Dyrektor Stoczni Szczecin: Mamy miesięczne zaległości w wypłatach
– Rzeczywiście, mamy miesięczne zaległości w wypłatach, ale lada dzień je wyrównamy. To nic strasznego, taki poślizg może się zdarzyć każdemu, szczególnie na etapie tworzenia tak dużego projektu w tak krótkim czasie – powiedział dyrektor generalny Stoczni Szczecin Krzysztof Śmigiel w rozmowie z "Super Expressem".
Pod koniec października dziennikarze Polsatu Sport Jerzy Mielewski i Marcin Lepa na kanale "Prawda Siatki" poruszyli temat zaległości finansowych klubu Stocznia Szczecin wobec siatkarzy.
– W Szczecinie grają bardzo doświadczeni zawodnicy, którzy potrzebują pieniędzy. Było kilka spotkań, siatkarze są jeszcze cierpliwi. Mam nadzieję, że wszystkie zapowiedzi zostaną spełnione. Stocznia płynie i oby tak było dalej – powiedział Mielewski.
Wiadomość o kłopotach szczecinian odbiła się szerokim echem w środowisku siatkarskim. Klub wydał nawet oświadczenie, w którym zdementował informacje o zaległościach wobec siatkarzy i kadry trenerskiej.
Tymczasem w wywiadzie dla "Super Expressu" dyrektor klubu Krzysztof Śmigiel przyznał, że zaległości jednak są, ale zapewnił że to przejściowe trudności, wynikające z procesu tworzenia dużego siatkarskiego projektu i sprawy finansowe zostaną przez władze KPS Stocznia Szczecin S.A. szybko uregulowane.
– Były zaległości z ubiegłego sezonu, gdy drużyna występowała jeszcze pod nazwą Espadon. Wzięliśmy je na siebie i spłaciliśmy. Do spłaty pozostało już niewiele. Przy tak wielkim projekcie, który przewiduje w trzecim sezonie wygranie Ligi Mistrzów, namówienie partnerów do inwestycji nie jest łatwe. Ale już jesteśmy blisko podpisania umowy z trzema kolejnymi kontrahentami – stwierdził Śmigiel.
Dyrektor generalny uważa również, że te trudności nie odbiją się na grze siatkarzy ze Szczecina. Stocznia wygrała trzy z czterech dotychczasowych spotkań w PlusLidze.
– Poświęciłem temu projektowi masę czasu i sił. Gdy angażowaliśmy w to przedsięwzięcie Radostina Stojczewa przez dwa dni siedzieliśmy od 9 rano do 23 wieczorem zamknięci w hotelu w Szczecinie w apartamencie Stojczewa i z nim i Łukaszem Żygadłą i omawialiśmy plany. Do pokoju tylko donoszono nam jedzenie. Rado nie chciał bowiem, żeby ktoś go widział w Polsce. Dlatego wyprowadzany był z lotniska tylnymi drzwiami do czarnego mercedesa, w którym kierowca nie miał prawa nic rozumieć po angielsku ani po włosku. Wierzę, że trud który wnieśliśmy, opłaci się – dodał.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze