MLS: Tytoń wraca do zdrowia. Ale czy do składu?
Gdy niespełna miesiąc temu startował nowy sezon amerykańskiej MLS było jasne, że jedną z głównych postaci beniaminka z Cincinnati będzie Przemysław Tytoń. Cztery tygodnie później zasadne staje się pytanie, czy były bramkarz reprezentacji Polski nadal jest numerem jeden w klubie z Ohio.
Przed debiutem w amerykańskiej lidze Przemysław Tytoń z entuzjazmem opowiadał o przenosinach za ocean. - Oprócz trenera Alana Kocha dzwonili do mnie też jego asystent i szkoleniowiec bramkarzy. Doszło nawet do naszego spotkania w Polsce. Rozmawialiśmy o nowym projekcie i mojej w nim roli - opowiadał w jednym z wywiadów były bramkarz między innymi PSV Eindhoven, VfB Stuttgart i Deportivo La Coruna.
Pierwszy występ w MLS udał się czternastokrotnemu reprezentantowi Polski średnio. W Seattle na dziesięć strzałów Tytoń przepuścił cztery i Sounders pokonali Cincinnati 4:1. A później było tylko gorzej. Tytoniowi przyplątała się kontuzja ścięgna i do bramki wskoczył rezerwowy Spencer Richey. W debiucie w Atlancie puścił gola w piątej minucie i... to tyle. Przez kolejne cztery i pół godziny nie dał się pokonać ani razu. W tym czasie drużyna trenera Kocha uratowała remis w meczu z Atlanta United i ograła do zera Portland Timbers oraz New England Revolution.
Również dzięki świetnej postawie konkurenta Tytonia, FC Cincinnati zapisuje się w historii MLS. Siedem punktów w czterech kolejkach to drugi wynik w dziejach zawodowej ligi, jeśli chodzi o debiutantów. Lepiej przygodę z MLS rozpoczynali tylko Seattle Sounders (dziewięć punktów w pierwszych czterech kolejkach sezonu 2009).
"Jakby początek sezonu w wykonaniu FC Cincinnati dostarczał mało emocji, to dochodzi teraz pojedynek o miejsce w bramce. Kibice zadają sobie pytanie, co wyniknie z rywalizacji dwóch bramkarzy, którzy zasługują na pierwszy skład" - czytamy w artykule na oficjalnej stronie MLS.
Tytoń, który strzegł polskiej bramki na EURO 2012, wrócił do zdrowia i regularnych treningów z zespołem. Ale czy wróci również do podstawowego składu?
- Drużyna spisuje się dobrze, ja też. Mam nadzieję, że będę grał nadal - nie kryje Spencer Richey. Tytoń sięga z kolei wyżyn dyplomacji. - Uważam, że Spencer radzi sobie dobrze, tak jak cały zespół. Wszyscy ciężko pracują na treningach, a zwłaszcza Spencer. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mógł im pomóc - mówi Tytoń we wspomnianym artykule.
A co na to wszystko trener Alan Koch? - Nie wyobrażam sobie, że ktoś się obraża, bo gra kolega, a nie on. Na treningi przychodzisz, żeby ciężko pracować i udowodnić, że zasługujesz na grę. Konkurencja w zespole jest konieczna jeśli chcemy odnieść sukces w tej lidze. Do tej pory widzę w zespole zdrową rywalizację i mam nadzieję, że tak zostanie - jasno stawia sprawę szkoleniowiec drużyny z Ohio.
Czy trzema udanymi występami Spencer Richey wywrócił klubową hierarchię bramkarzy? Czy były reprezentant Polski będzie musiał pogodzić się z rolą zmiennika młodszego o pięć lat i dużo mniej doświadczonego kolegi? Pierwsze odpowiedzi już w najbliższą niedzielę, kiedy FC Cincinnati podejmuje ekipę Philadelphia Union.
Na sportowych antenach Polsatu w najbliższy weekend pokażemy na żywo dwa mecze MLS.
Chicago Fire - New York Red Bulls, sobota, 18.00, Polsat Sport News
LA Galaxy - Portland Timbers, noc niedziela/poniedziałek, 02.50, Polsat Sport
A we wtorek 2 kwietnia od godziny 20.30 Magazyn MLS na antenie Polsat Sport Extra.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze