Lorek: 14 lat i u stóp cały świat

Żużel
Lorek: 14 lat i u stóp cały świat
fot. Polsat Sport

Uroczysta gala FIM Awards zbliżała się milowymi krokami. Na lotnisku El Prat w Barcelonie wylądował najmłodszy mistrz świata w sporcie motocyklowym – 14-letni Caden Braswell. Jak przystało na króla juniorskiego motocrossu w klasie 85 centymetrów sześciennych, Caden zameldował się w Katalonii z ręką na… temblaku!

Dwie panie odziane w uniformy FIM (Międzynarodowej Federacji Motocyklowej) roztoczyły szerokie pasmo uśmiechu. Bardziej urodziwa pani nie raczyła wydobyć z siebie choćby słówka w narzeczu Szekspira. Młodsza dama, której natura poskąpiła urody, trajkotała po angielsku i po katalońsku. Perfekcyjna kombinacja. Dzięki tej mozaice, żaden gość, który przybył na FIM Awards nie czuł się wyobcowany. O każdego z nich zatroszczono się należycie. Tak, aby wędrowcy z różnych stron motocyklowego świata byli ukontentowani. Caden, jakby onieśmielony światłami lotniska i tempem rozmów szybszych niż lot nad podwójną sekcją na torze w Horsham, uważnie przyglądał się rejwachowi. Pani mówiąca w dwóch językach instruowała przemiłego szofera o imieniu Diego, że ma uważać na kontuzjowanego Braswella, który dwa tygodnie przed galą FIM złamał obojczyk! „Proszę usadowić tego młodzieńca w pierwszym rzędzie siedzeń w minibusie, aby miał sporo przestrzeni. Trzy i pół godziny jazdy autem po serpentynach poważnie uszczupli siły młodego mistrza” – zamartwiała się młoda dama, która opuściła złotą klatkę w Andorze i przeniosła się do stolicy Katalonii. „Wy, ludzie z pokręconego świata motocykli marzycie o tym, aby wspinać się turystycznie na Coma Pedrosa?!!! To istne szaleństwo. Szczyt pokrywa warstwa śniegu, góra ma prawie 3 tysiące metrów (2943 metrów n.p.m wedle kartografów). Zresztą w sobotę 1 grudnia w Andorze odbędzie się uroczysta inauguracja sezonu narciarskiego, więc komu o zdrowych zmysłach zachciewa się wędrówki na najwyższy szczyt Andory? Ja wolę słońce Barcelony…” – wyrzekła pani, która udowadnia, że nie wszystko złoto co się świeci… 

 

 

Andora jest rajem podatkowym. Na ulicach ze świecą szukać obywateli niezadowolonych z życia w księstwie. Banki, sklepy działające do późna, bary, restauracje przygotowane na każde podniebienie, radość z życia i optymizm ludzi uwięzionych w górach… „Musiałam wyjechać z Andory, bo nie mogłam znaleźć zatrudnienia w turystyce, a bankowość mnie nudzi. Jestem szczęśliwa w Barcelonie. Tu panuje klimat do zabawy, do smakowania życia. Moja ojczysta Andora to piękne miejsce, ale wrócę tam na stare lata. Teraz udusiłabym się na tym górskim pustkowiu…” – rzekła pani i oddała Braswella w opiekuńcze ręce kierowcy Diego. Dla Cadena była to dopiero druga wizyta poza obszarem USA, a złamany obojczyk pobolewał, więc młody mistrz świata szykował się do wyprawy przez górskie bezdroża z nutką niepokoju w oczodołach…

 

Nie zaniedbuj szkoły

 

Mama i tata Cadena Braswella nie mogli wybrać się do Andory, chociaż bardzo tego pragnęli… Powód? Mama Cadena leżała wówczas na porodówce, a tata towarzyszył małżonce w nierównej potyczce z bólem. Z perspektywy szpitala i narodzin młodego człowieka nawet najtrudniejsza motocrossowa sekcja na słynnej „katedrze prędkości” w Assen wydaje się pestką. Coś o tym wie wielki mistrz Stefan Everts, który wygrał 101 (!!!) zawodów z cyklu Grand Prix i 10 razy sięgał po złoty medal mistrzostw świata w motocrossie… Jego syn – Liam Everts – podąża śladami dziadka (Harry Everts był mistrzem świata w motocrossie w klasie 250 ccm w 1975 roku) i taty. Caden podziwia technikę jazdy Liama Evertsa. Miał przyjemność rywalizować z nim podczas MŚ w australijskim Horsham…

 

Rodzice Cadena Braswella to ludzie o poczciwym sercu. Poprosili przyjaciela rodziny, Mike’a – szefa wyszkolenia w amatorskim motocrossie federacji AMA, aby zaopiekował się ich synkiem w drodze na galę. Mawiają, że dobro do nas wraca, ale zło również… Mike zna rodziców Cadena od dwóch dekad. Syn Mike’a uprawiał motocross, ale kontuzja zniweczyła dalekosiężne plany. Niemniej dla Mike’a, podróż na Stary Kontynent była ozdrowieńcza. Wyprawa o posmaku sentymentalnym. „Pamiętam, że po raz ostatni byłem w Europie w 2009 roku. Wówczas mój syn latał w barwach KTM w Szwajcarii. Przepiękne Alpy… Krajobrazy, które do końca życia przechowam w pamięci. W Andorze będę zwiedzał z Cadenem każdy możliwy zakątek, bo za rok nie polecę do Rosji na mistrzostwa świata juniorów w motocrossie. Tam panuje inny strumień świadomości. Nie chcę płacić jak za zboże za motocykle wątpliwej jakości. Nie lubię drżeć o moje życie. Nie mam zaufania do ludzi, którzy zmuszają obcokrajowców, aby wysupłali kilkadziesiąt dolarów w zamian za bezpieczną przeprawę przez górską przełęcz. Słyszałem, że po zejściu z przełęczy pojawia się kolejna grupa rabusiów. To nie dla mnie. W Australii zapłaciliśmy 1500 dolarów za prawo do korzystania z motocykli KTM przez 4 dni, ale byliśmy ugoszczeni jak bogowie. Troszczono się o nas, czuliśmy się bezpiecznie. I Caden zdobył tytuł mistrza świata w Australii, więc pielęgnujemy pozytywne wspomnienia z wizyty w Down Under” – opowiada Mike. Któż nie kocha Australii…

 

Braswell przytaknął opiekunowi. Jak przystało na zawodowca, całą trasę z Barcelony do stolicy księstwa – Andorra la Vella – przesiedział w czapeczce KTM. Nigdy nie wiadomo czy ktoś nie robi zdjęć z ukrycia… Amerykańscy chłopcy bawiący się w motocross mają zaszczepiony profesjonalizm od dziecka. „Mama i tata często przypominają mi, że szkoła i wzorowa edukacja są podstawą egzystencji. Nieważne czy robię postępy na motocrossie jeżeli zaniedbuję szkołę. Nigdy nie wiadomo czy uda mi się zebrać fundusze, aby profesjonalnie uprawiać sport. Poza tym, wiem jak mordercza jest transformacja od privateer (zawodnika, który sam pokrywa koszty występów w zawodach) do jeźdźca fabrycznego (gdzie profesjonalna stajnia troszczy się o każdy detal). Teraz, kiedy jestem mistrzem świata juniorów w klasie 85 centymetrów sześciennych jest łatwiej o sponsorów, ale żeby być następnym Evertsem, Cairolim czy Herlingsem potrzeba jeszcze wielu lat pracy oraz szczypty szczęścia…” – podkreśla Caden i przerywa, bo za szybą minibusa widać tor do kartingu, a tuż obok sterczą hopy do motocrossu. Braswell nieomal sturlał się z fotela, rozdziawił usta i klęknął niczym pątnik w kaplicy jasnogórskiego klasztoru. Pięknie…Najczystsza pasja mieszka w 14-latku z Florydy.

 

                                                                  Caden Braswell (zdj.)

 

W swoim młodym życiu, Caden przemierzył już dystans, który zniechęciłby do włóczęgostwa zarówno Winnetou jak i Old Shatterhanda. Braswell urodził się 15 maja 2004 roku w Shalimar na Florydzie, ale prawie całe dzieciństwo spędził w Południowej Karolinie, do której rodzice wywędrowali za chlebem. Teraz Caden ma bazę na Florydzie. W chwilach wolnych od treningów, opiekuje się rodzeństwem (Braswell ma 2 siostry i brata), uczy się co dobrego dla USA uczynił Abraham Lincoln i chłonie wiedzę o Thomasie Edisonie. „Mój tata często powtarza, że warto stąpać twardo po ziemi. Wielu moich kolegów, którzy trenują motocross, ma bardzo zamożnych rodziców. Tata twierdzi, że bogaci rodzice wciąż pragną utrzymać wysoki standard życia, a nie rozumieją, że pasja do motocykli sporo kosztuje. Z chwilą, gdy koszty rosną, a spodziewanych tytułów nie widać, rodzą się problemy i wzajemne pretensje. Nagle pada pytanie: po co komu taplać się w błocie, łamać kości i dokładać do studni bez dna? W naszym domu nikt nie toczy takich dyskusji. Rodzice wiedzą, że poziom życia może ulec pogorszeniu, ale skoro jazda na motocrossie sprawia mi prawdziwą radość, to jak odmówić brzdącowi przyjemności? Staram się być jak najlepszy, a opowieści o milionach dolarów krążących w motocrossie są miłe, ale nie traktuję ich poważnie. Dungey, Carmichael i Villopoto zarobili fortunę, ale to wybitni mistrzowie supercrossu. Tylko oni wiedzą ile energii włożyli w mistrzowskie tytuły, ile razy odwiedzali chirurga i ile razy byli skrajnie wyczerpani…” – twierdzi rezolutnie człowiek, który stoczył cudną batalię o prymat na świecie z Liamem Evertsem.

 

Droga wiła się wąskimi górskimi serpentynami, kierowca Diego pogwizdywał radośnie, a Andora wciąż spoczywała za wąwozami. Była równie daleko jak Caden jest od piramidy motocrossu. „Wspinaczka jest fascynująca. Nawet wliczając momenty załamania i zniechęcenia, które muszą nadejść... Na tym polega sens naszego życia. Dopóki eksplorujemy planetę, dopóki zmierzamy do celu, czujemy napęd w działaniu. Caden ma świadomość jak skomplikowany jest świat sportowego wyczynu, pilnie uczy się rozmaitych zagadnień motocrossu, ale bezwzględnie szanuje każdego sponsora. Ile radości widziałem w jego oczach kiedy jako 10-letni chłopak otrzymał komplet kasków, gogle i tłumiki Akrapovicia w zamian za reklamę…” – wyznaje Mike, dzielny opiekun.

 

Caden uczy się również historii motocrossu. A zagłębiając się w kroniki, można wyczytać, że w 2008 roku mistrzem świata juniorów w klasie 85 ccm był Holender Jeffrey Herlings. Tenże sam Herlings, który w 2018 roku został mistrzem świata w MX GP, czyli najbardziej cenionej klasie w motocrossie. 2 grudnia 2018 roku podczas sesji autografowej w opętańczo luksusowym hotelu Andorra Park, Caden Braswell zajął miejsce tuż obok Jeffrey Herlingsa!!! Omal nie posiadał się z radości. 12 września Jeffrey obchodził 24 urodziny. Ach, byłbym zapomniał… W 2012 roku, gdy Herlings zdobywał swój pierwszy tytuł mistrza świata w klasie MX2 (a posiada ich trzy), wracając z GP Rosji, wylądował w pobliskim rowie i cudem przeżył karambol na szosie. Jeszcze jeden powód, aby nie wybierać się do krainy carów na mistrzostwa świata juniorów’2019…

 

Belgijskie fatum

 

Liam Everts kontynuuje rodzinne tradycje. Podczas sierpniowego czempionatu w australijskim Horsham, Liam zderzył się ze ścianą pecha, ale nie sposób podważyć sportowej klasy jego głównego konkurenta do złota – Cadena Braswella. Mistrzowskie zawody w każdej klasie składały się z dwóch wyścigów, głównie dlatego, aby oswajać przyszłe gwiazdy motocrossu z rozkładem jazdy jaki obowiązuje w dorosłej wersji MX. Braswell zdobył holeshot (był najszybszy w gardzieli po starcie). Amerykanin był na czele stawki, ale nie utrzymał prowadzenia z uwagi na problemy z obluzowującym się… ochraniaczem na kolanie! Caden spadł na koniec stawki, ale poprawił zapięcie i odbudował się finiszując na trzeciej pozycji! Liam Everts wygrał pierwszy wyścig i był faworytem do mistrzowskiej korony.

 

Drugą odsłonę znakomicie rozpoczął Holender Dave Kooiker, ale Liam błyskawicznie połknął wschodzącą gwiazdę motocrossu z Niderlandów. Everts prowadził i już całował się z pucharem, gdy na jednym z zeskoków upadł i wycofał się z wyścigu! Caden zaspał na starcie, znalazł się poza gronem dwudziestu najlepszych zawodników, ale przedzierał się przez rywali w szalonym tempie i jako pierwszy pocałował szachownicę… „Moje marzenia się spełniły. Jestem najlepszy na świecie w juniorskim motocrossie! Dziękuję rodzinie i amerykańskiej federacji motocyklowej” – krzyczał na podium oniemiały ze szczęścia Caden Braswell. Okoliczne owce próbowały zerknąć i chciały dociec któż ma taki donośny głos…

 

Stefan Everts ze łzami w oczach wyznał: „Liam miał potwornego pecha. Mógł zostać mistrzem świata… W pierwszym wyścigu był najszybszy na torze. Szczęście w nieszczęściu, że upadł na zeskoku i obyło się bez kontuzji”.

 

Stefan gościł na wielu FIM-owskich galach. Doskonale bawił się na muldach wokół Dubaju w 2003 roku, wspaniale tańczył w Saint-Vincent w dolinie Aosty w 2002 roku. Miał fenomenalne opanowanie motocykla. W czeskim Loket do dziś wspominają jego przemyślane ataki podczas Grand Prix, które są kanonem motocrossu. Nowo wybrany prezydent FIM, Portugalczyk Jorge Viegas, pamięta czasy kiedy gratulował Stefanowi zwycięstwa w Agueda w 1998 roku. A dziś… Stefan, wciąż mężczyzna w kwiecie wieku (25 listopada skończył 46 lat) leży w szpitalu w belgijskim Leuven, a najlepsi medycy walczą o jego życie…

 

 

Stefan Everts przed trzema tygodniami gościł w Demokratycznej Republice Kongo w Afryce. Odwiedził drugie co do wielkości miasto – Lubumbashi. Everts wziął udział w imprezie charytatywnej. Wspierał akcję zbierania funduszy na budowę szkół dla brzdąców… W efekcie nabawił się malarii… Dramat. Całe środowisko zanosi modły, aby Stefan, człowiek o złotym sercu, tryskający energią, pokonał chorobę…

 

Stefan Everts po zakończeniu kariery pracował dla KTM. Następnie był szefem teamu Suzuki aż do momentu, gdy Japończycy postanowili wycofać zespół z mistrzostw świata w motocrossie w 2017 roku.

 

Everts jest drugim Belgiem po Ericu Geboersie, który zdominował światowy motocross. Eric był pierwszym w dziejach motocrossu, który sięgnął po tytuł mistrza świata w każdej klasie pojemnościowej (125, 250 i 500 ccm). Stefan również dokonał tej sztuki co Geboers rozpoczynając od mistrzostwa świata w 1991 roku w klasie 125. Stąd przydomek, który przylgnął do Stefana – „Mr.875”. W sumie 875… Mówiono też o nim na padoku „Stefun”, bo jak większość Belgów uprawiających motocross nie stronił od dobrego humoru. Pięciokrotnie Everts był wybierany najpopularniejszym sportowcem Belgii (2001-2004, 2006). Kim Clijsters i Justine Henin musiały przyjąć do wiadomości, że to Stefan jest królem kibicowskich serc…

 

 

Cóż za okropne fatum wisi nad belgijskim motocrossem. Król Belgii w przeszłości okazywał miłość do tego sportu wdrapując się w gumowcach na hopę na torze. Tonę w błocie, ale kocham motocross – przepiękne przesłanie. W maju 2018 roku utonął 55-letni Eric Geboers. Eric był żartownisiem, ale nade wszystko kochał czworonogi. Jego druga małżonka – Japonka, też kochała psy. Mieszkali nad jeziorem, cieszyli się życiem, aż tu pewnego majowego dnia, Eric wybrał się na spacer z psem. Pies wskoczył do akwenu, a Eric nie zastanawiał się ani przez moment. Wskoczył do wody i już nigdy nie wypłynął… Uratował psa, ale sam utonął… Eric Geboers, wieczny zgrywus, nawet podczas pogrzebu dał o sobie znać. Kiedy dokonywano pochówku, ulubiony namiot, w którym Eric lubił się relaksować, zaczął dygotać, kiwać się we wszystkie strony, aż w końcu osunął się... Duch Geboersa… „To był ostatni żart Erica” – powiedział jego starszy brat Sylvain, który również profesjonalnie uprawiał motocross.

 

 

Oby modły Liama odniosły skutek i Stefan radował się zdrowiem, bo bez ikony belgijskiego motocrossu, a nade wszystko dobrego człowieka byłoby okrutnie smutno na tym padole…

 

Argentyna rozpocznie sezon

 

Motocross wspaniale się rozwija. Rozkwit tej dyscypliny sportu jest namacalny. W Andorra la Vella odbyło się spotkanie promotorów poszczególnych rund Grand Prix. Drzwiami i oknami pchają się chętni do organizacji MŚ w motocrossie. To globalna seria, która przyciąga nowe kraje. Nic, tylko bić brawo i podziwiać wysiłki grupy ludzi pracującej pod batutą Włocha, absolutnego maniaka motocrossu – prezydenta firmy Youthstream – Giuseppe Luongo. „Zdecydowana większość zawodników uważa, że nie ma piękniej położonego toru na świecie niż Neuquen. Patagonia, góry, jeziora, lasy – cud natury. Nie tylko ze względu na lokalizację, ale mając również na uwadze porywającą walkę w sezonie 2018 pomiędzy Antonio Cairolim a Jeffreyem Herlingsem, nie możemy inaczej ułożyć kalendarza. Otwieramy sezon 3 marca wyścigiem o GP Argentyny. Już nie mogę doczekać się inauguracji cyklu… Herlings, Cairoli, Febvre, Desalle czy Gajser? Kto będzie mistrzem świata w sezonie 2019? Przyjedźcie do Argentyny na hit sezonu!” – piał z zachwytu włoski promotor, posiadacz praw marketingowych i telewizyjnych do MŚ w motocrossie.

 

20 rund! Kawalkada arcymistrzów motocrossu odwiedzi kultowe miejsca: Matterley Basin (Wielka Brytania), Loket (Czechy), Pietramurata (Trydent), Agueda (Portugalia), Lommel (Belgia), Uddevalla (Szwecja), Hong Kong oraz Indonezję. A na zakończenie sezonu prawdziwa wisienka na torcie: Puchar Narodów, czyli Motocross des Nations na legendarnym obiekcie w Assen.

 

30 lat temu Holender John Van Den Berk zdobył tytuł mistrza świata w klasie 250 ccm. Jeffrey Herlings chce skopiować sukces z sezonu 2018 i zapowiada, że łatwo nie odda korony króla motocrossu…

 

 

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie