Kowalski: Angielski finał, czyli pochwała futbolu, który może istnieć bez swoich bogów

Piłka nożna

O tym, że jesteśmy świadkami najlepszej edycji Ligi Mistrzów w historii aż huczy. Tylu fantastycznych meczów, niespodzianek, zwrotów akcji i rozstrzygnięć w ostatnich minutach nie było nigdy dotąd. Rewanżowy mecz Ajaksu z Tottenhamem idealnie wpisał w ten piłkarski krajobraz. 35 minut przed końcem spotkania na własnym stadionie Ajax w dwumeczu prowadził 3:0, a jednak to zespół z Londynu wywalczył awans.

Na pewno nie była to aż tak spektakularna klęska jak ta Barcelony z wtorku, ale jednak roztrwonienie takiej zaliczki, w tak krótkim czasie wrażenie zrobiło. Mecze półfinałowe generalnie były jak z innej planety, przypominały jakąś efekciarską grę komputerową, w której nie istnieje coś takiego jak definitywna porażka. Aż do ostatniej minuty masz jakieś dodatkowe życie do dyspozycji. Wszystko można odrobić, podnieść się z najgłębszego błota. Skala frajdy i emocji, jaką sprawili widzom piłkarze i trenerzy tych czterech drużyn, była wręcz nieprawdopodobna. Warta każdej złotówki wydanej na telewizyjny abonament czy bilet na mecz.

 

Każdy miał swoje sympatie, swoje typy. Nigdy nie powiedziałabym, że jakieś rozstrzygnięcie było niesprawiedliwe, że któraś z angielskich drużyn wdrapała się do wielkiego finału przypadkowo. Mnie, jak pewnie wielu kibicom, którzy z konieczności kibicują zagranicznym zespołom (nasi w tych rozgrywkach nie uczestniczą), najbardziej żal jednak Ajaksu. To była drużyna, która skutecznie przeprowadziła lifting Ligi Mistrzów, zdecydowanie poprawiła jej atrakcyjność, a co za tym idzie wpłynęła na jej wartość. Gdyby międzynarodowy futbol klubowy był produktem tak do końca komercyjnym, takim który można by precyzyjnie zaplanować i sformatować,  jego organizatorzy powinni zespół z Amsterdamu zahibernować. 

 

Nie pozwolić na rozkupienie młodych zawodników (ten proces już się rozpoczął) i prezentować go w kolejnych edycjach. Jako coś ekstra, wartość dodaną, produkt premium. Nikt inny nie dał przecież Lidze Mistrzów więcej świeżości, ofensywnej, technicznej gry z uśmiechem na ustach, nikt inny nie musiał przebrnąć tak długiej drogi (Ajax wyeliminował trzech rywali zanim trafił do fazy grupowej), nikt nie wykreował tak wiele nowych twarzy, do których piłkarski świat musiał się błyskawicznie przyzwyczaić.

 

Tyle, że w futbolu nie zawsze decyduje piękno, podobnie jak nie zawsze matematyka. I całe szczęście, że nawet na tak wysokim poziomie tak wysublimowanych elitarnych rozgrywek wciąż możemy mówić o nieuchwytności tej gry, jej nieprzewidywalności. No, bo kto w miniony wtorek o godzinie 21 brał pod uwagę, że w finale może zagrać Liverpool z Tottenhamem? (Barcelona wygrała swój pierwszy mecz 3:0, a Ajax 1:0). Gdy postawiłem to pytanie w mediach społecznościowych natychmiast pojawiła się spora grupa kibiców, którzy zarzekali się, że wierzyli w swoich ulubieńców i przedstawiali nawet na to różne dowody. Generalnie jednak, twardo stąpając po ziemi i nie bujając w obłokach, można było to rozpatrywać w kategoriach „Bajek z mchu i paproci”. Wielu z nas oczyma wyobraźni widziało finał nad, którym unosiłby się duch Johana Cruyffa, czyli Barcelona – Ajax.

 

Plany wzięły jednak w łeb, bo się okazało, że futbol może mieć się dobrze bez swoich bogów. To nie największa gwiazda Liverpoolu Mohamed Salah, ale zastępujący go, rezerwowy i niedoceniany Divock Origi przesądził o awansie „The Reds”, to nie największa gwiazda Tottenhamu Harry Kane, a Lucas Moura wbił trzy gole Ajaksowi. Brazylijczyk, który został sprzedany przez PSG, bo nie pasował do wielkiego projektu paryżan, zakładającego… awans do finału Ligi Mistrzów. Czyli mieliśmy tu kolejną przewrotność piłki nożnej w czystej postaci.

 

Tak jak fakt, że cała ta rywalizacja, wszystkie te piękne mecze, sprowadziły się do tego, że w wielkim finale o najważniejsze trofeum w klubowym futbolu zwanej dumnie Ligą Mistrzów zagrają zespoły, które w poprzednim sezonie w swojej krajowej lidze zajęły miejsca numer 3 i 4. Mając na koniec rozgrywek odpowiednio 23 i 25 punktów straty do mistrzowskiego City. Warto też przypomnieć, że Liverpool ostatnio był mistrzem Anglii 29 lat temu, a Tottenham 58. 

 

Przegrani przypominając to, zadają pytanie, jacy to mistrzowie? W odpowiedzi od tych, dla których liczy się przede wszystkim gra, słyszą jednak: A jakie to ma znacznie?

 

WYNIKI I TERMINARZ LIGI MISTRZÓW

 

Oglądaj na żywo największe europejskie gwiazdy piłki nożnej i ekscytujące zmagania najlepszych europejskich drużyn – fazy pucharowe Ligi Mistrzów UEFA i Ligi Europy UEFA 2018/2019 na kanałach Polsat Sport Premium 1 i Polsat Sport Premium 2, w Cyfrowym Polsacie, Plusie i IPLI. Prestiżowe rozgrywki dostępne są w telewizji, na komputerach, smartfonach i tabletach.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Niemcy - Holandia. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie