Mistrz świata w szachach Carlsen lubi szybkie partie i... piłkę nożną
Norweg Magnus Carlsen, który dwa dni przed 28. urodzinami trzeci raz z rzędu obronił tytuł mistrza świata w szachach, szczególnie lubi partie szybkie i błyskawiczne oraz... piłkę nożną. Królewską grę traktuje jako batalię idei.
Urodził się 30 listopada 1990 roku w niewielkim, 40-tysięcznym Tonsbergu. To jedno z najstarszych miast w Norwegii, które przez wiele wieków było siedzibą królów.
Szachową koronę król Magnus obronił w środę w Londynie. W rozgrywanym od 9 listopada meczu pokonał młodszego o 20 miesięcy Amerykanina Fabiano Caruanę 9:6.
Zasadniczy, 12-partiowy pojedynek w gmachu The College przy Southampton Row w londyńskiej dzielnicy Holborn zakończył się w poniedziałek wynikiem 6:6, przy wszystkich grach nierozstrzygniętych. To oznaczało konieczność dogrywki. W pierwszej fazie miała się ona składać z czterech partii szachów szybkich. Rozstrzygnięcie też zapadło szybko - już po trzech, wszystkich wygranych przez Carlsena, wybitnego arcymistrza, szczególnie preferującego pojedynki przy przyspieszonym tempie gry.
- To był trudny mecz. W poprzednich dniach wcale nie miałem przekonania, że jestem bliski zwycięstwa. Tej rywalizacji od początku do końca towarzyszyło bardzo wielkie ciśnienie - powiedział na antenie norweskiej telewizji NRK.
Bezpośrednie relacje z pierwszych siedmiu partii na kanałach 1 i 2 tej publicznej stacji oglądała rekordowa widownia - od 28 do 37 procent odbiorców.
Na szachowym tronie Carlsen zasiada nieprzerwanie od 2013 roku. Już dziś porównywany jest z najwybitniejszymi mistrzami.
- Wiadomo, jak to jest ze sportowcami. Docenia się ich dopiero po zakończeniu kariery, ale Carlsen już teraz jest jeśli nie najsilniejszym zawodnikiem w historii, to na pewno trzeba go stawiać na równi z Kasparowem i Fischerem. Za to, co osiągnął i jaki miał wpływ na rozwój szachów – powiedział Radosław Wojtaszek, czołowy polski arcymistrz, trzykrotny mistrz kraju (2005, 2014, 2016).
Według niego Norweg jako szachista jest naprawdę fantastyczny, a jako człowiek - trochę specyficzny, jak inni wielcy mistrzowie.
- Może nie tyle zamknięty na otoczenie, ale ma wąskie grono przyjaciół. Powiedziałbym, że jest troszkę chimeryczny życiowo. Jeśli chodzi o szachy, to szczególnie partie szybkie i błyskawiczne rozgrywa fenomenalnie. Wynika to też może z tego, że w klasycznych szachach osiągnął już wszystko, może zaczynają go troszeczkę nudzić. Stąd dodatkowa inspiracja w szachach szybkich – dodał.
Bilans pojedynków Wojtaszka z Carlsenem to jedna wygrana Polaka, cztery przegrane i ostatnio remis.
- Graliśmy dosłownie trzy tygodnie przed jego meczem o mistrzostwo świata. W październiku w Grecji podczas klubowego Pucharu Europy, czyli odpowiednika piłkarskiej Ligi Mistrzów. Ja reprezentowałem czeską drużynę Novy Bor, on - Valerengę Oslo – przypomniał najwyżej klasyfikowany Polak w światowym rankingu szachistów (16. FIDE).
Jedyną wygraną z Carlsenem Wojtaszek zanotował w styczniu 2015 podczas turnieju w Wijk aan Zee, a kilka dni później w tej samej imprezie pokonał... Caruanę.
Środową dogrywkę w Londynie komentatorzy porównali do meczu do jednej bramki. W przypadku Carlsena porównanie do piłki nożnej jest jak najbardziej uzasadnione. Tę dyscyplinę od dawna bowiem traktuje specjalnie.
Jest kibicem drużyny Swansea City, zdarzało mu się latać na jej mecze. Miał także okazję wykonywać "pierwsze kopnięcie". Na swoje 23. urodziny otrzymał nietypowy prezent - na stadionie Santiago Bernabeu w obecności 68 tys. widzów rozpoczął mecz pomiędzy Realem Madryt i Valladolid. Natomiast w 2014 roku zainaugurował spotkanie "Królewskich" z Celtą Vigo.
Sam też bardzo lubi grać w piłkę nożną. W końcu jego trener w początkach kariery, arcymistrz Simen Agdestein był nie tylko świetnym szachistą, ale też jedynym na świecie arcymistrzem, który grał w piłkarskiej reprezentacji kraju. Dopóki nie doznał poważnej kontuzji kolana.
W czwartym dniu przerwy w londyńskim meczu Carlsen postanowił rozerwać się i pokopać futbolówkę za znajomymi. W trakcie gry zderzył się głowami z jednym z przeciwników, jednak obyło się bez wstrząśnienia mózgu czy konieczności założenia szwów. Do dziewiątej partii z Caruaną mistrz zasiadł z podbitym okiem.
Carlsen od dzieciństwa zadziwiał fenomenalną pamięcią. Mając dwa lata, znał wszystkie marki samochodów. Jako sześciolatek przeczytał kilka książek szachowych, a patrząc na planszę potrafił określić jaka to partia, kto i kiedy ją grał oraz jakie były kolejne posunięcia.
Gdy miał 13 lat pokonał wielką gwiazdę Anatolija Karpowa i zremisował z Garrim Kasparowem, a w 2010 roku, jako 19-latek, został najmłodszym numerem 1 światowego rankingu. Trzy lata później, wygrywając z Anandem, został najmłodszym w historii mistrzem świata. W tym roku w jego czwartym meczu o tytuł po raz pierwszy miał za rywala młodszego od siebie szachistę.
W jednym z wywiadów powiedział: "Szachy traktuję jako batalię idei. Ja mam swoje plany, a mój przeciwnik własne. Cała zabawa polega na tym, by udowodnić, że moja ocena sytuacji jest trafniejsza. Im większy opór, tym przyjemność większa".
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze