Samotność Lewandowskiego

Piłka nożna
Samotność Lewandowskiego
fot. PAP/EPA

Obraz Polaka po przegranym półfinale Ligi Mistrzów z Realem był aż nadto wymowny. Siedzący sam, z zaszklonymi oczami, bezradny jak nigdy dotąd. Idąc w tej interpretacji dalej, można dodać: opuszczony przez obecny klub, niechciany w tym wymarzonym.

Mam nadzieję, że nie popełniam zamachu na świętość najlepszego polskiego piłkarza ostatniej dekady, widząc, ilu dziennikarzy staje w jego obronie. W obronie przed piętrzącą się krytyką, która płynie coraz szerszym strumieniem nie tylko z Niemiec, ale i z Polski. Krytyką, której – niestety - sprawcą jest sam Robert Lewandowski…

 

Trzymając się jedynie faktów, polski napastnik nie strzelił gola w pięciu kolejnych spotkaniach Ligi Mistrzów, co daje ponad 400 minut nieskuteczności pod bramką przeciwnika. Ostatni raz pokonał bramkarza (dwa razy) w 1/8 finału przeciwko Besiktasowi Stambuł, a w ćwierćfinałach i półfinałach z Sevillą i Realem pozostał bez zdobyczy. To najdłuższa seria nieskuteczności Polaka, odkąd przeniósł się do Bayernu.

 

Z jednej strony to powód do niepokoju, z drugiej, jeśli porównać osiągnięcia Polaka w tym sezonie w lidze, nic nadzwyczajnego: w Bundeslidze w tym sezonie RL9 strzela co 110 minut, w Lidze Mistrzów – co 132 minuty. Jeśli zsumować dokonania Polaka, odkąd przeniósł się do Niemiec w 2010 r., w Bundeslidze ma 0,7 gola na mecz, w Lidze Mistrzów – 0,63.

 

Da się więc obronić Polaka, a mimo to przeważa krytyka. Pomijam tę płynącą od naszych kibiców (w przeważającej większości piwnych kibiców, jak określił to Przemysław Rudzki z Przeglądu Sportowego), w Niemczech Lewandowski naraził się dość skutecznie. Oliver Kahn, były bramkarz Bayernu i reprezentacji Niemiec, ruszył na Polaka z armatą: – Nie jest profesjonalistą w wielkich meczach. Nigdy nie osiągnie statusu, o jakim marzy…

 

Wprawdzie w obronę bierze Polaka szef klubu Karl-Heinz Rummenigge, ale bardziej ucina dyskurs na ten temat niż używa argumentów. Spójrzmy teraz na łączone statystyki Bayernu z obu spotkań z Realem. Strzały: 39-16, strzały z pola karnego: 33-10, strzały celne: 15-7, kontakty z piłką w polu karnym 97-37 (!), gole: 3-4. Poza ostatnią rubryką są zdecydowanie na korzyść Bawarczyków. Mimo aż takiej przewagi i aż tylu szans całego zespołu, Lewandowski nie trafił do bramki przeciwnika ani raz. I tu Polaka obronić trudniej, tym bardziej że wybrzmiewa w tle jego pragnienie przenosin do Realu.

 

Właśnie; kto wie, jak wyglądałyby oceny Lewandowskiego po klęsce Bayernu z Realem (tak, w Niemczech traktuje się ten dwumecz jak klęskę), gdyby nie jego trwające od kilku miesięcy bezceremonialnie umizgi do Realu. Tyleż samego piłkarza, który przecież nie artykułuje tego wprost, co jego nowego otoczenia, które transfer wprost wymusza. W obecnej sytuacji RL9 staje się naturalnym celem dla krytyków i trudno się dziwić, że część niemieckich mediów nazywa go symbolem tej klęski.

 

Mocno ambiwalentny jest również przekaz z wewnątrz Bayernu. Zakładając, że nieco przerysowują go media, to jednak to, że w obronie Polaka – także przed kolegami z zespołu - staje Sandro Wagner, a więc jeden z najmniej liczących się graczy pod każdym względem, jest dość wymowne.

 

I to chyba aspekt, nad którym warto się pochylić. Polak jest świetnym piłkarzem, w reprezentacyjnym wymiarze niemal Mesjaszem, który dał nam Euro i pierwszy po 12 latach mundial. W klubowych warunkach tak jednak nie jest. Tu z krytyką, poniekąd na własne życzenie, musi się liczyć.

 

Zastanawiałem się kiedyś, legendą którego klubu zostanie RL9. Pomińmy Znicz Pruszków, z którego startował do wielkiej kariery. W Lechu Poznań w dwa lata stanął na podium, raz zgarniając mistrzostwo i tytuł króla strzelców. Z Borussią Dortmund zdobył dwa mistrzostwa i dwa wicemistrzostwa, króla strzelców i dotarł z nią do finału Ligi Mistrzów. Z Bayernem przeżywa właśnie okres czteroletniego panowania w Bundeslidze, bije wszelkie rekordy strzeleckie dla klubu. I co?

 

I trudno spodziewać się, że kibice któregokolwiek z tych klubów będą wywieszać podobizny Polaka na sztandarach. Każdemu z transferów z tych klubów towarzyszył mniej lub bardziej głośny korowód. W Poznaniu poszło o menedżerską prowizję, co skończyło się sprawą w sądzie, w Borussii nie do końca ufano Polakowi, odkąd zaczął romansować z Bayernem, teraz trwa w najlepsze serial związany z odejściem do Realu.

 

Zdaję sobie sprawę, jak bardzo futbol odszedł od swoich tradycyjnych mechanizmów, przywiązania do barw klubowych, lojalności wobec nich na rzecz zimnorynkowych standardów, znanych nam przede wszystkim z biznesu. Być może właśnie dlatego Lewandowski dotarł na szczyt, że jego doradcy gruboskrórnie negocjowali każdy minizapisik w kontrakcie (RL9 też ponoć nie opuszcza w negocjacjach nawet o włos), a on sam i jego otoczenie ma komfort finansowego luksusu, który rozciągnie się na pokolenia. Ale też musi liczyć się z tym, że stracił tym samym niepisany glejt na klubową świętość, z czym spotyka się przywdziewając koszulkę reprezentacji Polski.

 

Lewandowskiemu to chyba odpowiada, przecież sam wpisał się w nurt wymuszania transferu do Realu. Jest jednak za to cena, cena bardzo słona i nieprzyjemna. To ta samotność, której doświadczył w środowy wieczór. Jeśli prawdą jest, że Real rzeczywiście o Polaku nie marzy, to dopiero początek kłopotów…

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie