Tokio 2020: Ruszyły kwalifikacje olimpijskie w lekkoatletyce

Inne
Tokio 2020: Ruszyły kwalifikacje olimpijskie w lekkoatletyce
fot. PAP

Kwalifikacje olimpijskie w lekkoatletyce ruszyły na dobre. Od 1 maja w większości konkurencji można wypełniać minima kwalifikacyjne. Od początku tego roku o przepustkę na igrzyska w Tokio walczą już m.in. chodziarze i maratończycy.

Zasady kwalifikacji do przyszłorocznych igrzysk są stosunkowo proste. Ten, kto od 1 maja 2019 roku do 29 czerwca 2020 wypełni wskaźnik Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), nie musi się martwić o olimpijski paszport. Jeżeli takich zawodników będzie mniej niż liczba przewidziana do udziału w danej konkurencji - zadecyduje ranking światowy. Ten zdaniem wielu osób faworyzuje imprezy IAAF, bo one są najlepiej punktowane. To o tyle istotne, że w wielu konkurencjach minima są bardzo wyśrubowane.

 

Wśród "kosmicznych" minimów wymieniane są te ustalone dla sprinterów na 100 m na poziomie 10,05, biegaczy na 1500 m - 3.35,00 czy w żeńskim skoku wzwyż - 1,96 m i skoku o tyczce 4,70 m. Żeby być pewnym wyjazdu na igrzyska bez patrzenia na ranking trzeba także m.in. pchnąć kulą 21,10 m (mężczyźni) czy przebiec 100 m ppł w czasie 12,84 (kobiety) oraz skoczyć w dal 8,22 (mężczyźni).

 

 - System kwalifikacji jest nieco wymuszony ciągłym ograniczaniem liczby zawodników w danej konkurencji. To widać m.in. w maratonie, w którym wystąpi po 80 pań i panów. Historycznie rzecz ujmując - kiedyś zgłaszano zawodników bez żadnych minimów. Potem wprowadzono minima A i B, a teraz jest system, do którego pewnie będziemy musieli się przyzwyczaić. IAAF bardzo mocno lansuje ranking, który jest prowadzony od bodaj 20 lat, ale do tej pory nikt się nim za bardzo nie przejmował - podkreślił przewodniczący komisji statystycznej PZLA Janusz Rozum.

 

Rozum przywołał m.in. opinię wiceprezesa PZLA i dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego, który uważa, że dobrze byłoby, gdyby to nie jeden wynik, a przynajmniej pięć w podstawowych konkurencjach decydowało o kwalifikacji. Dla niego więc system rankingowy jest w założeniu sprawiedliwszy.

 

 - Podstawowy zarzut do rankingu jest taki, że IAAF bardzo lansuje wszystkie zawody organizowane przez siebie m.in. mityngi Diamentowej Ligi, w których piąty czy szósty zawodnik otrzymuje sporo punktów za miejsce, a nawet na bardzo znanych i rozgrywanych od lat mityngach europejskich ta liczba punktów jest zdecydowanie niższa. Poza tym dobry menedżer potrafi umieszczać swojego zawodnika w dobrych mityngach, co nie zawsze odpowiada jego pozycji w stawce światowej - dodał Rozum.

 

W myśl regulaminu wskaźniki uzyskane przez zawodników, które będą brane pod uwagę, muszą być wypełnione podczas zawodów autoryzowanych przez federację międzynarodową bądź krajową. W maratonie np. kwalifikację olimpijską wywalczy także najlepsza dziesiątka jesiennych mistrzostw świata w Dausze wśród pań i panów. Pod uwagę będą brane wyniki uzyskane w zawodach halowych w przypadku konkurencji biegowych od 200 metrów w górę oraz we wszystkich konkurencjach technicznych.

 

Mistrz olimpijski z Sydney z 2000 roku w rzucie młotem Szymon Ziółkowski byłby za sprawiedliwym systemem rankingowym.

 

 - Byłbym zdecydowanie za rankingami, bo uważam, że zupełnie inne wyniki osiąga się na porządnych imprezach, a inne - w szczególności w mojej konkurencji - na rozmaitych mityngach. Były też jednak organizowane zawody w skoku w dal w warunkach wyjątkowo sprzyjających, które później nie mają prawa zdarzyć się na imprezie mistrzowskiej - wskazał Ziółkowski.

 

Dodał, że jeżeli liczba zawodników w wielu konkurencjach ma być ograniczona, np. do 32 w technicznych, to trzeba starać się to zrobić tak, by było jak najbardziej transparentne i wiarygodne.

 

 - Jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że trzech Białorusinów i Ukraińców zrobi sobie zawody w "Pcimiu Dolnym" i z nich będą mieli wskaźniki, co oznacza, że z automatu zabiorą miejsca tym, którzy rzeczywiście powinni zakwalifikować się do igrzyska - podkreślił Ziółkowski.

 

W jego ocenie start w igrzyskach mogliby mieć np. zapewniony finaliści poprzedzających tę imprezę mistrzostw świata. Weryfikacja ich formy sportowej w roku igrzysk mogłaby się odbywać, co i tak ma miejsce, w mistrzostwach kraju, w których wiele federacji obliguje zawodników do startu i potwierdzenia wysokiej dyspozycji.

 

Zdaniem Rozuma start najlepszych polskich lekkoatletów w igrzyskach nie jest zagrożony, bo oni po pierwsze prezentują odpowiedni poziom sportowy, a po drugie, jako mistrzowie świata czy Europy, na co dzień rywalizują w najważniejszych mityngach.

 

Za otwarty temat uznał kwestię odniesienia się PKOl do rekomendacji PZLA odnośnie wyjazdu na igrzyska zawodników, którzy w rankingach będą na końcu trzeciej czy początku czwartej dziesiątki. Przyznał, że okres, w którym mogą uzyskiwać minima polscy lekkoatleci, jest dla nich najdłuższy w historii. Podejście PZLA, że będzie rekomendować do wyjazdu na igrzyska wszystkich, którzy spełnią zasady kwalifikacji, uznał w obecnej sytuacji za "jedyne słuszne rozwiązanie"

 

 - Czy PKOl zdecyduje się wysłać wszystkich tych zawodników, czy uzna, że ma np. pływaków na wyższych pozycjach? Tego teraz nie wiemy i nie rozstrzygniemy - dodał Rozum.

 

Kalendarium walki o minima nieco inne jest w przypadku biegu na 10 000 m, maratonu, chodu sportowego, sztafet i wielobojów. W tych konkurencjach kwalifikacje rozpoczęły się już 1 stycznia. W przypadku chodu na dystansie 50 km i maratonu zakończą się 31 maja 2020 roku. W rywalizacji sztafet 4x100 i 4x400 metrów oraz mieszanych na 4x400 m, która to konkurencja zadebiutuje w programie igrzysk, wystąpi po 16 najlepszych zespołów. Osiem zakwalifikuje się z mistrzostw świata w Dausze, a pozostałe osiem z rankingu, w którym brany będzie pod uwagę najlepszy wynik.

mż, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie