Prezes Bytovii: Poniżej pewnej kwoty nie będziemy rozmawiać o transferze Letniowskiego

Piłka nożna

Utalentowany pomocnik pierwszoligowej Bytovii Juliusz Letniowski (7 goli i 3 asysty jesienią) chce grać w Poznaniu. Do gry w Lechu namawia go trener Adam Nawałka, który być może widzi w nim potencjał, jaki dostrzegł kiedyś u Arkadiusza Milika.

20-letniemu gdańszczaninowi umowa kończy się latem. Wtedy mógłby przenieść się na Bułgarską za darmo. "Kolejorz" zamierza jednak dopiąć transferu już teraz. Ale zarówno kwota jak i forma próby ściągnięcia Letniowskiego pozostawia wiele do życzenia. O całej sytuacji opowiada prezes Bytovii Janusz Wiczkowski.

 

Bożydar Iwanow: Jak wygląda sprawa Juliusza Letniowskiego?


Janusz Wiczkowski: Widzę, że jest ona daleko posunięta w mediach. Za daleko, bo na pewno nie jest tak blisko, jeśli chodzi o negocjacje pomiędzy oboma klubami. I wie pan co jest najciekawsze? Że ja o zainteresowaniu Lecha naszym zawodnikiem dowiedziałem się właśnie z przekazów medialnych, a nie bezpośrednio. I dopiero, jak ta informacja ujrzała światło dzienne, otrzymałem telefon z Poznania. Wcześniej wiadomo mi było, że kilka klubów jest zainteresowanych Julkiem, padły jakieś luźne zapytania, natomiast żadnej konkretnej oferty nie było. Pierwsza pojawiła się już po tym „szumie” w gazetach i na portalach. Ich treść oraz przedstawione tam fakty mocno nas dziwiły, bo o tym, że Julek negocjuje w Poznaniu czy wynajmuje tam mieszkanie nie wiedzieliśmy.


Czyli zanim otrzymał pan telefon z Poznania, ktoś badał możliwość pozyskania Letniowskiego?


Nieoficjalnie. Więc skoro taka była forma, nie wiem czy mogę wymieniać nazwy klubów. Powiem tylko, że pojawiły się zapytania nie tylko z Polski, ale i dwie z zagranicy.


Jakie kwoty zostały zaoferowane?


Skoro nie zostały potwierdzone na konkretnej ofercie, a tylko "rzucane" w przelocie, nie mogę o nich mówić. Wygląda na to, że Julkowi zależy tylko i wyłącznie na Lechu i my też oczywiście bralibyśmy to pod uwagę, gdzie on chciałby grać. Nie chcemy mu blokować kariery, bo taka jest nasza filozofia w kontekście rozwoju naszych piłkarzy. Natomiast ja, jako prezes Bytovii, muszę zwracać uwagę też na inne sprawy. Pierwsza to aspekt ekonomiczny. Klub nie może być stratny na takim ruchu. A drugi - ludzki. Przyzwoitość i honor nie może mi pozwolić na takie przeprowadzenie tej operacji. Kwota, jakiej oczekujemy, nie bierze się z niczego. My z gry Julka wiosną możemy czerpać wymierne korzyści. Chcemy utrzymać się w lidze i zarobić spore pieniądze dzięki systemowi Pro Junior System. Letniowski może w tym pomóc. Więc nie mogę go puścić za mniejszą kwotę, niż on jest nam w stanie zapewnić przez występy na boisku. Mówiąc przykładowo: jeśli coś jest warte 10 złotych, a ktoś daje 2, to nie jest to dla nas żaden interes. W Poznaniu wiedzą, jakie są nasze oczekiwania i zapewniam, że nie są one zbyt duże.


A sposób próby przeprowadzenia tego transferu nie jest dla pana rażący? Przecież Lech mógł zacząć negocjacje dopiero po Nowym Roku (Letniowskiemu kontrakt z Bytovią kończy się 30 czerwca 2019 - przyp. BI). A już w grudniu czytaliśmy o tym, że uzgadnia warunki kontraktu indywidualnego i wynajmuje mieszkanie.


I o tym dowiedziałem się później. Już po rozmowie telefonicznej z panami Tomaszem Rząsą (dyrektor sportowy Lecha - przyp. BI) i prezesem Karolem Klimczakiem. Trochę to było dziwne, że Juliusz zadzwonił do nas, że chce się rozliczyć ze sprzętu. Zaraz. Jesteś ciągle naszym zawodnikiem. To my ciągle decydujemy. To, co się dzieje, nie jest dobre dla Julka. Nie wiem, co będzie miał w głowie, jeżeli zostanie w Bytowie. Uważam jednak, że pewne kwestie powinien najpierw ustalić z nami. A że Lech wbrew obowiązującym przepisom przed 1 stycznia zaczął prowadzić negocjacje i badania lekarskie uważam za mało profesjonalne. Nie będę jednak tego wykorzystywał. Moje ramy cenowe są jasno ustalone. Nie będę działał na szkodę klubu, którym kieruję. Poniżej pewnej kwoty nie będziemy rozmawiać.

 

-


PS: Z moich informacji wynika, że jednym z klubów mocno zainteresowanych Letniowskim była Jagiellonia Białystok, która zaoferowała 300 tysięcy złotych. Nie była to suma zadowalająca Bytovię. Poza tym sam Letniowski jest tak zauroczony wizją gry w Lechu, że chyba nie było sensu namawiać klubu z Podlasia na negocjacje i podbijanie stawki, bo raczej nie była to ostateczna kwota. "Jaga" może żałować, a kto wie, czy nie powinien też sam piłkarz, bo na Podlasiu pod okiem Ireneusza Mamrota, przy nieco mniejszej presji, niż w Poznaniu oraz wystawieniu na listę transferową Mateusza Machaja, Letniowski mógłby mieć większe szansę na granie niż w Lechu. Ale to tylko hipoteza.

 

Propozycja Lecha była zdecydowanie niższa. I tu pojawia się pytanie, czy mały klub z Kaszub potraktowano z należytym szacunkiem. O formie prezes Wiczkowski opowiedział już wyżej. A co do kwoty... Latem do Akademii Manchesteru United sprzedano obrońcę Łukasza Bejgera. Za 450 tysięcy... euro. To powinno wystarczyć za cały komentarz. Ale chodzi też o to, żeby ci wielcy z należytym podejściem traktowali biedniejszych. Bo znów przypominają mi się casusy: Tarnovii przy transferach Bartosza Kapustki, Marcinków Kępno z Kamilem Drygasem czy Rozwoju Katowice po odejściu Arkadiusza Milika. Jeżeli Letniowski jest tak cenny dla Lecha, to niech cena za niego też będzie odpowiednia.

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie