600 młodych judoków trenuje w Luboniu pod okiem amerykańskiego medalisty
600 młodych adeptów judo w podpoznańskim Luboniu trenuje pod okiem dwukrotnego medalisty igrzysk Amerykanina Jimmy'ego Pedro. Jeden z organizatorów olimpijskiego campu Radosław Miśkiewicz liczy, że z tego grona urodzą się następcy Pawła Nastuli.
- Te campy organizujemy od kilku lat, a ich ideą jest, by Polska znów zdobywała medale na igrzyskach olimpijskich. Przypomnę, że ostatni raz to miało miejsce w 1996 roku. Dwa lata temu na campie mieliśmy 120 dzieciaków, przed rokiem było ich ok. 300, a do tegorocznej edycji zgłosiło się ponad 600. Podczas poprzednich campów gościliśmy gwiazdy igrzysk olimpijskich, Pawła Nastulę, Anetę Szczepańską, Izraelkę Yarden Gerbi oraz Amerykanina Travisa Stevensa - mówił Miśkiewicz podczas otwarcia campu.
W Luboniu swoje umiejętności szlifuje także młodzież z innych krajów - m.in. z Czech, Litwy, Niemiec.
- Jeżdżę po świecie ze swoimi zawodnikami, nawiązujemy kontakty i zapraszamy do nas. Organizacja i atmosfera, jaka towarzyszy naszej imprezie, sprawia, że tych chętnych jest coraz więcej - dodał Miśkiewicz, prezesem poznańskiej Akademii Judo, która z roku na rok odnosi coraz większe sukcesy.
Do Lubonia jako gość specjalny przyleciał tym razem inny amerykański judoka i były trener Stevensa - Pedro, dwukrotny brązowy medalista igrzysk olimpijskich. Trzy lata temu zakończył pracę z kadrą i skupia się obecnie na pracy z młodzieżą.
- Moim celem jest zachęcenie kolejnej generacji młodych ludzi do uprawiania judo. Staram się dzielić moimi umiejętnościami, motywacją. Nie ukrywam, że w Stanach Zjednoczonych judo nie zbyt popularną dyscypliną sportu, przegrywamy nie tylko z koszykówką, hokejem na lodzie, baseballem czy futbolem, gdzie są ogromne pieniądze, ale także pływaniem, gimnastyką, czy łyżwiarstwem. Obecnie w moim kraju judo uprawia mniej niż 15 tysięcy zawodników, to nie jest dużo. Ten sport nie jest obecny w telewizji, choć zdobyliśmy cztery medale podczas dwóch ostatnich igrzysk - mówił Pedro, który w swoim kraju prowadzi szkółkę, mającą za zadanie wychować zawodników na igrzyska w 2024 roku.
Pedro opowiadał też o swojej bardzo ciekawej karierze. Był uczestnikiem czterech igrzysk, medale zdobywał w Atlancie (1996) i Atenach (2004). Zanim jednak zdobył brąz w swoim rodzinnym kraju, po igrzyskach w Barcelonie doznał poważnego urazu szyi i uprawianie sportu stanęło pod dużym znakiem zapytania.
- W Stanach Zjednoczonych w walce o trzecie miejsce przegrywałem ze swoim rywalem na minutę przed końcem. Chwyciłem za jego pas i nagle usłyszałem głośne okrzyki "USA!", "USA!". Tak mnie to zmotywowało, że wygrałem przez ippon. To coś wspaniałego zdobyć medal w swoim ojczystym kraju, na oczach przyjaciół i najbliższych. Kolejne trzy lata to był chyba najlepszy okres w mojej karierze, w 1999 roku zdobyłem tytuł mistrza świata, jako drugi Amerykanin w historii. Na kolejne igrzyska do Sydney leciałem w roli faworyta. Niestety, przegrałem pierwszą walkę... - wspominał.
Po tej porażce zawiesił karierę na dwa lata i zaczął pracować. Jak przyznał, nie mógł jednak przeboleć porażki z australijskich igrzysk. W 2002 roku Pedro jako kibic wybrał się na zimowe igrzyska do Salt Lake City.
- Poczułem znów tę wspaniałą atmosferę i postanowiłem wrócić do sportu. Nie chciałem kończyć kariery w taki sposób, będąc nie do końca szczęśliwy. Dlatego ten medal w Atenach jest dla mnie cenniejszy - podsumował amerykański judoka.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze