Pindera: Chińczycy biorą wszystko

Inne
Pindera: Chińczycy biorą wszystko
fot. Cyfrasport

I od lat nikogo już nie dziwi, że przy pingpongowym stole sukces ma skośne oczy. Na zakończonych w Budapeszcie mistrzostwach świata w tenisie stołowym wszystkie finały wygrali reprezentanci Chin.

Ale zdominowali tylko jedną konkurencję, grę pojedynczą pań. Wszystkie pięć Chinek zagrało w ćwierćfinałach, cztery z nich dostało się do strefy medalowej. Tym razem jednak nie wygrała Ding Ning, trzykrotna mistrzyni świata i złota medalistka igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. W półfinale pokonała ją koleżanka, była partnerka deblowa, Liu Shiwen. Dwa lata temu zostały deblowymi mistrzyniami świata, a w finale singla Ding Ning zdobyła trzecie złoto. Tym razem, w swoim trzecim finale MŚ górą była młodsza o rok, 28 letnia Liu Shiwen. Co więcej, w półfinale upokorzyła swoją sławną rodaczkę wygrywając przedostatniego seta 11:0, a w ostatnim pozwoliła zdobyć tylko dwa punkty. W finale pokonała inną Chinkę, Chen Meng.

 

Liu Shiwen zdobyła w tych mistrzostwach jeszcze jeden tytuł, w mikście, w parze z Xu Xinem, który częściowo powetował sobie brak medalu w singlu.


To ona i jej kolega z reprezentacji, Ma Long, była bohaterką pełnego niespodzianek turnieju w Budapeszcie. Ma Long sięgnął po trzeci z rzędu złoty medal w singlu i okrasił go jeszcze zwycięstwem w deblu, grając w parze z 18-letnim Wang Chuqinem. On w tym roku skończy 31 lat i zapewne za jakiś czas ustąpi miejsca młodszym, ale wcześniej będzie chciał raz jeszcze wygrać igrzyska.


Ma Long, jeśli zdrowie dopisze, może być pewny swego miejsca w turnieju olimpijskim w Tokio. Pamiętajmy jednak, że miał poważne problemy z kontuzjowanym kolanem i do wielkiego grania wrócił po dziewięciomiesięcznej przerwie. W Budapeszcie nie dał nikomu szans, finał z 27-letnim Mattiasem Falckiem wygrał w pięciu setach, ale być może byłoby w nim więcej pieprzu, gdyby Szwed po wygraniu trzeciego seta, poszedł za ciosem w czwartym, a miał taką szansę.


Mattias Falck był pierwszym Szwedem od 1997 roku, który grał o złoty medal MŚ w finale singla. Wtedy w Manchesterze Jan Ove Waldner pokonał Białorusina Władymira Samsonowa i zdobył swój drugi tytuł mistrza świata.


Chińczycy w finale MŚ nigdy nie przegrali z Europejczykiem i tak też było w Budapeszcie, ale fakt, że Falck wraca ze stolicy Węgier ze srebrnym medalem jest z pewnością sensacją. Tak samo jak to, że po raz pierwszy od 2003 roku finał nie był wewnętrzną sprawą Chińczyków. Przyczynił się do tego Francuz Simon Guzy, który wcześniej wyrzucił z turnieju faworyzowanego Xu Xina typowanego na rywala Ma Longa w walce o złoty medal.


Tenis stołowy długo czekał na takie chwile, które pokazują, że nawet w dyscyplinie tak zdominowanej przez Azjatów (szczególnie Chińczyków) możliwe są sensacje.


My po cichu liczyliśmy, że Jakub Dyjas raz jeszcze pokona świetnego Japończyka Niwę Koki i też sprawi miłą niespodziankę. Niestety przegrał, ale i tak jego obecność w 1/16 mistrzowskiego turnieju jest najlepszym wynikiem polskiego pingpongisty od czasów Lucjana Błaszczyka.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie