Czy Kownacki dołączy do klubu "żelaznych szczęk"?

Sporty walki

Chris Arreola w sobotnim pojedynku w Nowym Jorku przyjął ponad trzysta ciosów Adama Kownackiego, Polak nieco mniej, ale też sporo, bo prawie trzysta. I co ? I nic. Większość z nich, powaliłoby byka. Żaden nie padał, walczyli 12 rund, na punkty wygrał Polak. Czy Kownacki ma szansę dołączyć do grona największych twardzieli zawodowego ringu? Na pewno ma duże zadatki, by zyskać taką opinię.

Ringowi twardziele - takich kibice kochają najbardziej. Ale podobnych kozaków w historii tej dyscypliny było wielu. Niektórzy z nich, to prawdziwe ikony, ludzie z żelaza i  szczękach z tytanu. Oto najwybitniejsi z nich.

 

1/ Marvin Marvelous Hagler (62-3-2, 52 KO)  -  Wielki mistrz kategorii średniej. Wspaniały pięściarz i twardziel jakich mało. Na deskach leżał tylko raz, w pojedynku z Argentyńczykiem Juanem Domingo Roldanem, ale znokautował go w 10 rundzie. Walczący z odwrotnej pozycji Hagler, choć był praworęczny (tzw. fałszywy mańkut) potrafił przyjąć straszliwe bomby takich kilerów, jak chociażby John Mugabi, a później ich nokautować. Jego niespełna trzy rundy z Tommy Hearnsem przeszły do historii zawodowego boksu. Nikt nie wie, w jaki sposób przeżył ogniowy ostrzał "Hitmana:, by chwilę później zgasić go jak świeczkę firmowym prawym sierpowym. A to jak potrafił boksować można zobaczyćm puszczając sobie jego cudowny, choć niesłusznie przegrany pojedynek z Rayem „Sugarem” Leonardem z 1987 roku.

To był prawdziwy spektakl którym zachwyciło się nie tylko Las Vegas, ale cały świat. Obaj byli bowiem genialni.

 

2/ Rocky Marciano (49-0, 43 KO) - Niepokonany czempion królewskiej kategorii. W 49 wygranych walkach na deskach leżał tylko dwa razy, w pojedynkach z Jersey Joe Walcottem i Archie Moorem, ale w ostatecznym rozrachunku im też nie dał żadnych szans. Próbował pokonać go znakomity Ezzard Charles, w obu ich pojedynkach Marciano mocno krwawił, ale Charles nie dał rady. Pisarz Ed Fitzgerald pisał o nim, że jest jak niedźwiedź grizzly: możesz sprawić, że rozzłoszczony potrząśnie tylko głową, gdy uderzysz go bardzo mocno, ale nie ma szans, by go przewrócić. I taki jest właśnie „Rocky” (Skała) Marciano.

 

3/ Harry Greb (107-8-3, 48 KO)  – „Człowiek Wiatrak” to jeszcze jedna z tych niewiarygodnych postaci zawodowego boksu, dziś już trochę zapomnianych. Tylko dwukrotnie schodził pokonany przed czasem. W pierwszym przypadku miał problemy z wagą, w drugim przegrał z bólem obojczyka. I warto dodać, że miało to miejsce w pierwszych dwóch latach trwającej później jeszcze 11 lat kariery. Wielu uważa go za najlepszego pięściarza wagi średniej w całej historii tej dyscypliny. A przecież bił się też z wielkimi mistrzami wagi półciężkiej. W końcowej fazie kariery walczył nie widząc na prawe oko. Stracił w nim wzrok w ringu, prawdopodobnie w 1921 roku. 

 

4/ Jake LaMotta (83-19-4, 30 KO) - „Wściekły Byk” albo „Byk z Bronksu”, takie nosił przydomki, a film „Wściekły Byk” wyreżyserowany przez Martina Scorcersee przyniósł Robertowi de Niro, grającemu Jake’a LaMottę, jak najbardziej zasłużonego Oscara. Niewielu było takich twardzieli jak Jake. Nie miał imponujących warunków, jak na wagę średnią, nie miał nokautującego ciosu, a wygrywał z prawdziwymi kozakami. Nawet z takim geniuszem jak Ray ”Sugar” Robinson. – Walczyłem z nim sześć razy i niewiele brakowało bym nabawił się cukrzycy – żartował w jednym z wywiadów. LaMotta dożył sędziwego wieku, zmarł mając 95 lat, a przecież przyjął na głowę tysiące ciężkich ciosów.

 

Z Robinsonem przegrał pięć razy, ale tylko raz przed czasem, choć nie padł na deski. Ale to była jatka, znakomicie zresztą pokazana we ”Wściekłym Byku”. Formalnie ma w rekordzie cztery przegrane przed czasem, ale ani razu nie był liczony, choć stoczył ponad sto walk, z większości z najlepszymi w tamtej erze. Porażkę z Billy Foxem w wadze półciężkiej wymusiła na nim mafia, która zarobiła wtedy majątek na zakładach. Ale obiecała też, że doprowadzi go w zamian do walki o mistrzostwo świata. Gangsterzy słowa dotrzymali, dwa lata później  został mistrzem kategorii średniej.

  

5/ George Chuvalo (73-18-2, 64 KO) – Kanadyjski „Ironman” zasługuje na szczególne słowa uznania. Bił się przecież w złotej erze wagi ciężkiej z samymi tuzami. Stoczył 93 walki i nawet jak przegrywał, to kończył je stojąc. Muhammad Ali pokonał go dwukrotnie, ale na punkty. Z Joe Frazierem przegrał z powodu kontuzji. Frazier jednym ze swoich straszliwych sierpów złamał mu po kość policzkową. George Foreman też go zatrzymał, ale nie powalił, podobnie jak Jerry Quarry.

 

6/ Carlos Monzon (87-3-9, 59 KO) - Argentyna wielbi go do dziś, choć pamięta o ciemnej stronie życia. Monzon to kolejny, legendarny mistrz wagi średniej. Lubił wypić, palił kilkadziesiąt papierosów dziennie, a w ringu sprawiał wrażenie, że cały jest z tytanu. Ciosy rywali odbijały się od niego jak od betonowej ściany. Był dla nich brutalny i nieosiągalny. Na deskach leżał tylko po ciosie Kolumbijczyka Rodrigo Valdeza, ale wstał i go pokonał. Przydomek „Strzelba” pasował do niego jak ulał. Strzelał w przeciwników ciosami jak do kaczek. A ich strzały nie robiły na nim wrażenia. 

 

7/ Kid  Gavilan (108-30-5, 28 KO) – „Kubański Jastrząb” leżał wprawdzie kilka razy na deskach, ale nikt nie może się pochwalić, że wygrał z nim przed czasem, choć ma przecież na koncie 143 walki. Nawet Robinson, czy Carmen Basilio, który powalił go wprawdzie lewym sierpowym mogącym znokautować każdego w limicie wagi półśredniej, ale nie Gavilana. 

 

8/ Gene Fullmer (55-6-3, 24 KO) - Zatrzymało go tylko dwóch wielkich mistrzów. Najpierw w ich rewanżowym pojedynku Ray Sugar Robinson,  a później Dick Tiger, u siebie w Nigerii, gdy Fullmer miał już 32 lata i kończył karierę. Robinson zatrzymał go fenomenalnym lewym sierpowym, jednym z najlepszych, najbardziej efektownych w historii boksu. Gene Fullmer w trzech pozostałych walkach  z Rayem Sugarem  radził sobie jednak znakomicie, przyjął wiele silnych ciosów i bił się twardo do końca. Z Tigerem na jego terenie było znacznie gorzej niż w ich pierwszym, remisowym pojedynku w Las Vegas. W Nigerii Fullmer został zmaltretowany i poddany przez narożnik po siódmej rundzie

 

9/ Carmen Basilio (56-16-7, 27 KO) - On też, jak mało kto potrafił przyjąć i oddać. A w ringu zatrzymał go dwukrotnie tylko większy i silniejszy Fullmer. Za drugim razem zatrzymanie było kontrowersyjne, Basilio miał wprawdzie liczne rozcięcia, ale jak sam twierdził mógł i chciał walczyć. Sędzia jednak miał inne zdanie w tej kwestii. O klasie Basilio niech świadczy fakt, że będąc mistrzem wagi półśredniej, we wrześniu 1957 roku  pokonał w Nowym Jorku Raya Robinsona i odebrał mu tytuł w średniej. - Walka była bardzo wyrównana,  Basilio po ciosach, które powaliłyby konia tylko się otrząsnął i ruszał do ataku - pisali amerykańscy dziennikarze.  

 

10/ George Foreman (76-5, 68 KO) - Znokautował go tylko Muhammad Ali w Kinszasie. A na deski rzucali jeszcze Ron Lyle i Jimmy Young. Temu pierwszemu to nie pomogło. Foreman wstawał i bił jeszcze mocniej, ostatecznie nokautując rywala, o którym powiedział, że nikt mu tak nie zalazł za skórę. Zresztą do dziś uważa, że Ron Lyle był najmocniej bijącym z tych, z którymi mierzył się w ringu. Z Youngiem w 1977 roku przegrał na punkty i uznał, że czas kończyć. Wrócił dziesięć lat później, a w 1994 roku znów znów był mistrzem świata.

 

Lista ta nie obejmuje początków zawodowego boksu, stąd brak na niej chociażby takich postaci jak Harry „Hop” Stone, a właściwie Harry Siegstein, mega twardziel z Nowego Jorku, który w latach 1906 – 1929 stoczył ponad 500 walk i nigdy nie był na deskach. Większość z nich w Australii, stąd różne dane, ale nie zmienia to faktu, że bokserzy z tamtych lat byli ulepieni z innej gliny. 

 

 

 

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie