Lorek z Melbourne: Podróże Ashleigh Barty

Tenis
Lorek z Melbourne: Podróże Ashleigh Barty
fot. PAP/EPA

W 2011 roku wygrała juniorski Wimbledon. Romansowała z krykietem grając w zespole Brisbane Heat. Dziś potrafi zahipnotyzować przeciwniczkę znakomitym slajsem z bekhendu. Panie i panowie – pora na Ash Barty!

Podczas Australian Open 2019, dziewczyna z Queensland sprawiła, że w pubach w Melbourne zaczęto rozprawiać z zachwytem o jej kunszcie. Widząc kultowe zagrania Barty, taksówkarz, motorniczy tramwaju i kelner prezentowali uśmiech szerszy niż cieśnina George’a Bassa oddzielająca Tasmanię od kontynentu. Ashleigh to urocza dziewczyna z sąsiedztwa. Nie zapomina o korzeniach, dlatego w kwietniu 2018 roku wybrała się Bathurst Island, aby spotkać się z ludźmi z plemienia Wurrumiyanga. Ash dysponowała skrawkiem czasu. W domu na obrzeżach Brisbane czekały sterty rozrzuconej odzieży, ale Barty nie przytuliłaby się do poduszki, gdyby zawiodła dzieciaczki z katolickiej szkoły Murrupurtiyanuwu. Ileż radości sprawiła jej rozmowa z brzdącami, dla których kontakt ze światem cywilizacji jest niewyobrażalnym świętem. Ash zagrała w tenisa z uczniami, żonglowała piłką, wygłosiła przemówienie w stylu czułej przedszkolanki i napawała się widokiem roześmianych twarzy. „Gdy byłam młodsza, nie radziłam sobie z odpowiedzialnością. Wciąż istnieją aspekty tenisowego rzemiosła, za którymi nie przepadam. Nie jestem mistrzynią oracji. Wolę działać w zaciszu, ale wiem, że sukces zmusza mnie do wystąpień publicznych, więc jakoś uczę się radzić z presją. Kiedy wsiadałam do maleńkiego samolotu, który mógł zabrać zaledwie 5 osób z Darwin na Bathurst Island, żołądek podchodził mi pod gardło. Nie mogłam zawieźć milusińskich. Jako ambasador rdzennej ludności australijskiej, odczuwam olbrzymią odpowiedzialność. Nie mogłam zostać w domu, choć bardzo tęsknię za rodzinnym Ipswich. Z radością wyruszyłam w podróż na Tiwi Islands. Gdy tylko nadarzy się kolejna szansa, ponownie odwiedzę ten zakątek Australii” – rzekła szczęśliwa Ashleigh, która ubiegły sezon ukończyła na bardzo wysokim piętnastym miejscu w rankingu WTA.

 

Barty do pewnego stopnia jest zabobonna. Przed wyruszeniem w podróż awionetką nie śledzi prognoz pogody. „Nie lubię stresować się przewidywaniami meteorologów. Lot maleńką jednostką sam w sobie podnosi adrenalinę, więc wolę nie wiedzieć czy utonę w gęstej mgle. Nie zamierzam głowić się nad tym czy pilot wie jak zareagować na porywisty wiatr” – wyznaje Ash.

 

Tiwi Islands położone są w odległości circa 80 kilometrów na północ od Darwin. Wielka mistrzyni o aborygeńskich korzeniach – Evonne Goolagong Cawley – odczuwa dumę, że młoda generacja australijskich tenisistek ma świadomość jak ważny jest kontakt z prawowitymi właścicielami ziem. „60 000 lat to szmat czasu. Ci ludzie wciąż są dla nas wzorami jak korzystać z bogactwa przyrody. Od Aborygenów nauczyłam się, że nie wolno wręczyć didgeridoo dziewczynce. Na tym fascynującym instrumencie mogą grać tylko panowie i chłopcy. Aborygeni wierzą, że przedstawicielka płci pięknej nie może próbować grać na didgeridoo, bo bogowie sprawią, że będzie bezpłodna. A wierzę, że każda kobieta pragnie zostać mamą. Te, które nie mogą cieszyć się macierzyństwem są niczym port, do którego nie zawija żaden statek” – wyznaje Evonne Goolagong Cawley, która wygrała 14 turniejów Wielkiego Szlema (7 w singlu, 6 w deblu i 1 w mikście). Goolagong urodziła dwójkę dzieci. Za młodu nie tylko wytwornie sprzątała przy sieci. Evonne grała w rugby, krykieta i… w piłkę nożną!

 

22-letniej Ash Barty daleko do osiągnięć Evonne Goolagong Cawley, ale podobnie jak Evonne, Ash ma oczy szeroko otwarte i szczyci się podobną barwą duszy. Słucha z uwagą dzieciaczków zamieszkujących Tiwi Islands. Ash wie, że to dla niej odpoczynek od wirującego świata tenisa, a z drugiej strony rozumie, że nie samymi lobami człowiek żyje. „Nie potrafię określić czy większą radość sprawił mi tytuł Wielkiego Szlema w deblu podczas US Open’2018 czy czas spędzony z maluszkami na Tiwi Islands… Sama nie wiem: może to dobrze, że lubię wątpić?” – wyznaje Ash.

 

Pierwsza po Debbie Freeman

 

W 1980 roku Australijka Debbie Freeman wygrała w finale singla juniorek na kortach Wimbledonu. To był osobliwy mecz, bo w finałowej batalii znalazły się dwie australijskie tenisistki. Freeman pokonała swoją rodaczkę Susan Leo: 7-6, 7-5. Tak utytułowana tenisowo nacja jak Australia czekała aż 31 lat na kolejny triumf juniorki na londyńskiej trawie. W 2011 roku Ash Barty po zaciętym pojedynku pokonała Rosjankę Irinę Chromaczewą: 7-5, 7-6. Co prawda na finiszu sezonu 2011 Chromaczewa zdystansowała Barty i została numerem 1 wśród juniorek, ale tytułu mistrzyni Wimbledonu nikt Ashleigh nie odbierze.

 

Ash uwielbia wielotorowość. To dlatego lubi obserwować jak pociągi ruszające z Richmond Station w Melbourne tasują się i tworzą kolorowy wachlarz wbijając się klinem pomiędzy korty tenisowe a legendarny obiekt służący krykiecistom: Melbourne Cricket Ground… Jej gra stroni od jednego wymiaru. Potrafi oczarować slajsem z bekhendu, świetnie zmienia kierunki serwisu i potrafi zszokować soczystym forhendem. Po części wszechstronność zawdzięcza grze deblowej. Ash miała niespełna 17 lat kiedy ze swoją przyjaciółką Casey Dellacqua awansowała do finału debla Aussie Open w 2013 roku. Wówczas Włoszki: Sara Errani i Roberta Vinci okazały się zbyt silne dla australijskiego duetu. Jakby tego było mało, Ash rozsmakowała się w grze podwójnej na Wielkim Szlemie. Wraz z Casey awansowała do finału debla na Wimbledonie (2013) i w Nowym Jorku (US Open’2013). Obie batalie Ash zapisała po stronie porażek. W 2017 roku Barty i Dellacqua dotarły do finału Roland Garros, ale również czwarte podejście nie przyniosło zwycięstwa. Lucie Safarova i Bethanie Mattek – Sands okazały się lepsze. Ash to ambitna dziewczyna, która nie spocznie, dopóki nie dopnie swego. US’2018 był koncertem w wykonaniu Ash i Coco Vandeweghe. W półfinale Coco i Ash wygrały z rozstawionymi z „jedynką” Czeszkami: Barą Krejćikovą i Kateriną Siniakovą. Na fali euforii rozegrały znakomity finał i sięgnęły po tytuł wielkoszlemowy pokonując turniejową „dwójkę”: Kiki Mladenović i Timeę Babos.

 

Triumf w Nowym Jorku był znamienny. W „Wielkim Jabłku” Ash przerwała tenisową karierę w 2014 roku. Wówczas czuła, że sukcesy nadeszły zbyt szybko. Uznała, że nie radzi sobie z rozłąką z najbliższymi, przerażają ją światła ramp. W sporcie drużynowym jakim jest krykiet poczuła się o niebo swobodniej. Women’s Big Bash League nie cieszy się taką estymą jak męskie rozgrywki krykieta w Down Under, ale Ash nie przejmowała się aspektem popularności. Odpoczęła od długich podróży, nasyciła się domem i ojczyzną.

 

Trenerzy od krykieta zachwycali się czystością i precyzją uderzeń Ash. Barty jest piekielnie uzdolnioną dziewczyną w dziedzinie sportu. W świecie tenisa Ash uchodzi za przedstawicielkę wymierającego gatunku: lubi grać woleje przy siatce, gustownie miesza, używa slajsa, dobrze serwuje, szuka gry kątowej. Dwa tytuły singlowe i cztery deblowe zdobyte w sezonie 2018 mówią same za siebie. Ponadto pokonać Angelique Kerber (Wuhan’2018) to nie lada wyczyn. Godzi się przypomnieć, że tylko trzy leworęczne tenisistki wygrały Australian Open w singlu pań: Martina Navratilova (1981, 83, 85), Monica Seles (1991, 92, 93, 96) i Angelique Kerber (2016).

 

Porywający występ na Rod Laver Arena przeciwko pięciokrotnej mistrzyni Wielkiego Szlema – Rosjance Marii Szarapowej w czwartej rundzie AO’2019, udowodnił, że Ash dobrze uczyniła wracając na kort. Awans do grona ośmiu najlepszych singlistek odbił się szerokim echem w Australii. Po raz ostatni mieszkańcy Down Under radowali się z występu swojej reprezentantki w ćwierćfinale w 2009 roku. Wówczas Jelena Dokić przegrała z Dinarą Safiną. Musieli czekać całą dekadę…

 

Craig Tyzzer – trener Barty, nie załamał się po porażce Ash z Petrą Kvitovą. „Skutecznie unikamy emocjonalnych rollercoasterów. Trudno nie mieć wahań nastrojów skoro sezon trwa 10 miesięcy. Nie traktujemy przegranej jak końca świata. Negatywna postawa nas nie interesuje. Tłumaczę Ash, że to proces doskonalenia się. Musimy nauczyć się, że niepowodzenia są częścią sportu, a solowe porażki jeszcze bardziej bolą. Tylko jedna dziewczyna może wygrać turniej. Prędzej czy później, Ash dojrzeje do sukcesów. Wykonała gigantyczną pracę na przestrzeni ostatnich 18 miesięcy. Pragnę podziękować Casey Dellacqua. Casey wydobyła ją z niebytu. Ash potrzebowała odsapnąć od tenisa, bo gdy odnosiła sukcesy, była jeszcze dzieciaczkiem. Casey zaproponowała jej luźne odbijanie piłki na kortach w Sydney i pomysł chwycił. Ash poczuła, że warto wrócić do zawodowego touru. Nie straciła okresu, gdy była nastolatką, a dziś wspina się w rankingu, dojrzała do gry na pełnych obrotach i wie jak podejmować mądre decyzje” – wnikliwy obserwator Craig Tyzzer spogląda na Ash z wielu pozycji: nie tylko z linii serwisowej…

 

Byle z dala od śniegu

 

Ash to rozsądna dziewczyna. „Moi rodzice są cudowni. Nigdy nie mieli w ręku tenisowej rakiety. Ba, nigdy nie mieli kontaktu z piłką, więc nie wkraczali na nieznane terytorium. Wiedzieli, że opiekę nade mną muszą sprawować fachowcy. Jestem za to ogromnie wdzięczna mamie i tacie, bo nie męczą mnie dyskusjami o tenisie, tylko kochają mnie i widzą we mnie nade wszystko człowieka, a dopiero w drugiej kolejności zawodową tenisistkę” – mówi Ash, dwukrotna uczestniczka WTA Finals w grze podwójnej.

 

Pierwszy paszport Ash dostała w wieku 12 lat. „Po raz pierwszy wyściubiłam nos poza Australię mając 13 lat. Odtąd walizka mnie nie opuszczała. Ubolewam, że moje zdjęcie w paszporcie jest trefne. Wyglądam jakbym chciała zabić połowę populacji Chin, a ja postrzegam siebie jako wesołą dziewczynę. Na fotografii wyglądam na rozzłoszczoną, ale eksperci od cykania zdjęć do paszportu zabraniają się uśmiechać. Cóż poradzić…” – wyznaje Ash.

 

Barty przenigdy nie zgubiła paszportu. Lubi pedantyzm podczas pakowania bagażu. „Podróże są cudowne, ale nigdzie nie czuję się tak komfortowo jak w rodzinnym Ipswich. Im więcej zwiedzam, im częściej podróżuję, tym coraz bardziej doceniam fakt, że urodziłam się w Australii. Moi rówieśnicy często zrzędzą na owady, upały i surowe prawo, ale widocznie nie wiedzą o czym mówią. Australia to raj na ziemi” – twierdzi Barty. Raczej więcej możliwości ma młody człowiek rodząc się w Coober Pedy czy Perth niż w Wietnamie czy Kambodży…

 

Sezon 2018 Ashleigh kończyła wypadem do Chin. „Zhuhai – tam spędziłam tydzień i wygrałam turniej WTA Elite Trophy, więc trudno, abym chodziła smutna. Poza tym, wracałam do domu samolotem i dostałam miejsce przy korytarzu, więc byłam szczęśliwa. Lubię się ruszać podczas długich lotów, więc nie zdzierżyłabym miejsca przy oknie. Tyle razy przepraszać innych pasażerów, żeby wyjść za potrzebą? O, nie, to nie dla mnie!” – śmieje się Barty.

 

A kogo chciałaby widzieć na fotelach obok siebie, gdyby podczas międzykontynentalnego lotu przypadło jej miejsce w środku? „Coco Vandeweghe byłaby idealna przy oknie, a moja była partnerka deblowa – Casey Dellacqua mogłaby siedzieć przy korytarzu. One obie potrafią mnie zawsze rozśmieszyć. Casey jest mistrzynią robienia zabawnych fotek kiedy zasypiam i wyglądam jakbym łapała owady przez otwór gębowy. Gdy wysiadałam z samolotu, chichrałam się widząc fotki wykonane przez Casey!” – twierdzi Ash.

 

Najbardziej (nie tylko za kunszt na korcie) Barty podziwia Rogera Federera. „To niezwykłe, że po tylu latach włóczęgostwa, Rogerowi wciąż chce się przemieszczać po świecie. Samemu jest to arcytrudne, a co dopiero z kwartetem dzieciaków. Szczerze podziwiam Szwajcara” – mówi Ashleigh.

 

Amerykański aktor Adam Scott, znany z takich produkcji jak „Sposób na teściową”, „Oświadczyny po irlandzku” czy „Melanż z muchą” to wymarzony partner Barty na długi lot. „Jestem wielką fanką jego aktorstwa. Mogłabym z nim gawędzić godzinami. Poza tym, słyszałam, że Adam podróżuje prywatnym samolotem, co już mnie cieszy, bo amerykańskie lotniska należą do najgorszych na świecie!” – wyznaje australijska tenisistka.

 

Ktokolwiek podróżował samolotem na długich trasach, ten wie, że szybko można zatęsknić za sztuką kulinarną mamy… Nie inaczej jest w przypadku Ash… „Moja mama cudownie gotuje. Linia lotnicza, która plasuje się najbliżej potraw mojej mamy to Quantas. Ozłociłabym linię lotniczą, która posiadałaby wspaniały ekspres do kawy. Przeważnie w samolotach podają lurę, której nie można wypić!” – twierdzi Ashleigh.

 

Gra w barwach Australii to wspaniałe przeżycie dla 22-latki z Ipswich. „Wybieram się do USA na mecz w Pucharze Federacji. Przez tydzień będziemy wspólnie trenować pod okiem naszej kapitan – Alicii Molik. Tworzymy świetnie rozumiejącą się ekipę: Astra Sharma (finalistka miksta AO’2019), Kimberly Birrell, Priscilla Hon i Daria Gavrilova. Gra w kadrze to wielki zaszczyt i przywilej. Mam nadzieję, że 9 i 10 lutego pokonamy USA w Asheville i wrócimy do domu w świetnych humorach” – mówi wieczna optymistka.

 

Podróże mogą być cudne, ale z perspektywy zawodowej tenisistki często oznaczają zmęczenie, brak snu i wieczną niewiadomą. Czy bagaż dotrze na miejsce, czy nie zgubią moich rakiet, czy lot nie będzie opóźniony etc… „Z jednej strony przemieszczanie się po globie jest morderczym wysiłkiem. Z drugiej strony jesteśmy szczęściarami, bo możemy zwiedzać świat. Organizatorzy turniejów troszczą się o nas, a ja poczytuję to za ogromny przywilej. Oczywiście, że tęsknię za domem i moim Ipswich, ale nawet jak mam dosyć podróżowania, to i tak się cieszę, że mogę penetrować różne miejsca na świecie. Chcę oglądać świat z różnych stron, dlatego w każdym mieście lubię coś uszczknąć i zapędzić się w nieodkryty przeze mnie rewir. To oczywiste, że często bywa tak, że nie widzę niczego poza hotelem, kortem i samochodem, który zawozi mnie na trening. Staram się zmieniać ten stereotyp i gdy tylko mam chwilę wolnego, ruszam w miasto” – opowiada Ash.

 

Barty posiadła umiejętność szybkiego pakowania walizek. To element doświadczenia zdobytego przez lata podróży. Kiedy dociera do nowego miejsca, zawsze stara się uczynić z pokoju hotelowego namiastkę domu. „Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale rozpakowuję się w każdym hotelu, w którym spędzę choćby kilka dni. Pragnę czuć się komfortowo, dlatego rozkładam rzeczy po całym pokoju. Muszę mieć chociaż fragment domku kiedy włóczę się po świecie biegając za tenisową piłką” – mówi Ash.

 

A kiedy tempo życia ulegnie zmianie i będzie mogła zwolnić na wyjściu z szykany, wówczas z pewnością wybierze się na safari do Afryki. „Od dzieciństwa marzę o wyprawie na safari do Afryki. Uważam, że byłoby to niezapomniane przeżycie. Mam słabość do słoni! Uwielbiam te mądre zwierzęta… Drugim miejscem, które poprzysięgłam sobie odwiedzić są… Hawaje. Widokówki jakie oglądałam będąc dzieckiem, zostawiły ślad w psychice. Tam musi być pięknie!” – rozmarzyła się Ash.

 

Czy istnieje miejsce, którego Barty nie chciałaby odwiedzić? „Oczywiście. Antarktyda – tam nie zamierzam się wybrać. Na szczęście WTA nie planuje turnieju w tej części globu. Dla mnie, dziewczyny urodzonej w stanie Queensland, Antarktyda to stanowczo zbyt zimne miejsce! Mnie napędza słońce i plaża!” – wyznaje Barty.

 

Co prawda to prawda. „Antarctica” brzmi cudownie, gdy zakłada się słuchawki i zapada się w smakowanie dźwięków genialnego albumu skomponowanego przez Vangelisa. W wymiarze geograficznym nie jest to miejsce, za którym tęskni wesoła dziewczyna z Ipswich ani mechanik samochodowy z Kielc...

 

Australijska federacja tenisowa nie ma powodów do smutku. Panie godnie zaprezentowały się podczas Australian Open’2019. Ash Barty dotarła do ćwierćfinału singla, Sam Stosur wygrała finał debla (w parze z Chinką Zhang Shuai), a Astra Sharma wystąpiła w finale miksta (z Johnem-Patrickiem Smithem). Nad rzeką Yarra tenisowi notable mogą zatem spać spokojnie…

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie