Pindera: Od biedy do milionów?

Sporty walki
Pindera: Od biedy do milionów?
fot. PAP

Srisaket Sor Rungvisai, zawodowy mistrz świata organizacji WBC w wadze supermuszej wciąż czeka na wielkie wypłaty. Za walkę w obronie tytułu ze znakomitym Juanem Francisco Estradą w Los Angeles czempion z Tajlandii dostanie 250 tysięcy dolarów.

To będzie, co do tego nie mam żadnej wątpliwości, wspaniała noc z boksem. W słynnej  Forum Inglewood przewidziane są cztery mistrzowskie walki w wagach muszej i supermuszej. Wielka telewizja (HBO) pokazująca bokserskie wojny kieszonkowych mistrzów, to nie jest częste zjawisko.

 

Ale ci panowie na to zasługują. Skromne gabaryty nie przeszkadzają im prezentować boks na najwyższym światowym poziomie. Warto pamiętać, że nasz jedyny mistrz świata amatorskiego (olimpijskiego) boksu, Henryk Średnicki, tytuł ten zdobył w 1979 roku w Belgradzie, w wadze muszej (51 kg). I zapewne, gdyby dane mu było walczyć na zawodowych ringach też byłby wielki.

Srisaket Sor Rungvisai przebił się do powszechnej świadomości rok temu wygrywając, nie do końca słusznie z Romanem Gonzalezem w Nowym Jorku. „Chocolatito” Gonzalez, mały, wielki mistrz pięści z Nikaragui, zdobywca pasów w czterech kategoriach, był uważany z najlepszego w klasyfikacji bez podziału na wagi.

W rewanżu miał udowodnić całemu światu, że Taj wygrał z nim przez przypadek, w dodatku niesłusznie. Drugi pojedynek skończył się jednak dla niego szybko i boleśnie, został znokautowany w czwartej rundzie, a dalsza kariera „Czekoladki” stanęła pod dużym znakiem zapytania.

Dziś w nocy rywalem mistrza z Tajlandii będzie 27 letni Meksykanin Juan Francisco Estrada (100 tysięcy honorarium), bokser znakomity i nie bez szans na sukces w tym pojedynku. Moim zdaniem stać go na wygraną.

Jeśli jednak Sor Rungvisai pokona i tę przeszkodę, drzwi do wielkich pieniędzy otworzą się szerzej. Teraz wszyscy piszą o biedzie jakiej w doświadczył w swoim życiu aktualny mistrz świata. Żył kiedyś w takiej nędzy, że czasami zbierane przez niego śmiecie służyły mu za pożywienie. Przypomina się historia Manny’ego Pacquiao, który też nie miał co do ust włożyć, a dziś jest nie tylko senatorem na Filipinach, ale też milionerem.

Sor Rungvisai też jest znaną i poważaną personą w Tajlandii, a jeśli dalej będzie  wygrywał, to będzie tam bohaterem. Tak jak „Pacman”.

W Los Angeles zobaczymy też byłego mistrza tej kategorii,  Carlosa Cuadrasa. Drugi z Meksykanów stracił pas przegrywając po świetnej walce z Gonzalezem, ostatnio przegrał z Estradą, ale ma na swoim koncie zwycięstwo w starciu z Sorem Rungvisai.

Stawką w jego walce z Portorykańczykiem McWilliamsem Arroyo będzie srebrny pas organizacji WBC. Honoraria są jednak w ich przypadku bardziej niż skromne, obaj dostaną po 25 tysięcy USD. Ale  zwycięzca może liczyć na starcie  z lepszym w pojedynku Rungvisai – Estrada.

Ale też jeszcze nie koniec telewizyjnych emocji (trzy walki w przekazie HBO). Filipińczyk Donnie Nietes, mistrz wagi muszej (IBF) zmierzy się z obowiązkowym pretendentem i byłym czempionem, Juanem Carlosem Reveco z Argentyny. Honoraria w tej walce nie powalają, 40 tysięcy dla Nietesa, dziesięć mniej dla Reveco.
 
Ale kto powiedział, że w życiu, a szczególnie w zawodowym boksie, ma być sprawiedliwie? Zdaje się, że napisał już o tym Przemek Garczarczyk z Los Angeles. W pełni się z nim zgadzam. Widocznie mali biorą mniej.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie