Pindera o zwycięstwie Spence’a Jr: Duży zbił małego

Sporty walki
Pindera o zwycięstwie Spence’a Jr: Duży zbił małego
fot. Polsat Sport

Kiedy mistrz niższej kategorii decyduje się walczyć o kolejny tytuł w wyższej wadze zawsze pada pytanie, czy da radę. Tym razem na znacznie większego Errola Spence’a Jr porwał się Mikey Garcia i dostał solidne lanie.

Mikey Garcia ostatnio był mistrzem wagi lekkiej, a Spence Jr jest czempionem IBF w półśredniej, więc  pytanie, czy się nie utopi skacząc na tak głęboką wodę, było zasadne.

 

Rację mieli ci, którzy nie dawali mu szans. I tak właśnie było w Teksasie. Na stadionie w Arlington ponad 47 tysięcy widzów zobaczyło jednostronny pojedynek w którym znakomity przecież Garcia nie miał nic do powiedzenia, a punktacja sędziów: 2 razy 120:108 i  120:107 dla mieszkańca Teksasu  tylko to potwierdza. Większy, silniejszy, świetny technicznie, walczący z odwrotnej pozycji Spence Jr dominował od pierwszego do ostatniego gongu i raz jeszcze pokazał jak dobrym jest pięściarzem.

 

Amerykańscy trenerzy zwykli mawiać, że w konfrontacji dwóch dobrych bokserów na ogół wygrywa większy i silniejszy. Ale mają też inne powiedzonko: duży pada głośniej – które nie wyklucza, że mały może wygrać z dużym. I tego próbowali trzymać się ci, którzy wierzyli, że Garcia da radę.

 

Niepokonany przed walką ze Spencem Jr syn meksykańskich emigrantów, były mistrz czterech kategorii wagowych: piórkowej, superpiórkowej, lekkiej i superlekkiej naprawdę wierzył, że zdobędzie tytuł w piątej wadze, wadze półśredniej i przejdzie do historii.

 

- Jeśli go trafię, to pójdę za ciosem i wykończę – mówił Garcia. – Jestem mniejszy, to fakt, ale potrafię boksować. Mój timing, refleks i szybkość są na najwyższym poziomie. Potrafię kontrować, mam dobrą obronę. To powinno wystarczyć – twierdził skazywany przez wielu na porażkę  Garcia, w narożniku którego stał starszy brat Robert, były mistrz świata.

 

Kalifornijczyk  na każdym kroku podkreślał też, że w Teksasie czuje się jak u siebie w domu, choć to teren rywala. Zdobył tu przecież dwa mistrzowskie pasy i może liczyć na kibiców meksykańskiego pochodzenia, którzy będą go wspierać. Wierzył głęboko, że przejdzie do historii i znajdzie się w doborowym towarzystwie całej plejady śmiałków, którzy podobnie jak on odważyli się na taki krok i odnieśli sukces.

Najgłośniejsze postaci to oczywiście Manny Pacquiao i Floyd Mayweather Jr , którzy wygrywali ze znacznie większymi od siebie. „Pacman” pierwszy tytuł  zdobył w wadze muszej, a zawędrował aż do junior średniej. Floyd Jr też zdobył pas w tej kategorii, ale zaczynał trochę wyżej, pierwsze mistrzostwo wywalczył w wadze superpiórkowej.

 

Oscar De La Hoya zdobywał mistrzowskie tytuły od superpiórkowej do średniej, Roberto Duran od lekkiej do średniej. I to właśnie on przed laty zaszokował świat, gdy będąc mistrzem wagi lekkiej rzucił wyzwanie Rayowi Leonardowi, mistrzowi wagi półśredniej. Co więcej, pokonał „Sugara” w ich pierwszej walce.

 

Shane Mosley nokautował w wadze lekkiej jednego rywala po drugim, ale gdy postanowił przeskoczyć dwie wagi, by dopaść Oscara De La Hoyę, niewielu dawało mu szansę na sukces. A on dopiął swego.

 

Takich walk w historii zawodowego boksu było sporo i zawsze budziły wielkie zainteresowanie. A do legendy przechodzą również pokonani, wystarczy przypomnieć chociażby pojedynek sprzed stu dziesięciu lat, w którym  Stanley Ketchel (Stanisław Kiecal – syn polskich emigrantów), mistrz wagi średniej omal nie znokautował w 12 rundzie Jacka Johnsona, ówczesnego czempiona wagi ciężkiej. Ostatecznie to on został znokautowany, ale tego czego dokonał w tej niesamowitej walce nikt mu nigdy nie zapomni.

 

Roy Jones Jr też był mistrzem wagi średniej, później superśredniej i półciężkiej, ale gdy ogłosił, że będzie się bił o pas w wadze ciężkiej pukano się w czoło. Tyle że on zrobił swoje i wypunktował Johna Ruiza.

 

Nasz Tomasz Adamek zaczynał od mistrzostwa Polski amatorów w wadze średniej. Na zawodowym ringu został mistrzem świata kategorii półciężkiej i junior ciężkiej. W końcu on też porwał się na olbrzyma i walczył z dwumetrowym Witalijem Kliczką.

 

Mikey Garcia też zarobił kilka milionów i też dostał lanie, choć na milionowe honoraria mógł liczyć bijąc się w swojej wadze. Tu był bez szans, stojący w jego narożniku brat Robert chciał go poddać w końcowych rundach, ale Mikey uznał, że wytrwa, choć bez najmniejszych szans na sukces.

 

Teraz wróci na swój teren, a Spence Jr ma nadzieję, że wkrótce stanie w ringu z 40 letnim Mannym Pacquiao. Filipińczyk ma parametry zbliżone do Garcii, ale trochę inne atuty. Dawny Pacquiao miałby zdecydowanie większe szanse w starciu ze Spencem Jr, ale dziś bardzo prawdopodobne, że podzieliłby los Mikey’a Garcii, więc nie sądzę, by taki pojedynek doszedł do skutku.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie