MŚ 2018: Duński dynamit na trubunach w meczu z Francją
Głośni, kulturalni i tradycyjnie świetnie zorganizowani – duńscy kibice w meczu mistrzostw świata z Francją w Moskwie zaprezentowali się ciekawiej od swoich piłkarzy. Im do awansu wystarczył remis z pewnymi wyjścia z grupy C rywalami i właśnie taki rezultat (0:0) osiągnęli.
„Vi er rode, vi er hvide, vi er danske dynamite” (jesteśmy czerwoni, jesteśmy biali, jesteśmy duńskim dynamitem) – rozlegało się we wtorkowe popołudnie w okolicach stadionu Łużniki. Inna sprawa, że już nie tak często jak w przeszłości. Jeszcze kilkanaście lat temu ta łatwo wpadająca w ucho piosenka była głównym szlagierem duńskich kibiców, teraz mają również inne przyśpiewki.
Na stadion docierali w małych grupach, ale za to licznych. Na widok polskiego dziennikarza wielu uśmiechało się życzliwie i wspominało wspólną rywalizację w eliminacjach mistrzostw świata (Polska zajęła wówczas pierwsze miejsce, a Dania drugie i grała w barażach). W Rosji ich drużyna spisuje się znacznie lepiej od kadry Adama Nawałki.
Jak przyznał jeden z duńskich kibiców, bardziej od samego odpadnięcia z turnieju Polaków zaskoczył go fakt, że stało się to tak szybko.
„Nie spodziewałem się, że stracicie szanse już po dwóch meczach. To musi być bardzo przykre” – powiedział stojący pod drzewem w poszukiwaniu cienia w upalne wczesne popołudnie Jacob, który przyjechał z Aarhus.
Niektórzy przyjaźnie poklepywali po plecach i współczuli takiego występu kadry Nawałki, pocieszając, że oni też w przeszłości mieli różne nastroje na wielkich turniejach.
„W 2010 roku w RPA odpadliśmy już w fazie grupowej, a cztery lata temu w ogóle nas nie było w Brazylii” – przypomniał Lars, mieszkaniec Kopenhagi.
Oni zresztą mieli swoje powody do niepokoju. W meczu z faworyzowaną Francją do awansu, bez oglądania się na wynik rywalizacji Australii z Peru, potrzebowali remisu.
„Bardzo żałuję naszego spotkania z Australijczykami (1:1 – PAP). Wtedy należało wygrać i teraz byśmy mieli spokój. A tak będziemy się denerwować, bo z Francją będzie trudno. Liczę po cichu na remis. Wiele zależy od Christiana Eriksena. On w naszej drużynie odpowiada praktycznie za wszystko” – powiedział cytowany wcześniej Jacob.
W składzie reprezentacji Danii jest tylko jeden Eriksen, ale wśród kibiców było ich tego dnia mnóstwo. Wielu fanów reprezentacji miała na sobie koszulki z nazwiskiem znakomitego pomocnika Tottenhamu.
Obawy duńskich kibiców przed meczem z Francją okazały się jednak bezpodstawne. „Trójkorowi” mieli zapewniony awans, a Duńczykom wystarczył remis, więc oba zespoły nie kwapiły się do odważnych ataków. Z boiska wiało nudą. Do tego stopnia, że już po kwadransie kibice zaczęli robić tzw. meksykańską falę, co w tym momencie meczów zdarza się bardzo rzadko (z reguły w drugiej połowie).
Schodzących na przerwę piłkarzy pożegnały gwizdy. Druga połowa nie wyglądała lepiej, wciąż brakowało emocji. Jedynie głośny doping duńskich fanów przypominał o tym, że odbywa się tutaj mecz mistrzostw świata.
Bezbramkowy remis zapewnił jednak Duńczykom awans, więc ich kibice po ostatnim gwizdku sędziego mieli duże powody do radości. A bawić się umieją... Piłkarze prowadzeni przez Age Hareide zrobili przed nimi rundę honorową, dziękując za świetną postawę na trybunach. Po chwili radość fanów była jeszcze większa – zawodnicy rzucili w ich kierunku koszulki.
Rozczarowani byli za to kibice z Rosji oraz krajów Ameryki Środkowej i Południowej. Oni przyszli na Łużniki zobaczyć wielki spektakl, a obejrzeli piłkarskie „szachy”.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze