Dźwiga Europa
Mistrzostwa Europy seniorów miały się odbyć w Albanii, ale jak to coraz częściej w ciężarowym sporcie bywa, w ostatniej chwili trzeba było na gwałt szukać nowego gospodarza. Zgłosili się Rumunii i to oni przyjęli najsilniejszych ludzi Starego Kontynentu.
Problem w tym, że jest ich niewielu, a frekwencja słabiutka. Przed rokiem w Splicie zgłosiły się 123 panie i 152 panów, w Bukareszcie zawodniczek jest mniej (102), podobnie jak i sztangistów (110), i to tylko z 29 krajów. A w Splicie zgłosiło się 41 narodowych federacji.
Wiele krajów zostało wykluczonych za doping, w tym tak silne narodowe reprezentacje jak Rosja, Ukraina, Azerbejdżan, Armenia, Białoruś, Mołdawia czy Turcja. Z drugiej strony mistrzostwa Europy zawsze były słabiej obsadzone niż mistrzostwa świata i na ogół stały na niższym poziomie, ale i tak to nie do końca tłumaczy postępującą słabość tej dyscypliny. W Bukareszcie w niektórych kategoriach, w grupie A wystąpi po 6-7 zawodniczek. I dotyczy to również rywalizacji mężczyzn. Powiedzieć, że to niewiele, to nic nie powiedzieć.
Walka z dopingiem trwa od lat, w różnych okresach przebiera na sile, ale chętnych by sięgać po zakazany owoc, niestety nie odstrasza. Podnoszenie ciężarów to dyscyplina skażona dopingiem jak mało która, bicie rekordów w powszechnej świadomości nie jest możliwe bez niedozwolonego wspomagania. Nic dziwnego, że lista tych, których złapano na stosowaniu zakazanych środków wciąż jest bardzo długa. I będzie dłuższa, co do tego nie mam wątpliwości, podobnie jak jestem pewien, że nawet najwyższe kary, z dożywotnią dyskwalifikacją włącznie, nie odstraszą potencjalnych dopingowiczów.
Polacy też mają sporo za uszami, ale na szczęście nie należą do grupy krajów, którym odebrano prawo startu w międzynarodowych imprezach. Co więcej, skutecznie walczą z dopingiem, co może tylko cieszyć.
W Bukareszcie zobaczymy sześć Polek i ośmiu naszych ciężarowców. O szansach medalowych lepiej nie pisać, choć miłe niespodzianki są możliwe.
Nie da się ukryć, że dziś o sukcesy w tym sporcie łatwiej niż przed laty, gdy w europejskiej rywalizacji sukcesami dzielili się siłacze ze Związku Radzieckiego i Bułgarii.
Teraz geografia podnoszenia ciężarów na Starym Kontynencie wygląda inaczej. Hiszpan z Włochem walczą o złoty medal i nikogo to nie dziwi. Wygrywa sztangista z Sevilli, Joshue Brachi i cieszy się jak dziecko. Gdyby nie dyskwalifikacje potentatów, nie byłoby to możliwe. Lepiej jednak nie porównywać ciężarów, które dźwiga z rekordowymi osiągnieciami, to nie ma sensu. Różnica kłuje w oczy.
Wśród pań o drugi złoty medal z rzędu walczy Francuzka, próbują jej w tym przeszkodzić włoskie siostry, Genny Caterina i Alessandra Pagliaro, ale godzi je Rumunka Ramona Andries i to ona staje na najwyższym stopniu podium.
Na pomoście pojawiają się młodzieńcy szesnastoletni i dzielnie sobie radzą, ale tylko dlatego, że prawdziwi siłacze czekają cierpliwie aż skończy się im okres karencji. Wedy wrócą i zapewne będą ostrożniejsi w ryzykownej suplementacji. Tylko jak długo?
Ciężary nie są czystym sportem i nigdy już nim nie będą. Ale warto ścigać dopingowiczów choćby dlatego, by inni choć na krótko uwierzyli, że można wygrywać dźwigając znacznie mniej od tych niesamowitych, rozdmuchanych rekordów, które tak kuszą i prowokują, by sięgnąć jednak po zakazany owoc.
Komentarze