MŚ 2018: Szczęsny, czyli nieszczęsne premiery odważnego bramkarza
Czerwona kartka na Euro 2012, kontuzja cztery lata później we Francji, błąd na mundialu 2018 z Senegalem. Początki wielkich turniejów nie są szczęśliwe dla Wojciecha Szczęsnego, ale w przeciwieństwie do poprzednich imprez polski bramkarz wciąż może odegrać w Rosji ważną rolę.
Niewielu jest piłkarzy w kadrze Adama Nawałki, którzy mieli tyle niecodziennych, często przykrych doświadczeń w swojej karierze. No bo ilu bramkarzy podczas treningu – przy podnoszeniu sztangi – złamało sobie obie ręce? Tak przypadek zdarzył się Szczęsnemu w 2008 roku.
Człowiek bez kompleksów. Odważny, dowcipny, bystry. Na pytania odpowiada szybko i dosadnie. Podobnie jak jego ojciec Maciej, w przeszłości również świetny bramkarz i reprezentant kraju.
O tym, że Szczęsny junior zrobi karierę, mówiono już od dawna.
"Wojtek jako młody chłopak wyróżniał się na tle rówieśników tym, że bardzo szybko się uczył. Przyswajał bez problemu ćwiczenia, które inni musieli długo powtarzać. Gdy miał 15 lat, wziąłem go na obóz Legii na Cypr. Nie bał się konfrontacji ze starszymi kolegami, trenował z nimi jak równy z równy. A przecież to byli znani piłkarze - Artur Boruc, Łukasz Fabiański i Andrzej Krzyształowicz” – powiedział kilka lat temu PAP trener bramkarzy Legii Krzysztof Dowhań, były szkoleniowiec Szczęsnego.
Pierwszą wielką imprezą dla wychowanka warszawskiej Agrykoli miały być mistrzostwa Europy 2012 w Polsce i na Ukrainie. Przed tym turniejem bronił znakomicie, wygrany na początku czerwca 4:0 sprawdzian z Andorą był wówczas piątym kolejnym meczem, w który reprezentacja Polski nie straciła gola.
„To historyczny wynik? Bardzo fajnie, ale taki rekord nie będzie miał większego znaczenia, jeśli nie uda nam się zachować czystego konta w meczu z Grecją. Inauguracja Euro 2012 jest ważniejsza od tych pięciu spotkań towarzyskich” – podkreślił wówczas Szczęsny.
W pierwszym meczu turnieju (1:1) puścił bramkę po strzale Dimitrisa Salpingidisa, a co gorsza, w 69. minucie otrzymał czerwoną kartkę za faul w polu karnym. Do bramki wszedł za niego Przemysław Tytoń i obronił „jedenastkę”.
"Ciężko mi znaleźć pozytywy po tym, jak zostałem usunięty z boiska. Odbieram to w ten sposób, że rozgrywając jeden z najważniejszych meczów w karierze, nie udało mi się go dokończyć, osłabiłem zespół i nie wystąpię z Rosją. Co mogę teraz zrobić… Trudno, trzeba żyć dalej" - przyznał wówczas Szczęsny, dodając, że decyzja sędziego o czerwonej kartce była prawidłowa.
Musiał pauzować w starciu z Rosją (1:1), a ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda nie dał mu już szansy w ostatnim meczu grupowym – przegranym 0:1 z Czechami.
Cztery lata później znacznie lepiej rozpoczął mistrzostwa Europy we Francji. Nie dał się pokonać w wygranym 1:0 meczu z Irlandią Północną w Nicei, ale już w pierwszej połowie - jak się później okazało - nabawił się urazu uda, gdy zderzył się z napastnikiem rywali Kyle'em Laffertym. Zastąpił go Łukasz Fabiański, który spisywał się tak dobrze, że pozostał między słupkami do końca przygody Polaków z turniejem, czyli do ćwierćfinału.
Szczęsny wciąż był jednak bardzo ważną postacią dla Adama Nawałki. Selekcjoner zaufał mu także przed meczem mistrzostw świata 2018 z Senegalem (1:2). Na stadionie Spartaka w Moskwie golkiper Juventusu Turyn nie spowodował rzutu karnego, nie doznał kontuzji, ale… znów pierwsze spotkanie okazało się dla niego pechowe. W 60. minucie wybiegł daleko przed pole karne i nie zdołał powstrzymać Mbaye Nianga, który minął polskiego golkipera i bez kłopotów trafił do pustej bramki.
„Dopełnieniem wszystkiego była przebieżka naszego bramkarza. Chyba do kiosku z napojami wyskokowymi” – ocenił surowo w TVP Sport jego ojciec Maciej.
Tymczasem syn podkreślił, że nie będzie bał się podobnych interwencji w kolejnym meczu. 24 czerwca biało-czerwoni zagrają w Kazaniu z Kolumbią.
„Teraz można powiedzieć, że wyjście nie było konieczne, bo straciliśmy bramkę. Nie zdążyłem do piłki, ale mogę jedynie gdybać. Gdybym został w bramce, miałbym sytuację sam na sam. Nie zrobiłem kariery grając na alibi. Jeśli taka sytuacja powtórzy się w meczu z Kolumbią, to się nie cofnę. Widziałem, jak przeciwnik wbiega na boisko i gdy zobaczyłem, że "Krycha" szykuje się do podania, to ruszyłem, Wiedziałem, że jeśli nie ja, to nikt tego nie przetnie” – powiedział zawodnik cytowany na portalu PZPN.
W przeciwieństwie do mistrzostw Europy 2012 i 2016 tutaj nic nie stoi na przeszkodzie, aby wystąpił w kolejnym meczu. I zapewne tak będzie. Wciąż Szczęsny ma szansę rozegrać wielki turniej i przypomnieć piłkarskiemu światu, kto w październiku 2014 roku obronił dwadzieścia strzałów w wygranym 2:0 meczu z Niemcami w Warszawie.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze