Malaysia Open w badmintonie: Nie ma świętości

Inne
Malaysia Open w badmintonie: Nie ma świętości
fot. PAP

Finiszuje kolejny wielki turniej w badmintonie – Malaysia Open z pulą nagród 750 tysięcy dolarów. O poziomie niech świadczy fakt, że do ćwierćfinałów nie zakwalifikowały się takie gwiazdy jak Kento Momota, Pusarla Sindhu czy złote medalistki igrzysk w Rio de Janeiro, japońskie deblistki , Misaki Matsutomo i Ayaka Takahashi.

W stolicy Malezji, Kuala Lumpur, przegrywają najwięksi, na badmintonowym korcie nie ma świętości. Aktualny mistrz świata i nr 1 światowego rankingu, Japończyk Kento Momota musiał uznać wyższość Indonezyjczyka Jonatana Christie, złotego medalisty ubiegłorocznych Igrzysk Azjatyckich i odpadł z turnieju już w drugiej rundzie. Hinduska Pusarla Sindhu, najbogatsza z badmintonistek, wicemistrzyni świata i srebrna medalistka ostatnich igrzysk olimpijskich została pokonana przez Koreankę Sung.

 

Japońskie deblistki Matsutomo i Takahashi, które przegrały z rodaczkami Sung, zawsze mogą liczyć, że pomszczą je nie mniej słynne koleżanki z reprezentacji. Tak się bowiem składa, że żadna nacja na świecie nie ma takiej deblowej, żeńskiej mocy jak Japonia. Ale to nie gwarantuje za każdym razem zwycięstw. Chinki, Koreanki czy Indonezyjki też mają silne deble.

 

Chiny i Japonia, największe dziś badmintonowe potęgi, stawiły się w Kuala Lumpur w swoich najmocniejszych składach w których roi się od medalistów najbardziej prestiżowych imprez. W męskim singlu, w obliczu nadchodzących kwalifikacji olimpijskich do walki zerwali się Lin Dan i Chen Long, legendy tej dyscypliny. Ten pierwszy, sześciokrotny mistrz świata i dwukrotny złoty medalista olimpijski wrzucił już z turnieju w Malezji znakomitego Chou Tien Chena z Tajwanu i w pojedynku o półfinał zmierzy się z Japończykiem Kantą Tsuneyamą.

 

Jego młodszy rodak, Chen Long, złoty medalista z Rio de Janeiro, dwukrotny mistrz świata i dwukrotny zwycięzca Igrzysk Azjatyckich o półfinał zagra z Hindusem Kidambim i jeśli obaj wygrają, to między sobą stoczą walkę o finał.

 

A przecież jest jeszcze najmłodszy z nich, Shi Yuqi, aktualny wicemistrz świata i zwycięzca najlepiej płatnego turnieju w minionym roku, finału World Touru w Kantonie. On o półfinał zagra z Japończykiem Kentą Nishimoto i będzie w tym starciu faworytem.

 

Z największych gwiazd w Kuala Lumpur brakuje tylko trzykrotnej mistrzyni świata i złotej medalistki z Rio de Janeiro, Hiszpanki Caroliny Marin, która na początku tego roku doznała ciężkiej kontuzji i teraz powoli dochodzi do zdrowia. Z problemami zdrowotnymi od dawna boryka się też legendarny Malezyjczyk Lee Chong Wei, który miał zagrać w Kuala Lumpur, ale widocznie nie czuje się jeszcze gotów do rywalizacji na tym poziomie, a to jest przecież badmintonista, który wygrał najwięcej znaczących turniejów.

 

Z Europejczyków w grze o wygraną w Malaysia Open został już tylko Duńczyk Viktor Axelsen, mistrz świata sprzed dwóch lat, który znów idzie od zwycięstwa do zwycięstwa. Teraz na jego drodze do półfinału stanie pogromca Momoty, Jonatan Christie.

 

W singlu pań, pod nieobecność Marin, Europa nie ma nic do powiedzenia. Faworytką wydaje się być Tajwanka Tai Tzu Ying, ale Japonki (Nozomi Okuhara i Akane Yamaguchi), czy Chinki (He Bingjiao oraz Chen Yufei) mogą skutecznie jej w tym przeszkodzić.

 

W deblu męskim dojdzie do wojny indonezyjsko – japońskiej, jako że do ćwierćfinałów oba kraje wprowadziły po trzy mocne pary. Są więc ubiegłoroczni dominatorzy, Marcus Fernaldi Gideon i Kevin Sanjaya Sukamuljo z Indonezji oraz aktualni mistrzowie świata i zwycięzcy finałowego turnieju World Touru, czyli Li Junhui i Liu Yuchen, dwie chińskie wieże. Takie zderzenie na koniec byłoby jak najbardziej oczekiwane.

 

W mikście też nikogo nie brakuje, a finał w którym mielibyśmy powtórkę z mistrzostw świat w Nankinie, czy z „Finału finałów” w Kantonie, byłby cennym prezentem dla wszystkich entuzjastów tej gry. Chociażby dlatego, że kosmiczny poziom takiego pojedynku z udziałem chińskich mikstów (Zheng Siwei, Huang Yaqiong – Wang Yilyu, Huang Dongping) byłby zapewniony.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie