Kowalski po weekendzie: Drużyna Probierza idzie po medal, czyli krakowski cud cierpliwości

Piłka nożna

Trzy zwycięstwa, sześć remisów, siedem porażek. Tak wyglądał bilans Cracovii na początku listopada 2018 roku. To był bilans katastrofalny, wskazujący na to, że po wcześniejszym, słabym sezonie i w tym razem trener Michał Probierz będzie miał problemy, aby wprowadzić zespół do pierwszej ósemki Ekstraklasy. Dziś po siedmiu zwycięstwach z rzędu bilans wynosi: 10-6-7, a Cracovia uznawana jest za objawienie rundy wiosennej.

Właściciel klubu Janusz Filipiak, słynący dotąd z różnych ekstrawagancji, niewytłumaczalnych czy zaskakujących posunięć personalnych w styczniu wymyślił, że pierwszy raz w historii swojej działalności w Cracovii odda całą władzę dotyczącą pierwszej drużyny jednemu człowiekowi. Mianował Probierza wiceprezesem klubu i wprowadził do zarządu.

 

Takie wzmocnienie pozycji trenera to sytuacja bez precedensu w polskiej piłce. Dotąd trenerzy byli traktowani jak chłopcy do bicia i przy pierwszych niepowodzeniach to oni odpowiadali za nie głową. Praca w takim permanentnym stresie (średnia długość pracy trenera w ESA wynosi 168 dni) powoduje, że boją się oni eksperymentować, stawiać na rozwiązanie niepopularne, korzystać z niedoświadczonych zawodników czyli myśleć nieco bardziej długofalowo. Jednym słowem, grają w sposób jak najbardziej bezpieczny, wiedząc, że tak naprawdę ich dni w klubie są policzone.

 

Krakowski eksperyment Filipiaka wyraźnie zaczyna wypalać, a raczej kiełkować (trener Probierz rok temu na konferencji prasowej zrobił show, sadząc ziarenko roślinki w doniczce, chciał przekazać w ten sposób, że potrzebuje czasu, aby w drużynie coś wykiełkowało). Trener jest dobrze opłacony, czuje się pewnie, nikt mu w klubie już nie podskoczy, zawodnicy wiedzą, że o żadnej wymianie trenera nie mają co marzyć i albo się dostosują, albo będą musieli odejść. Poza tym widzą jak u Probierza można zyskać.

 

Trener dostał czas aby zespół poukładać sobie wedle własnego uznania. Kiedy wrócił po kontuzji Damian Dąbrowski i ściągnięto jeszcze świetnego, doświadczonego Janusza Gola, było oczywiste, że środek będzie jednym z najmocniejszych w polskiej lidze. A do tego ma dobrych Hiszpanów z przodu – Airama Cabrerę i Javiego Henrnandeza, na skrzydle robiącego coraz większe postępy młodego Mateusza Wdowiaka, solidna jest także defensywa.

 

Widać, że zespół jest po prostu dobrze dobrany, widać entuzjazm w jego grze. To nie jest przypadek, że podczas serii zwycięstw w starciach z Cracovią padły zespoły z ubiegłorocznej pierwszej trójki, czyli Lech Poznań, Legia Warszawa i w niedzielę Jagiellonia Białystok.

 

Drużyna „Pasów”, notując taką serię wyrównała rekord klubu z 1948 roku, ale nie to jest w tej całej krakowskiej historii najważniejsze. Na tym przykładzie widać co jest największym problem polskiej piłki klubowej. Są nim zarządzający. Działacze, prezesi klubów czy właściciele, którym brakuje cierpliwości i zwykłej znajomości piłki, którym wydaje się, że zmiana trenera po kilku porażkach rozwiąże wszystkie problemy.

 

W Cracovii profesor Filipiak po latach stosowania takiej właśnie praktyki zagrał va banque. Zamiast osłabić trenera, wzmocnił go. Jeśli na koniec taka zagrywka przyniesie Cracovii miejsce na podium, a jest to coraz bardziej prawdopodobne, zasłuży na kolejny stopień naukowy. Tym razem w dziedzinie polskiego klubowego futbolu.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie