Beniaminkowie Fortuna 1.ligi: Pawlak musi zbudować Olimpię od nowa

Piłka nożna
Beniaminkowie Fortuna 1.ligi: Pawlak musi zbudować Olimpię od nowa
Fot. Cyfrasport

Po spadku do 2.ligi niewielu ekspertów widziało w piłkarzach Olimpii Grudziądz kandydata do szybkiego powrotu na zaplecze Ekstraklasy. Tym bardziej, po dalekiej od zachwytów jesieni. Jednak wiosną zespół trenera Mariusza Pawlaka szedł jak burza i na koniec rozgrywek uplasował się w tabeli tuż za Radomiakiem. Teraz jednak – jak przyznaje w rozmowie z nami szkoleniowiec - drużynę trzeba budować niemal od nowa.

Bożydar Iwanow: Znamy historie wielu klubów, które po spadku nie mogły się pozbierać i następowała kolejna degradacja. Ruch Chorzów, PGE GKS Bełchatów czy Górnik Łęczna. Wy pokazaliście odwrotną tendencję, wasz pobyt w niższej klasie trwał tylko rok. Jak Wam się to udało?

 

Mariusz Pawlak, trener Olimpii Grudziądz: W piłce dzieje się wiele różnych rzeczy, których byśmy nie przewidzieli. Ale przychodząc do Olimpii, mieliśmy obrany cel. Że chcemy wrócić do 1.ligi. Nie wiedzieliśmy, czy uda się to już po pierwszym roku, to miało się okazać. Plan był dwuletni. Obejmował też wprowadzanie do zespołu młodych chłopaków. W drużynie zadebiutowało czterech piłkarzy z akademii. Plus młodzieżowcy tacy jak Wojciech Muzyk i Konrad Handzlik, którzy mniej grali w 1.lidze zaczęli być wartościowymi zawodnikami w podstawowej jedenastce.

 

Przed zimową przerwą nikt jednak, by na Was nie postawił...

Mieliśmy swoje problemy ale każdy je miał. Szczególnie jesienią bo wypadli nam dwaj środkowi obrońcy. Graliśmy nierówno, niezłe mecze przeplataliśmy słabszymi. Rzeczywiście przed przerwą zimową nikt na nas nie stawiał, mieliśmy 5 punktów straty do trzeciego miejsca, a do Widzewa w pewnym momencie aż 11. Wiosną natomiast zdobyliśmy najwięcej punktów ze wszystkich drużyn, łodzian wyprzedziliśmy w tabeli o 4 "oczka".. Historia jest fajna ale nie ma co nią żyć. Ale powyższe fakty i liczby pokazują, jak nierówna była ta liga.

 

Kiedy spotkaliśmy się przed waszym meczem z Ruchem w Chorzowie mówiłeś w superlatywach o swoich piłkarzach z Półwyspu Iberyjskiego. Polska piłka nawet na tym poziomie nie może się obyć bez zawodników z Portugalii i Hiszpanii?

 

Wiadomo, że gracze z tego regionu mają swoje walory. Kreatywność jest po ich stronie. Ale trzeba to przełożyć na działania boiskowe. Z poprzednim dyrektorem Robertem Grafem (odszedł do Warty Poznań przyp red.) szukaliśmy zawodników pod konkretne pozycje i charakterystykę. Obserwowaliśmy ich długo dlatego uznaliśmy, że Ruiz i Thiago będą nam potrzebni. Maciej Kona dołączył do nas najpóźniej, z Chrobrego, ale wiedzieliśmy na co go stać. Potrzebowaliśmy „szóstki”, szybkiej zwrotnej, piłkarza, który nie tylko przechwyci ale i sporo piłek odbierze. Piłkarzy zagranicznych Robert prześwietlił dokładnie, nie spał po nocach bo nie mogliśmy się pomylić. Obaj byli długo w okresie przygotowawczym i to pomogło nam zgrać zespół. Mieli jakość i ją pokazali. German Ruiz odchodzi jednak z klubu, podobnie jak inni piłkarze. Zresztą… Dla mnie to kolejne wyzwanie jako szkoleniowca. Nie będzie tych zawodników, będą inni. Wyobrażałem jednak sobie, że tak jak inni beniaminkowie, Bełchatów i Radomiak i nam uda się zachować trzon. Pewnie będziemy jedynym z tych zespołów, który traci wielu podstawowych zawodników. Piłkarze dokonali innego wyboru, klub innego, często ekonomicznego i trzeba to zrozumieć. Będziemy mieć inny zespół, proces treningowy się przeciągnie w czasie, żeby wdrożyć pewne automatyzmy i powtarzalność w działaniach.

 

To oznacza, że waszym jedynym celem będzie utrzymanie?

 

Każdy startuje w tej lidze, żeby ją wygrać. Nie mogę mówić, że gramy tylko po to żeby się utrzymać. Ja mam swój cel. Nie chcę o nim głośno mówić, bo wszystko budujemy od nowa. Mam nadzieję, że zdążymy do pierwszego meczu. A co będzie? Czas pokaże. Ze spotkania na spotkanie będziemy zbierać nowy materiał i nad nim pracować.

 

Jak zmieniła się twoja rola, skoro prezesem został były szkoleniowiec m.in. Olimpii Tomasz Asensky, a dyrektorem jego były asystent w Stomilu Olsztyn Grzegorz Wódkiewicz?

 

Tak, to ciekawa sytuacja. Moje zdanie wygląda następująco: jeśli trenerzy przechodzą na inne stanowiska w klubach sportowych, to nie powinni już wracać do trenowania, ponieważ widocznie lepiej się znają na innych rzeczach w klubie, znają dobrze tę materię, od środka, lepiej niż inni ludzie zasiadający często na tych stanowiskach i to oczywiście szanuję.

 

Ale akurat ich pierwszą decyzją było przedłużenie z tobą umowy…

 

I to jest pozytywne. Musimy dbać o etykę w naszym zawodzie, często mówiliśmy o tym w szkole trenerów, ale to teoria. Wiemy, jak to wygląda w praktyce. Należy się nam czas, prezesi muszą zachowywać cierpliwość, a trenerzy nie mogą skakać z kwiatka na kwiatek. A to przecież częsty przypadek w naszej piłce. Czy Tomek z Grzegorzem już na stałe podjęli się innych ról w futbolu? Czy myślą o tym, by może wrócić do pracy szkoleniowej? Ja bym siebie w ich roli nie widział. Chcę być trenerem. Natomiast nasza współpraca układa się coraz lepiej, oczywiście z mojej perspektywy. I musimy robić tak żeby Olimpia Grudziądz coraz lepiej funkcjonowała na boisku i poza nim.

 

 

 

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie