Pindera: Gdyby Wierzbicki nie spotkał Borka, jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej

Sporty walki

Wierzbicki to specyficzna postać. Można powiedzieć, że w bokserskim światku człowiek znikąd, kiedyś kickbokser, później emigrant. Wyjechał na kilka lat do Kanady i tam zaczął zawodowo boksować. Myślę, że gdyby nie spotkał wcześniej Mateusza Borka, będąc nu niego na sparingach, i nie przyjął jego propozycji, nie wrócił do Polski, to jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej - przyznał w swoim felietonie Janusz Pindera.

Łukasz Wierzbicki wygrał swój osiemnasty zawodowy pojedynek na gali w Dzierżoniowie. Znokautował Mykovę Vovka. Pięściarz, o którym mówił się, że nie ma silnego ciosu, który ponoć nie miał prawej ręki na początku zawodowej kariery, nokautuje właśnie tą ręką silnego fizycznie przeciwnika.

 

Wierzbicki to specyficzna postać. Można powiedzieć, że w bokserskim światku człowiek znikąd, kiedyś kickbokser, później emigrant. Wyjechał na kilka lat do Kanady i tam zaczął zawodowo boksować. Myślę, że gdyby nie spotkał wcześniej Mateusza Borka, będąc nu niego na sparingach, i nie przyjął jego propozycji, nie wrócił do Polski, to jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. A tak to kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa.

 

Przypominam sobie, dwa lata temu, zobaczyłem go po raz pierwszy na treningu z Andrzejem Gmitrukiem. Faktycznie, nie miał słabej ręki, słaba ofensywa, ale miał to "coś", co istotne - talent do kontrowania oraz dobrą pracę nóg. Później na treningu wziął piłkę do koszykówki, rzucił raz, drugi i zobaczyłem, że robi to prawą ręką. Zapytałem dlaczego? On urodzony mańkut. Powiedział, że wszystko robi prawą ręką. Okazuje się, że tą prawą ręką można zrobić coś więcej niż na pierwszym treningu, o czym boleśnie przekonał się Mykoła Vovk.

 

W sobotę w katowickim Spodku gala "Ostatni taniec". Kolejna gala Mateusza Borka, które mają do siebie to, że nigdy nie wiadomo kto wygra. Nie ma tam żelaznych faworytów, są duże emocje od początku do końca. Poziom sportowy trochę schodzi na dalszy plan, ale też pamiętajmy, że tacy pięściarze jak Robert Parzęczewski są już bardzo wysoko w rankingach. Robert był bardzo wysoko w kategorii półciężkiej, a teraz zszedł do superśredniej, gdzie moim zdaniem ma jeszcze większe szanse. Będzie silniejszy, nie straci szybkości, bo nie ma problemu z limitem wagi. Będzie walczyć z byłym mistrzem świata interim wagi średniej, Rosjaninem Dmitrijem Czudinowem.

 

W katowickim Spodku interesujących walk będzie więcej. Bardzo ciekawie zapowiada się pojedynek Mariusza Wacha z Martinem Bakolim. Dwóch dwumetrowych facetów, ponad dwieście kilogramów w ringu. Który padnie? I czy będzie to bardzo głośny upadek? Stawiam na Wacha, ale oczywiście nic nie jest pewne.

 

Ciekawa będzie walka Robinsona z Jonakiem, ale mnie najbardziej interesuję, oczywiście poza walką wieczoru, pojedynek Patryka Szymańskiego z Robertem Talarkiem, który jest specyficzną postacią. Z zawodu górnik, kiedyś pięściarz reprezentacyjny, który bywał na obozach kadry. Już 35-letni, ma na koncie trzynaście porażek, ale jest groźny dla każdego. Szymański ma tylko jedną porażkę, ale bolesną, ostatnią i mówi, że jak przegra z Talarkiem, to kończy karierę.

 

W 1968 roku, Felipe Munoz, wówczas nastoletni meksykański pływak, powiedział po przegranej w pierwszym starcie "Jak nie wygram, umrę". Cały świat wstrzymał oddech, kiedy wstawał na słupku do kolejnego wyścigu na 200 metrów, gdzie nie był faworytem. I wygrał, zdobył złoty medal, chociaż nie był faworytem. Do dziś jest bohaterem swojego kraju. Nie wiem czy Patryk Szymański za tę historię.

 

Cała wypowiedź w załączonym materiale wideo.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie