Slavia w Lidze Mistrzów, czyli dlaczego Czesi chcą płacić głównie swoim

Piłka nożna
Slavia w Lidze Mistrzów, czyli dlaczego Czesi chcą płacić głównie swoim
Fot. PAP

Slavia Praga bez większego trudu awansowała do Ligi Mistrzów, pokonując rumuński CFR Cluj. Dzięki temu mistrz Czech drugi raz z rzędu znalazł się w elitarnych rozgrywkach (w poprzednim sezonie Viktoria Pilzno). Biorąc pod uwagę czas od pierwszego awansu w 1997 roku przedstawiciel Czech brał udział w fazie grupowej LM dwanaście razy. Polskie drużyny tylko trzy razy w historii.

Przywoływanie czeskich sukcesów w kontekście naszego ubóstwa w tej kwestii jest jak najbardziej uzasadnione. Bo skoro z oczywistych względów nie mamy szans równać się z takimi futbolowymi i ekonomicznymi potęgami jak Anglia, Niemcy, Francja czy Hiszpania, to już z Czechami, Słowakami, Rumunami, Serbami, Chorwatami czy Bułgarami jak najbardziej.

 

Kraje z dawnego bloku wschodniego, ani wyjątkowo bogatsze ani biedniejsze. W wielu kwestiach bardzo podobne. I nadziwić się nie możemy, że jak w przywoływanym czeskim przypadku rozdźwięk pomiędzy tym co u nas i co u nich jest tak duży i z roku na rok się powiększa. Że liga, która wykreowała graczy do Bayernu Monachium, Milanu, Napoli, Juventusu, czy Monaco nie jest w stanie sklecić pół drużyny choćby zbliżonej do takiej Slavii Praga.

 

Wszystkowiedzący eksperci internetowi od razu wytłumaczą sprawę w banalny sposób: „Bo przecież Slavia parę lat temu zyskała zamożnych chińskich sponsorów”. Pewnie, że będą mieć sporo racji, ale patrząc na grę drużyny z Pragi, sposób jaki została skonstruowana i jakie przyświecają jej idee, można odnieść wrażenie, że to nie kasa odgrywa tu największą rolę.

 

Zresztą też nie przesadzajmy ze skalą tych inwestycji w drużynę. Kwoty wydawane przez Slavię nawet nie zbliżają się do tych w nawet średnich klubach czołowych lig. Nawet jeśli uznamy, że w ciągu kilku lat zainwestowano w zawodników ok 25 mln euro (przy 10 mln zysku za wytransferowanych piłkarzy), to jest to przecież kwota uznawana za promocyjną w przypadku jakiegoś jednego przyzwoitego grajka w ligach zachodnich.

 

Dla nas to oczywiście dużo, ale dla porównania przypomnijmy, że mniej więcej tyle zainkasowała Legia za awans do Ligi Mistrzów przed paru laty, a Sebastian Szymański został sprzedany niedawno za blisko 6 mln euro. To nie są pieniądze jakich nikt w Polsce nigdy nie widział. Czesi jednak rozsądnie, zgodnie z założonym planem inwestują, a my ewentualnymi wpływami zasypujemy dziury budżetowe, trwonimy je na podziały właścicielskie czy po prostu na pensje dla całych zastępów przepłaconych zagranicznych „asów”, którzy i tak nie wznoszą nas na poziom europejski.

 

Czeski trener Jindrich Trpisovski w meczu z Cluj wystawił w pierwszym składzie dziewięciu rodzimych graczy, dziesiąty wszedł na zmianę. A liderem drużyny jest jej największa gwiazda sprowadzony za 4 mln euro Rumun Nicolae Stanciu. Drogi, ale będący autentyczną wartością dodaną. I czym była ta kwota przy tych grubo ponad 20 mln, które Slavia ma zagwarantowane za udział w fazie grupowej LM?

 

Na pytanie o co w Slavii chodzi, rzeczowo odpowiedział były zawodnik Zagłębia Lubin, Slavii, a obecnie działacz praskiego klubu Jiri Bilek w wywiadzie dla Grzegorza Rudynka z „Przeglądu Sportowego”: "Zeszliśmy z tej drogi (chodziło o skupowanie zagranicznych zawodników, co miało miejsce w pierwszym sezonie po wejściu Chińczyków). Chcemy, aby Slavia wychowywała własnych piłkarzy, była oparta na młodych Czechach, którzy dopiero mogą się rozwinąć i oddadzą serce temu klubowi. Tego nie gwarantuje zawodnik mający trzydzieści lat lub więcej, za którego wykłada się duże pieniądze. Poza tym zmienia się piłka. Dziś potrzeba szybkich graczy, atletów. I w takich piłkarzy celujemy. Oczywiście cudzoziemcy też mogą grać u nas, ale muszą być zdecydowanie lepsi od Czechów lub bliskich nam Słowaków”.

 

Jedna wypowiedź jednego z ludzi Slavii, jeszcze przed awansem do LM, ale jakże czytelna i znajdująca potwierdzenie w faktach. Za dwóch młodych obrońców Jablonca, którzy nawet nie są w reprezentacji Czech, zapłacono po milionie euro. Bo pasują do ustalonej koncepcji, sporo dadzą drużynie i jeszcze będzie można na nich zarobić. I ci gracze będą wciąż w czeskiej piłce i zostaną w niej też te pieniądze.

 

U nas w wielu podobnych sytuacjach mówi się, że właściciele polskich klubów nie mają szans zatrzymać zawodników, po których zgłasza się nawet przeciętny zagraniczny klub. Tym też tłumaczą brak przepływu najlepszych z jednego klubu w Polsce do drugiego. W wielu przypadkach to racja, ale jak się patrzy na niektóre transfery to się rodzi pytanie czy aby na pewno nasi działacze o to zabiegają.

 

Patryk Dziczek, wyróżniający się reprezentant polskiej młodzieżówki został sprzedany do Lazio i natychmiast wypożyczony do drugiej ligi włoskiej. Czy naprawdę, żaden z czołowych naszych klubów nie wysupłałby 300 tysięcy euro, aby mieć go u siebie. Czy naprawdę dla polskiej piłki lepiej pozwolić, aby zniknął w jakiejś Serie B, a tu za podobne pieniądze ściągnąć trzech zagranicznych przeciętniaków?

 

Wracając do Slavii i tego co nas różni od Czechów, to chyba jednak przede wszystkim sposób myślenia o piłce, system wartości, umiejętność zarządzania, budowania strategii i konsekwencja. A pieniądze? Zakładając nawet, że dokładnie te same chińskie pieniądze pojawiłyby się nad Wisłą, to jaką mielibyśmy gwarancję, że nasi obecnie nieudolnie zarządzający by ich błyskawicznie nie roztrwonili?

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie