Cichocka: Z babami nigdy nie wiadomo, jak pobiegną
Angelika Cichocka dwa lata temu w Amsterdamie zdobyła złoty medal na 1500 m. Tegoroczna kontuzja spowodowała, że podczas mistrzostw Europy w Berlinie startuje tylko na 800 m. Już jest w półfinale. - Z babami nigdy nie wiadomo, jak pobiegną - powiedziała.
- W eliminacyjnym biegu nieco się pogubiłam na ostatnich 50 metrach. Wydawało mi się, że doganiam dziewczyny, ale byłam na zewnątrz i dystans się nie zmniejszał. Skończyłam czwarta, ale seria była szybka, więc jestem w półfinale. Z biegu na bieg powinno być coraz lepiej. Wiem, jak było w przypadku Marcina Lewandowskiego, który wracał po kontuzji. W pierwszym stracie strasznie się czuł, a potem w kolejnych wyglądał dobrze, a w finale najlepiej. Potrzebuję obiegania. Wierzę, że maszyna zadziała - oceniła Cichocka po pierwszym występie przed berlińską publicznością.
Na Stadionie Olimpijskim uzyskała we wtorek rekord sezonu 2.01,01, ale ma znacznie większy apetyt. Przypomniała, że jej nogi pamiętają biegi na 800 m na poziomie 1,58, więc wierzy w powtórzenie takich rezultatów.
- Nie wiem, czy uda się to w tym sezonie, czy w następnych. Bardzo dużo sił poświęciłam na to, żeby wrócić przed ME i tutaj wystartować, ale nie jest to cel sam w sobie. Natury nie da się oszukać. Parę miesięcy nie biegałam. Zazwyczaj jednak przerwy dobrze na mnie wpływały, więc podtrzymuję, że tym razem będzie tak samo. Nie myślę o tym, co straciłam przez kontuję, bo może również coś zyskałam. Długo walczyłam o to, żeby znaleźć się w Berlinie i nic mnie nie powstrzyma - podkreśliła zawodniczka SKLA Sopot.
Po mistrzostwach kraju, w których zdobyła srebrny medal na 800 m, podopieczna Tomasza Lewandowskiego planowała wyjazd w góry, ale odpuściła.
- Zostałam w Polsce nad jeziorami, w cieniu. W trakcie zmagań z kontuzją kolana było wiele chwil zwątpienia, płaczu, ale i mocnego motywowania siebie do działania. To jest normalne. Sportowcy nie są maszynami. Każdy ma emocje. To co teraz robię, to moja życiowa misja. Zawsze chciałam być tam, gdzie teraz jestem. W 2009 roku, gdy przyjechałam tutaj przed mistrzostwami świata i zobaczyłam polskich lekkoatletów, to pomyślałam "wow, jacy oni są zarąbiści". Teraz to ja jestem w kadrze - wskazała.
W półfinałach i finale zdaniem Cichockiej będzie już walka na "śmierć i życie", a u kobiet nie da się przewidzieć, jak pobiegną danego dnia.
- Z babami nigdy nie wiadomo. Jestem jednak pozytywnie nastawiona. Latami pracuję na to, w jakim miejscu jestem. Słyszy się, że ten stadion ma zniknąć z powierzchni ziemi. Czy tak się stanie? Nie wiem, bo te zapowiedzi pojawiają się od paru lat. Oby został, bo tutaj poniekąd zaczynałam swoją przygodę z lekką atletyką. MŚ 2009 oglądałam jednak jeszcze w telewizji. Bardzo chciałam startować z orzełkiem na piersi. Fajnie byłoby start w Berlinie czymś okrasić. W finale, jeżeli się tam zakwalifikuję, może zdarzyć się wszystko - oceniła.
Start na kolejnych mistrzostwach Starego Kontynentu Cichocka traktuje jako kolejny rozdział w karierze. Nie skupia się na tym, że nie będzie broniła tytułu na 1500 m. Na 800 m w Berlinie startuje również debiutantka Anna Sabat (CWKS Resovia Rzeszów), która także awansowała do półfinału.
- Czasy się bardzo zmieniły. Ja byłam kiedyś zagubiona, niepewna. Teraz dziewczyny, które przychodzą, pomimo zaledwie kilku lat różnicy między nami, są reprezentantkami innego pokolenia. Są pewne siebie, waleczne, bez kompleksów. Ania wie, po co tutaj przyjechała, wie co robić, więc nie musiała szukać we mnie oparcia - powiedziała Cichocka.
Półfinały na 800 z udziałem Cichockiej i Sabat odbędą zaplanowano w środę o godzinie 20. Finał odbędzie się w piątek o 20.20.
Komentarze