Pindera: Komputer prawdę ci powie
Historia słynnej walki Cassiusa Claya ze Zbigniewem Pietrzykowskim odżyła za sprawą wypunktowania finałowej walki na igrzyskach w Rzymie przez CompuBox. I tak jak w 1960 roku wygrana późniejszego, zawodowego mistrza świata nie podlegała dyskusji.
Wspomniał o tym w jednej ze swoich korespondencji z USA Przemek Garczarczyk. A ja od razy przypomniałem sobie rozmowy z nieżyjącym już Zbigniewem Pietrzykowskim o tej walce. Stawką było olimpijskie złoto w wadze półciężkiej. Clay, który kilka lat później przeszedł na islam i został Muhammadem Alim, miał wówczas 18 lat. I chyba nikt nie spodziewał się, że jest aż tak dobry.
Sędziowie wypunktowali wygraną Claya jednogłośnie (5:0) i nikt tego werdyktu nie podważał. Legendarny współpracownik Feliksa Stamma i masażysta polskich pięściarzy, Stanisław Zalewski opowiadał mi wprawdzie, że gdyby Pietrzykowski nie zgubił ochraniacza na zęby, to finałowa walka mogła wyglądać inaczej, a tak po ciosach rywala Polak miał rozcięte wargi i mocno krwawił, ale Pan Staś zawsze widział szklankę do połowy pełną.
CompuBox po latach pierwszą rundę wypunktował 16:11 dla Pietrzykowskiego, ale trzecią aż 28:9 dla Claya. I trzeba przyznać, że panowie, którzy to urządzenie obsługują mieli rację. Młody Amerykanin był lepszy od faworyta, za jakiego uchodził Pietrzykowski. Potwierdził to wiele lat temu sam Pietrzykowski, gdy rozmawiałem z nim w Bielsku Białej, gdzie mieszkał.
Wygrałem pierwszą rundę, ale w drugiej zaczęły się problemy. W trzecim starciu byłem już bardzo zmęczony, nie mogłem nic zrobić. Clay zwyciężył zasłużenie, nie mam pretensji do sędziów – przyznał Pietrzykowski, gdy rozmawialiśmy w jego ulubionej, bielskiej kawiarni. Mówił też, że Clay (późniejszy Muhammad Ali) był dla niego zbyt szybki. Z kimś tak szybkim Pan Zbyszek wcześniej nie walczył. A przy tym tak śliskim, trudnym do trafienia.
– Robiłem wszystko, by go trafić i nie dawałem rady. W trzeciej rundzie modliłem się tylko w duchu, by skończyła się jak najszybciej. Dotrwałem do końcowego gongu siłą ducha, kompletnie wyczerpany – tłumaczył.
Nie wyglądał wtedy na 70 lat. Wysoki, w krótkiej, czarnej skórzanej kurtce, mocno zbudowany, lekko odchylony do tyłu przypominał mi bohatera westernów, Johna Wayne’a. Miał świetną pamięć, mówił ze szczegółami, i nie ukrywał podziwu dla Claya. A przecież on też był kimś wyjątkowym nie tylko w polskim, pełnym wielkich mistrzów, boksie olimpijskim.
Przez czternaście lat nie znalazł w kraju pogromcy, odniósł 42 zwycięstwa w 44 meczach reprezentacji, zdobył jako pierwszy cztery złote medale mistrzostw Europy, 11 tytułów mistrza Polski, z trzech olimpijskich turniejów w których uczestniczył przywiózł trzy medale. Z Melbourne (1956) brązowy, z Rzymu (1960) srebrny i z Tokio (1964) brązowy.
Marian Kasprzyk, też mieszkaniec Bielska Białej, mistrz olimpijski z Tokio i brązowy medalista olimpijski z Rzymu mówił mi o Pietrzykowskim, że był bardzo dobrym przyjacielem, który bardzo mu pomógł, kiedy ten był w potrzebie. - A w ringu był królem kontry, takich już nie ma – dodał ze smutkiem.
Warto przypominać stare czasy, bo dziś o takich sukcesach jak wtedy możemy tylko pomarzyć. Z zakończonych niedawno w Budapeszcie mistrzostw świata juniorów kobiet i mężczyzn Polacy znów wrócili bez medalu, więc trudno mieć nadzieje na medale w dorosłym boksie. A igrzyska w Tokio coraz bliżej. W 1964 polscy pięściarze przywieźli z Japonii 7 medali olimpijskich wygrywając nieoficjalną klasyfikację drużynową. Trzy złote medale wywalczyli Józef Grudzień, Jerzy Kulej i Kasprzyk, srebrny Artur Olech, a trzy brązowe Józef Grzesiak, Tadeusz Walasek i Pietrzykowski.
W 2020 turniej olimpijski może zostać rozegrany bez Polaków i Polek. To oczywiście czarny scenariusz, ale bardzo prawdopodobny, wystarczy przypomnieć sobie Londyn (2012) i brak tam naszych pięściarzy. Honor próbowała ratować Karolina Michalczuk, ale przegrała pierwszy pojedynek.
Dwa lata temu w Rio de Janeiro zabrakło z kolei naszych dziewczyn, polski boks reprezentowali jedynie Igor Jakubowski i Tomasz Jabłoński, ale nie odegrali w turnieju żadnej roli.
Dziś Polski Związek Bokserski nie ma pieniędzy ani pomysłu na szkolenie, więc o igrzyskach w Tokio myśleć możemy raczej w czasie przeszłym.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze