Maliszewska: Nic nie muszę, wszystko mogę
"Nic nie muszę, wszystko mogę" - to moja zasada, którą stosuję w sporcie i w życiu, jak widać jej realizowanie daje dobre efekty - powiedziała mistrzyni Europy w short tracku na 500 m Natalia Maliszewska, która w poniedziałek wróciła do kraju.
Panczenistka Juvenii Białystok złoty medal zdobyła w sobotę w holenderskim Dordrechcie.
23-letnia zawodniczka dominuje w tym sezonie w rywalizacji na 500 m, w której jest liderką klasyfikacji Pucharu Świata. Na lotnisku Chopina w Warszawie witali ją przedstawiciele Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego oraz spora grupa przedstawicieli mediów.
- Oczywiście jestem bardzo szczęśliwa, przecież sportowiec po to jeździ na zawody, aby wygrywać. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że mam nadal trochę miejsc do zdobycia i to jest kolejny cel, jaki sobie stawiam - przyznała uśmiechnięta Maliszewska.
Na pytanie, który krążek jest cięższy - srebrny z mistrzostw świata czy złoty z Dordrechtu, odpowiedziała krótko: chyba jednak ten ostatni, gdyż jest... złoty.
- W naszym sporcie nie jest łatwo, droga przez cały sezon jest ciężka. Ten jest jednak specjalny, gdyż już w jego połowie mam złoty medal, a do zdobycia są jeszcze krążki na mistrzostwach świata - wyjaśniła.
To jej drugi medal ME, sześć lat temu zdobyła brązowy w sztafecie. Jest też wicemistrzynią świata z 2018 roku na 500 m.
Sukces w Dordrechcie to kontynuacja świetnie rozpoczętego sezonu. Historyczne zwycięstwo w PŚ na krótkim torze polska łyżwiarka odniosła na początku listopada w Calgary, a następnie powtórzyła to osiągnięcie w Salt Lake City. W wyścigach na 500 m zajęła także trzecie miejsce w Ałmatach i czwarte w drugim występie w Kanadzie.
- Liczę na to, że uda mi się obronić prowadzenie w klasyfikacji pucharowej. W drugiej części sezonu będę miała kilka atutów, jako liderka mam m.in. zagwarantowaną dobrą pozycję startową, a to w short tracku ma kolosalne znaczenie - zaznaczyła.
Tytuł mistrzyni Europy zawdzięcza sobie i ekipie szkoleniowej. Bez trenerki - podkreśla - nie stanęłaby na najwyższym stopniu podium.
- Zrobiłam wszystko, co do mnie należało. Przez pierwsze kółko się przewiozłam, za co mogę podziękować Holenderce Larze van Ruijven. Mogłam odpocząć, a później ją wyprzedzić, pojechać maksymalnie szybko drugą rundę blokując rywalki, które przecież z tyłu czaiły się, aby mi ten medal wyrwać. Jestem szybka i zwinna, to zasługa trenerów, którym mogę tylko podziękować - dodała.
Z jakim planem pojedzie na mistrzostwa świata? - Oczywiście, że jadę po medal! Ale jakiego będzie koloru, nie chcę prorokować. Nasz sport jest nieprzewidywalny, wszystko się może wydarzyć. Ja wiem natomiast jedno - jestem mocna, niech rywalki się mnie boją - stwierdziła.
Po zwycięstwie w finale kibice holenderscy zgotowali Polce owację na stojąco, choć pokonała dwie reprezentantki gospodarzy.
- Oni znają się na łyżwiarstwie jak mało kto, przyjęli mnie oklaskami, co nie kryję, trochę mnie zaskoczyło. Ale jak widać, potrafią nagrodzić zwycięzcę, nawet wtedy, gdy pokona ich przedstawicielki - podkreśliła.
Zapytana o plany na igrzyska w 2022 roku w Pekinie, mistrzyni Europy stwierdziła, że na razie o tym nie myśli. - Proszę pytać trenerkę, ja jestem od szlifowania formy, wygrywania, a później od cieszenia się z sukcesu - zakończyła Maliszewska.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze