Reprezentacja Polski będzie miała lewego obrońcę na lata?

Piłka nożna

Podczas wojny obronnej w 1939 roku jedną z najważniejszych maszyn bojowych polskiej armii był lekki czołg 7TP. 75 lat później w naszej piłce reprezentacyjnej pojawił się inny, ale równie zwrotny polski czołg, dla którego naturalnym środowiskiem jest... zielona murawa i lewa strona boiska. Oto 3TP, czyli Tymoteusz Puchacz.

Tymoteusz Puchacz urodził się w Świebodzinie 23 stycznia 1999 roku. Pierwsze piłkarskie mecze oglądał właśnie tam, bowiem zawodnikiem miejscowej Pogoni był jego ojciec Andrzej. Swój talent młody Tymek rozwijał w UKP Zielona Góra, skąd w 2013 roku, czyli w wieku 14 lat, trafił do Akademii Lecha Poznań. W stolicy Wielkopolski zaczął niesamowicie ciężko pracować na to, by w maju 2017 roku zadebiutować w Ekstraklasie. Kilkunastominutowy występ z Termaliką był na razie tylko epizodem w pierwszym zespole Lecha i jesienią sezonu 2017/2018 Puchacz grał w rezerwach "Kolejorza"... co nie przeszkodziło w podpisaniu nowego, czteroletniego kontraktu czwartego grudnia 2017.

 

 

Już w tym momencie było przesądzone, że Puchacz kolejne pół roku spędzi na wypożyczeniu w Nice 1 Lidze. Lewy obrońca miał więc podążyć drogą, którą wyznaczyli rok wcześniej Robert Gumny i Kamil Jóźwiak, czyli inni młodzi gracze, których można spotkać w bocznych sektorach boiska. Najbardziej zdeterminowani w walce o defensora byli działacze Zagłębia Sosnowiec i 15 grudnia dopięli półtoraroczne wypożyczenie z opcją przerwania go w każdym okienku transferowym. - Widać było, że Zagłębiu zależy na tym, by mnie ściągnąć. A to w takich sytuacjach zawsze jest istotne. Przyjechali do mnie do domu przedstawiciele Zagłębia, przyjechał trener Dudek, porozmawialiśmy sobie. To mi zaimponowało - mówił sam Puchacz w styczniowej rozmowie z Tadeuszem Daniszem z "Łączy Nas Piłka".

 

Poprzeczkę w Zagłębiu Puchacz miał zawieszoną wysoko, bowiem musiał wygrać rywalizację na boku obrony z ulubieńcem kibiców Żarko Udoviciciem. Już zimowe sparingi pokazywały, że to 19-latek ze Świebodzina ma lekką przewagę w walce o pierwszy skład, a premierowy mecz wiosny tylko to potwierdził. Z Pogonią Siedlce rozegrał bardzo dobre 90 minut i walnie przyczynił się do wyjazdowego zwycięstwa 1:0. To tylko utwierdziło Dariusza Dudka w przekonaniu, że trzeba stawiać na Puchacza, który rozegrał całe mecze również z Miedzią Legnica i Puszczą Niepołomice. Pierwszoligowe zmagania lewego obrońcy musiały jednak zostać odłożone na bok, bowiem czekał go wyjazd do Włoch z kadrą U-19. Stawką był awans do lipcowych mistrzostw Europy w Finlandii.

 

Retrospekcja

 

Po raz pierwszy zobaczyłem Tymoteusza Puchacza na własne oczy 4 października 2017 roku podczas spotkania z Irlandią Północną na stadionie Piasta Gliwice. Kadra Dariusza Dźwigały rozpoczynała wtedy walkę w pierwszym turnieju eliminacyjnym do ME 2018. Puchacz znalazł się w wyjściowym składzie... i był najlepszym zawodnikiem pierwszej połowy pojedynku. Mógł nawet trafić do siatki, ale jego uderzenie poszybowało tuż nad poprzeczką. Po przerwie lewy obrońca tak aktywny już nie był, ale najważniejsze było to, że Polacy po horrorze wydarli Irlandczykom zwycięstwo z gardła.

 

Prawdziwym świętem i testem dla reprezentacji U-19 był jednak mecz rozegrany trzy dni później na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Przy niemal trzydziestu tysiącach widzów młodzi Polacy mierzyli się z Białorusinami, a w razie wygranej zapewniali sobie awans do kolejnej fazy kwalifikacji. Wielka widownia i wielki stadion tak nakręciły 18-latków, że roznieśli oni w pył rywali, triumfując 3:0. Kluczowe znaczenie dla przebiegu spotkania miały zaś interwencje Tymoteusza Puchacza z początku meczu, gdy w jednej akcji dwukrotnie wybijał on strzały rywali z linii bramkowej. 17-letni wtedy Radosław Majecki już po triumfie powiedział, że piwa Tymkowi postawić nie może, ale za tę akcję należy mu się ogromna czekolada. Tak zatem Puchacz przyczynił się do tego, że Polska awansowała do kolejnej rundy kwalifikacji. Wynik meczu z Niemcami nie miał już żadnego znaczenia, dlatego porażka 0:2 nie zabolała aż tak bardzo. Poniżej podsumowanie wideo z występów obrońcy Lecha w październikowym turnieju:

 

 

Turniej z udziałem kadry Polski U-19, decydujący o tym, kto zagra w lipcu w Finlandii, odbył się w dniach 21-27 marca we włoskich miastach Lignano Sabbiadoro i Cordovado. Polacy mieli stoczyć bój o mistrzostwa z reprezentacjami Włoch, Grecji i Czech, a awans miał uzyskać tylko zwycięzca turnieju. Na początek naszym zawodnikom przyszło zmierzyć się z sąsiadami z Republiki Czeskiej, a Puchacz rozegrał w biało-czerwonych barwach cały mecz. Pierwsze minuty były w jego wykonaniu spokojne, ale z każdą chwilą spędzoną na murawie lewy obrońca się rozkręcał. Po faulu na nim Polacy mieli doskonałą okazję z rzutu wolnego, ale dośrodkowana piłka nie wpadła do siatki. Później w swoim stylu związał dwóch rywali na lewej stronie, wszedł między nich i w polu karnym zagrał futbolówkę wzdłuż bramki. Żaden z kolegów nie przeciął jednak dobrego podania Puchacza. W końcówce pierwszej połowy 19-latek strzelał nawet z dystansu, ale trafił w dobrze ustawionego bramkarza. Druga część gry była już mniej efektowna, ale trzeba też przyznać, że około 70 minuty gra całej kadry "siadła". Dwa razy lewy obrońca wpuścił przeciwników swoją stroną i po oskrzydlającej akcji mogliśmy stracić gola. Ostatecznie Polacy zremisowali jednak 0:0, dlatego ocena dla defensywy, której częścią był Puchacz, musiała być pozytywna.

 

Po pierwszym meczu turnieju, trener Dźwigała oczekiwał od swoich piłkarzy większej liczby akcji oskrzydlających i dośrodkowań w pole karne w starciu z Włochami. Polacy, a konkretnie Puchacz wzięli sobie te słowa głęboko do serca i po początkowych kłopotach, zaczęli regularnie "wjeżdżać" lewą stroną w okolice pola karnego rywala. Już w 16. minucie obrońca w fantastyczny sposób wypracował gola na 1:0. Znowu wszedł między obrońców i wystawił piłkę do Davida Kopacza, który strzałem w okienko dał nam prowadzenie.  Po tej akcji gracz Zagłębia Sosnowiec dostał wiatru w żagle i jeszcze dwa razy spróbował podobnej akcji - na pełnej szybkości "szedł za plecy" koledze z drużyny i wchodził z piłką w pole karne. Raz został zatrzymany przez bramkarza, a w kolejnej sytuacji nie dograł dokładnie do napastnika. Akcje Puchacza robiły ogromne wrażenie na siedzących na trybunach reprezentantach Hellady, którzy przekomarzali się, kto będzie musiał kryć go w meczu Grecja - Polska. Swój podziw wyrażał również włoski komentator Rai Sport, który miał też problem z wymową nazwiska, które w jego ustach brzmiało... "Puszak".

 

Po pierwszej połowie było 2:1 dla Polski, ale druga część rozpoczęła się od błędu obrony. Puchacz przy sytuacyjnym dośrodkowaniu został zostawiony z dwoma rywalami do krycia, a Gianluca Scamacca wyprzedził go i trafił głową do siatki. Akcja bramkowa Włochów na 3:3 rozpoczęła się z kolei od niecelnego wyrzutu Puchacza z autu, ale tu nie można doszukiwać się winy piłkarza ukształtowanego w Akademii Lecha Poznań. Po przerwie lewy obrońca nie zapędzał się już tak często do przodu, co być może wynikało z faktu, że Włosi baczniej zaczęli pilnować lewej strony boiska. W końcówce, gdy biało-czerwoni przegrywali już 3:4, Puchacz nieco opadł z sił i był już obecny w zasadzie tylko na skrzydle i w ataku. Raz przewrócił się nawet w polu karnym po kontakcie z rywalem, ale sędzia stwierdził, że Polak symulował i w konsekwencji ukarał go żółtą kartką. Po meczu zawodnik z numerem 3 na koszulce padł wyczerpany na murawę, wiedząc, że biało-czerwoni stracili unikalną szansę na zwycięstwo z Włochami. Tego dnia nasi gracze byli lepsi od piłkarzy z Italii, a najlepszym aktorem widowiska oprócz Kopacza i Scamakki był właśnie Puchacz. To rywale zapewnili sobie jednak awans na mistrzostwa Europy...

 

 

Na powyższym wideo, choć głównym bohaterem jest Kopacz, to macie też małą próbkę umiejętności piłkarza z "3" na plecach. Po spotkaniu Puchacz tak podsumował spotkanie, skromnie nie zwracając uwagi na swoją dobrą postawę: - Myślę, że największe wrażenie zrobiliśmy jako drużyna, bo zagraliśmy lepszy mecz od Włochów. Na pewno w założeniach było to, że rywale zagęszczają środkową strefę i można ich atakować właśnie bokami. Bardzo nas to boli, że nie przejdziemy dalej, bo byliśmy naprawdę lepsi od reprezentacji Włoch - stwierdził.

 

W ostatnim spotkaniu z Grekami, które mogło zapewnić Polakom "tylko" drugie miejsce w grupie, trener Dariusz Dźwigała zdecydował się zmienić kilku podstawowych piłkarzy. Miejsce w wyjściowej jedenastce zachował jednak Puchacz, który przejął także opaskę kapitańską od nieobecnego na murawie Serafina Szoty. Pierwsze minuty znowu były nieco ospałe w wykonaniu biało-czerwonych, którzy już w 13. minucie stracili gola na 0:1. Później było już jednak tylko lepiej i nasi zawodnicy zwyciężając 3:1 zapewnili sobie drugą lokatę. Puchacz znowu był aktywny, ale tym razem nie tak efektowny, skupiając swoją uwagę na zadaniach defensywnych. Ponownie zagrał 90 minut, dzięki czemu został jedynym piłkarzem kadry U-19, który rozegrał wszystkie spotkania eliminacji ME 2018 w pełnym wymiarze czasowym. Wszystkich pojedynków od pierwszej do ostatniej minuty nie rozegrali nawet tak ważni dla reprezentacji piłkarze jak Radosław Majecki, Marco Drawz czy Radosław Kanach.

 

Z całej historii o Puchaczu na pierwszy plan wybija się jego aktywność w ofensywie. Lewy obrońca bardzo często podłącza się do akcji w ataku pozycyjnym, wspierając  skrzydłowych w bocznych sektorach boiska. Polacy przez całe eliminacje grali w ustawieniu 1-4-1-4-1, ale wydaje się, że idealną taktyką dla Puchacza jest 1-3-5-2, w której wychowanek Pogoni Świebodzin byłby wahadłowym. W wywiadzie dla "Łączy Nas Piłka" sam zainteresowany wyjaśnił genezę częstych wizyt na połowie rywala. - Tak, dla mnie wejścia do przodu są właściwie czymś naturalnym, bo ja większość czasu w swojej przygodzie piłkarskiej spędziłem pod bramką rywali. Zaczynałem jako napastnik, później grałem na „dziesiątce”, lewe skrzydło, a teraz od 2-3 lat na boku obrony. Trochę szybciej więc ta zmiana u mnie nastąpiła niż u Łukasza Piszczka, no i w drugą stronę poszedłem - mówi zawodnik, który nie zapomina jednak także o defensywie. Potrafi w niej grać zarówno efektownie, jak i efektywnie, posiada mocny wyrzut z autu, co na pozycji bocznego obrońcy jest koniecznością. Także ogólna budowa Puchacza, który jest barczystym, dobrze zbudowanym atletą, pomaga mu w walce z przeciwnikami pod swoją bramką.

 

Roberto Carlos czy Kyle Walker?

 

Przy tym lewy obrońca nie traci swojego najważniejszego waloru - dynamiki. W spotkaniu Polska - Włochy żaden z rywali Puchacza nie był w stanie wygrać sprintu z reprezentantem Polski, który ma niezwykłe przyspieszenie na krótkim dystansie. W tym aspekcie bardzo przypomina gwiazdora reprezentacji Brazylii sprzed kilkunastu lat - Roberto Carlosa, który także grał przecież na lewej obronie. Z zawodników obecnie prezentujących się na najlepszych boiskach świata Puchacz ma bardzo podobną charakterystykę do defensora Arsenalu i Bośni i Hercegowiny Seada Kolasinaca. Sam ma jednak inny piłkarski wzór, który stara się naśladować. - Dla mnie takim piłkarzem, z którego chciałbym najwięcej czerpać jest Kyle Walker z Manchesteru City. Niesamowita maszyna, to co wyprawia na boisku – magia... Generalnie uważam, że można czerpać z wielu, a wymagać tylko od siebie - zaznacza Puchacz.

 

Czy defensor, który w wieku 19 lat jeszcze nie przebił się do pierwszego składu Lecha Poznań, ma szansę stać się podstawowym lewym obrońcą dorosłej reprezentacji Polski? Aktualnie pierwszym wyborem Adama Nawałki na lewej flance jest Maciej Rybus, który nieźle pasuje do charakterystyki wahadłowego w taktyce 1-3-5-2. Puchacz ma teraz w głowie, w kontekście występów w barwach narodowych, przede wszystkim przyszłoroczne mistrzostwa świata do lat 20, które odbędą się w Polsce. Biało-czerwoni mają oczywiście zapewnioną grę w turnieju, a jeśli piłkarzowi Zagłębia życia nie będą komplikowały żadne problemy, to będzie przebywał na boisku co najmniej w trzech meczach fazy grupowej. Dopiero po majowo-czerwcowej imprezie będzie się zapewne rozpatrywać jego kandydaturę w kontekście pierwszej reprezentacji. Ewentualna przyszła walka o miejsce na lewej stronie kadry może toczyć się między Puchaczem, a Kamilem Pestką, który niedawno zadebiutował w młodzieżowej reprezentacji Polski prowadzonej przez Czesława Michniewicza, a jest tylko o pół roku starszy od 19-latka ze Świebodzina. Wydaje się, że Pestka ma na ten moment lepsze dośrodkowanie od Puchacza i jest minimalnie pewniejszy w defensywie. Z kolei ten młodszy ma niezwykle wysoką wydolność i dynamikę oraz nieszablonowe umiejętności techniczne, co prezentował regularnie w kolejnych kategoriach wiekowych reprezentacji Polski.

 

Na razie Puchacz musi walczyć o swoje w Sosnowcu, do którego wrócił już ze zgrupowania reprezentacji. Na pierwszy ogień przyjdzie mu posmakować atmosfery derbów śląsko-dąbrowskich, które zostaną rozegrane na stadionie GKS-u Katowice przy ulicy Bukowej. Czy trener Dariusz Dudek postawi na młodego lewego obrońcę i da mu zagrać 4 mecz w ciągu 11 dni? Odpowiedź już w Wielką Sobotę o godzinie 20:00 w Polsacie Sport.

 

W załączonym materiale wideo rozmowa z Tymoteuszem Puchaczem po meczu Polska - Włochy U-19.

Paweł Ślęzak, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie