Były piłkarz Legii: Trenerom trzeba dać czas

Piłka nożna
Były piłkarz Legii: Trenerom trzeba dać czas
fot. PAP

- Legię objął Vukovic - zobaczymy, jak to będzie wyglądać, chociaż na razie nie jest dobrze - powiedział Krzysztof Gawara, związany z futbolem blisko 50 lat, były zawodnik i szkoleniowiec, gracz m.in. Ruchu Chorzów i Legii Warszawa, piłkarski mistrz Finlandii, obecnie p.o. dyrektora OSiR "Huragan" w Wołominie.

Debiutował jako 16-latek w Polonii Bydgoszcz i awansował z tą drużyną do drugiej ligi. W trakcie pięciu lat studiów na gdańskiej AWF grał w tamtejszej Lechii. W 1982 roku trafił do Ruchu Chorzów, w jego barwach zadebiutował w ekstraklasie. W 1985 otrzymał propozycję z Legii Warszawa i trafił na Łazienkowską. Ze stołecznym klubem, jako zawodnik, potem trener drugiego i - w różnych konfiguracjach - pierwszego zespołu, związany był około 15 lat.

 

- Niestety, nie było mi dane zdobyć mistrzostwa Polski. Dwa razy kończyliśmy rozgrywki na drugim miejscu. W przypadku Legii zawsze budziło to niezadowolenie, bo tytuł był celem numer jeden. Trzeba jednak też wziąć pod uwagę, że w tym czasie w kraju było kilka mocnych zespołów, a przede wszystkim koalicja klubów ze Śląska - zauważył.

 

Grający na pozycji stopera Gawara był pierwszym polskim piłkarzem, który zdobył mistrzostwo... Finlandii. Wcześniej, w sezonie 1999, królem ligowych strzelców i zdobywcą krajowego pucharu w tym kraju był w barwach Ilves Tampere Marek Czakon.

 

Do Kraju Tysiąca Jezior Gawara pojechał po... dwuletniej przerwie w karierze zawodniczej. W 1988 roku skończył mu się kontrakt w Legii. Częste zapalenia ścięgna Achillesa nie dawały nadziei na kontynuowanie gry. - Klub z Łazienkowskiej nie przedłużył ze mną umowy, ale zaproponował prowadzenie drugiego zespołu, z którym pracowałem dwa lata. Wtedy właśnie dostałem propozycję wyjazdu do Finlandii, do drużyny z drugiej ligi. Postanowiłem spróbować. Miałem już co prawda 32 lata, a w tamtym okresie zawodnik w wieku 30 był już uważany za staruszka. Chciałem zadać temu kłam - podkreślił.

 

Z zespołem Pietarsaari wywalczył awans do pierwszej ligi. Po upływie trzyletniego kontraktu dostał propozycję gry w innej fińskiej drużynie - TPV Tampere, która awansowała właśnie do najwyższej ligi. - W pierwszym sezonie zajęliśmy piąte miejsce, ale w roku 1994 zdobyliśmy mistrzostwo Finlandii, chociaż w przedsezonowych prognozach wszyscy skazywali nas na pożarcie. Miałem 36 lat i czułem się bardzo dobrze. W następnym roku złapałem jednak kontuzję i pół sezonu nie grałem, a drużyna, która broniła tytułu spadła do niższej klasy. Wydawało się to niemożliwe, ale coś takiego też przeżyłem. Trochę jeszcze pograłem w innym zespole z drugiej ligi i wróciłem do Polski - wspominał.

 

Będąc piłkarzem Legii Gawara grał w reprezentacji olimpijskiej trenera Waldemara Obrębskiego, uczestniczącej w eliminacjach do igrzysk w Los Angeles. Decydujący o awansie mecz z NRD biało-czerwoni przegrali, ale wyjazd i tak nie doszedłby do skutku ze względu na bojkot olimpiady przez kraje socjalistyczne. - Bywałem też na obozach reprezentacji seniorów u trenerów Antoniego Piechniczka i Wojciecha Łazarka. Zawsze jednak coś mi przeszkodziło, żeby zadebiutować w zespole narodowym - przyznał.

 

Po powrocie z Finlandii w 1996 roku zajął się trenerką. Przez półtora roku prowadził Wicher Kobyłka w czwartej lidze, by potem przenieść się do klubu, w którym już wcześniej grał i pracował jako trener. - Byłem w sztabie Jerzego Kopy przy pierwszym zespole Legii, ale też prowadziłem drugą drużynę. Prawdę mówiąc, na Łazienkowskiej byłem asystentem przy każdym głównym szkoleniowcu, także Stefanie Białasie czy Franciszku Smudzie. Po zwolnieniu Franka krótko byłem pierwszym trenerem. Potem sytuacja się powtórzyła, gdy z funkcji głównego szkoleniowca zwolniono Darka Kubickiego. W pewnym momencie pierwszy zespół prowadziło trio: Lucjan Brychczy, Jacek Zieliński i ja, a ponieważ miałem licencję pro, więc formalnie byłem pierwszym. Takie dziwne sytuacje - przypomniał.

 

Jak były piłkarz i szkoleniowiec patrzy na wyniki Legii w ostatnich sezonach? Dwa wicemistrzowskie tytuły w okresie kariery zawodniczej były dla niego rozczarowaniem. Teraz jest podobnie. - Legia ma chyba najpotężniejszy budżet z naszych klubów, więc przy tych nakładach ostatni sezon uważam za porażkę. Byłem przekonany, że drużyna, mając zawodników z nazwiskami, wydawałoby się ogranych w mocniejszych ligach, mistrzostwo zdobędzie długo przed zakończeniem sezonu. Stało się inaczej - zaznaczył.

 

Przyczynę Gawara widzi m.in. w zawirowaniach na stanowiskach trenerskich. - Nie wyglądało to tak, jak powinno. Gdyby to było sensownie ułożone, tytuł na pewno pozostałby w Warszawie. Jozak prowadził drużynę krótko, Sa Pinto niewiele dłużej. Najgorsze było to, że każdy trener chciał w drużynie swoich zawodników. Chorwat ściągnął zaciąg bałkański. Nie do końca to wyszło. Później przyszedł Portugalczyk - okazuje się, że kolejny zaciąg też się nie sprawdził. Teraz wziął drużynę Vukovic - zobaczymy, jak to będzie wyglądać, chociaż na razie nie jest dobrze - ocenił.

 

Zwrócił uwagę na kluby angielskie czy niemieckie, gdzie szkoleniowcy mają dłuższy horyzont pracy. - Przykłady Fergusona czy Wengera to absolutne wyjątki. U nas jest nie do pomyślenia, żeby trener pracował w klubie tak długo. Ale z drugiej strony trudno go oceniać choćby po roku pracy. Trzeba dać mu dwa, trzy lata i wtedy wyciągajmy wnioski. Tymczasem prezesi nie wytrzymują ciśnienia. Jakieś niepowodzenie i od razu szkoleniowiec znajduje się na aucie. Myślę, że także ich wybór powinien być bardziej przemyślany, uzasadniony jakimiś argumentami - podkreślił.

 

Dziś 61-letni Gawara pełni obowiązki dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji "Huragan" w Wołominie, z którym w różnej roli związany jest od kilkunastu lat. - Nie czuję się wypalony. Chciałbym jeszcze coś zrobić na sportowej niwie. W ciągu roku mamy w naszym ośrodku dużo imprez. Ostatnio borykaliśmy się wprawdzie z pewnymi problemami, bo sala gimnastyczna była wyłączona z użytku, a budynek biurowy dopiero wraca do normalnego funkcjonowania po pracach termomodernizacyjnych. Od grudnia ubiegłego roku wymieniano w nim instalację elektryczną, oświetlenie, grzejniki, ocieplano budynek, założono na dachu panele słoneczne. W tym ogromie prac musieliśmy jakoś funkcjonować - zauważył.

 

OSiR w Wołominie ma w kalendarzu wiele imprez sportowych, m.in. mający kilkunastoletnią tradycję Memoriał Jerzego Cudnego, legendy wołomińskiej siatkówki, czy zainaugurowany w tym roku Memoriał Mirona Pawła Cicheckiego, działacza sportowego, którego imieniem został nazwany stadion piłkarski. - Głównym turniejem, który rokrocznie organizujemy, jest Memoriał Małgorzaty Dydek. W tym roku odbędzie się jego ósma edycja. Pochodzącą z Wołomina i tu zaczynającą przygodę ze sportem przedwcześnie zmarłą wybitną koszykarkę znają kibice na całym świecie. Na turniej przyjeżdżają tradycyjnie cztery reprezentacje dziewcząt do lat 16, w każdym roku z innych krajów. Tym razem w dniach 9-11 sierpnia rywalizować będą ekipy Niemiec, Litwy, Norwegii i Polski - zakończył Gawara.

A.J., PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie