszy i najważniejszy element każdego wyścigu.

„Przez 50 metrów musimy jak najszybciej rozepchać +boba+, wszyscy zapakować się do niego i przyjąć odpowiednie pozycje. Jedynie pilot ma siedzonko, a my zalegamy na podłodze. Ja robię +garba+ i muszę mieć kask na równi z pilotem, ale nie mogę go dotykać, żeby miał swobodę ruchu. Pozostali koledzy wciśnięci są we mnie, żeby im głowy nie skakały. Na rozpychaniu tracimy do najlepszych około 10 setnych” – wyjaśnił.

Biało-czerwoni ustępują najlepszym nie tylko ze względu na brak toru w Polsce. Zawodnicy korzystają także z używanego sprzętu. Czteroletni bobslej Polaków został zakupiony ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki 1,5 miesiąca przed igrzyskami – wcześniej jeździł na nim austriacki pilot Benjamin Maier, który w konkurencji dwójek zajął ósmą lokatę.

„To jest dobry sprzęt, ale pewnych barier nie przeskoczymy. Trudno nam się porównywać chociażby z Niemcami, dla których bobsleje produkuje państwowa fabryka, a następnie są one +tuningowane+ przez BMW. Z kolei Koreańczycy współpracują na tym polu z Hyundaiem. A sprzęt w tej dyscyplinie jest bardzo kosztowny. Byłem niezwykle zaskoczony kiedy dowiedziałem, że bobslej, czyli obudowa, rama i układ sterowniczy, może kosztować nawet 120 tysięcy euro” – podsumował Zdebiak.

RM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie